„Głosujący na Trumpa wyborcy postanowili zmienić Stany Zjednoczone w wersję makro mojej dysfunkcyjnej rodziny” – pisze Mary L. Trump. Bratanica prezydenta Stanów Zjednoczonych, psycholog kliniczna, wydała w ubiegłym miesiącu jego biografię. Biały Dom próbował zablokować jej publikację. Nie udało się, a książka już pierwszego dnia sprzedała się w rekordowej liczbie niemal miliona egzemplarzy.
„Too much and never enough. How my family created the world’s most dangerous man” (ang. Zbyt wiele i nigdy dość. Jak moja rodzina stworzyła najbardziej niebezpiecznego człowieka na świecie) to bezkompromisowy portret Donalda Trumpa. Jego autorka, córka zmarłego brata prezydenta, Freda Trumpa Jr., napisała ją, jak przekonuje we wstępie, z poczucia obywatelskiego obowiązku, bo „jeśli Trump zostanie wybrany na drugą kadencję, w Ameryce skończy się demokracja”. Mary L. Trump ma doktorat z psychologii i prowadziła kursy podyplomowe z zakresu traumy, psychopatologii i psychologii rozwojowej. W połączeniu z informacjami z pierwszej ręki sprawiło to, że jej książka jest wnikliwą analizą toksycznej osobowości prezydenta. I jednocześnie historią rodziny, w której Mary miała nieszczęście się urodzić.
Czarna owca
Mary L. Trump we wstępie pisze, że jest jedyną członkinią rodziny Trumpów, która nie obawia się wyjawić informacji na temat wuja. Bo i tak już od dawna była w rodzinie czarną owcą. Mary to córka starszego brata Donalda, Freda. Pierworodny Freda Trumpa Seniora miał odziedziczyć imperium, które zaczął budować jego ojciec. Tak jednak się nie stało, bo, jak twierdzi Mary, jej ojciec nie posiadał cech, które dziadek faworyzował. Cech takich jak bezwzględność, umiejętność kłamania w żywe oczy, czerpanie przyjemności z poniżania słabszych. Mary pisze wprost – Fred Trump Sr. był tyranem i socjopatą. To z jego winy jej ojciec popadł w skrajny alkoholizm i w konsekwencji zmarł na atak serca w wieku zaledwie 42 lat. Dziadek nieustannie poniżał ojca Mary, nazywając go „podniebnym kierowcą autobusu”, kiedy Fred pracował jako pilot w największych wówczas amerykańskich liniach lotniczych, TWA. Podburzał też przeciw niemu Donalda. A ten, od wczesnego dzieciństwa uczony, że jeśli sam nie zaatakuje, stanie się ofiarą, skwapliwie się na starszym bracie wyżywał. W konsekwencji nieustannych poniżeń i złośliwości Fred zaczął pić, stracił pracę i na tarczy wrócił do rodzinnej firmy, prosząc o zatrudnienie. Fred Sr, widząc płaszczącego się przed nim, skruszonego syna, triumfował.
Mary i jej brat nie mieli łatwego dzieciństwa. Choć Fred był członkiem bardzo zamożnej rodziny, dostał w firmie mało intratną posadę, więc w domu nigdy się nie przelewało. W dodatku alkoholizm ojca sprawił, że rodzice szybko się rozwiedli. Tym samym matka Mary stała się w rodzinie Trumpów persona non grata. Nawet jeśli pozwalano jej towarzyszyć dzieciom podczas rodzinnych uroczystości, traktowano ją jak ubogą krewną. Mary w jednym z rozdziałów wspomina święta, podczas których Donald i Ivana przywieźli wszystkim prezenty. Trump był już wówczas niezwykle zamożnym człowiekiem, poruszał się luksusową limuzyną, a na uroczystości zjawił się w drogim garniturze. Tymczasem prezenty, które dostali Mary, jej brat i matka, nie odzwierciedlały ani jego bogactwa, ani, co gorsza, uczucia do bratanków i bratowej. Fritz, brat Mary, dostał oprawiony w skórę roczny planer – datowany na dwa lata wstecz. Jej matka otrzymała torebkę, która choć nosiła logo projektanta, najwyraźniej była „z drugiej ręki” – w środku znajdowała się zużyta chusteczka. Mary pod choinką znalazła złotego buta zapakowanego w celofan, wypełnionego koktajlowymi przysmakami – krakersami i słoikiem oliwek. Było też puste miejsce, w którym, jak powiedział jej ktoś z rodziny, wcześniej znajdował się prawdopodobnie słoiczek z kawiorem.
Mary jako córka pierworodnego Trumpa Seniora – właściciela ogromnej liczby nieruchomości w Nowym Jorku – wychowała się w niewielkim mieszkaniu w zaniedbanym budynku znajdującym się w kiepskiej dzielnicy miasta. Po rozwodzie rodziców matka Mary musiała ze skromnych alimentów, jakie jej zasądzono, płacić byłemu teściowi czynsz. Fundusz, który założył Mary i innym wnukom dziadek, pozwalał im na uczęszczanie do dobrych szkół i uczestnictwo w letnich obozach. Ale na tym rodzinna solidarność się kończyła. Kiedy ojciec Mary trafił do szpitala z zawałem serca, nikt z wpływowej rodziny – fundatorów całego skrzydła w świetnej klinice – nie kiwnął palcem, aby przenieść tam Freda i zapewnić mu lepszą opiekę. Donald nie zjawił się nawet w szpitalu, gdzie jego brat walczył o życie. Zamiast tego wybrał się do kina. A kiedy Fred Senior zmarł, Mary, jej brat i matka zostali pominięci w testamencie. Wszystko to jest zdaniem Mary jasnym dowodem na to, że linia rodziny, z której pochodzi, została przez Trumpów praktycznie wymazana, a tym, który walnie się do tego przyczynił, był Donald.
Zły wujek
Mary wnikliwie analizuje historię rodzinną i stawia diagnozę – korzeni osobowości Donalda Trumpa należy szukać w jego wczesnym dzieciństwie. Kiedy przyszły prezydent miał niecałe trzy lata, jego matka trafiła do szpitala z powodu powikłań po urodzeniu jego młodszego brata, Roberta. Sprawa była na tyle poważna, że leczenie trwało ponad rok. W tym czasie dzieci pozostawały pod opieką 12-letniej wówczas najstarszej siostry Maryanne i ojca. Ale Fred Senior nigdy nie interesował się dziećmi. Donald szybko jednak odkrył, że sposobem na to, by przyciągnąć jego uwagę, jest bycie złym. Jak twierdzi Mary, to, że w domu rodzinnym Trumpów panowały zasady odwrotne do powszechnie przyjętych norm społecznych, przyczyniło się do problemów Donalda w dorosłym życiu. „Donald miał niedobory, które miały go naznaczyć do końca życia”. Wykształciły w nim takie cechy osobowości, jak „przejawy narcyzmu, znęcania się i manii wielkości” – pisze autorka.
Donald Trump jako młody chłopak spędzał sporo czasu z ojcem Mary. Ale kiedy ten popadł w niełaskę Freda Seniora, zaczął się nad nim znęcać, a gdy się tym znudził, zerwał z nim kontakt. Bo Donald otaczał się tylko osobami, które mogą mu się do czegoś przydać. Takimi jaki Maryanne, starsza siostra, która odrabiała za niego zadania domowe w liceum. Trump w konsekwencji nie posiadał wiedzy, by zdać testy SAT i dostać się na studia. Ale jako ulubieniec ojca zawsze miał sporo gotówki. Zapłacił więc zdolnemu koledze, by zdał test za niego. A kiedy Maryanne skończyła studia prawnicze, użył znajomości z kontrowersyjnym prawnikiem Royem Cohnem, by jego siostra została prokuratorem. Osobie takiej jak Trump siostra na wysokim stanowisku w sądzie miała się wielokrotnie przydać.
Był też czas, kiedy Trump przypomniał sobie o Mary. Donald – nie wuj, wujek czy prezydent Trump, jak konsekwentnie pisze o nim w biografii – zlecił siostrzenicy napisanie jego książki „The Art of the Deal”. Ale kiedy Mary zaczęła zadawać niewygodne pytania, przestał mieć dla niej czas, a wreszcie zwolnił ją za pośrednictwem swojego wydawcy. Niedoszła ghostwriterka została jedynie z historiami, w których skarżył się na kobiety, które dały mu kosza. „To był jakiś okropny spis kobiet, z którymi chciał się umówić na randkę, ale które, odmawiając mu, nagle okazywały się najgorszymi, najbrzydszymi i najtłustszymi dziwkami, jakie kiedykolwiek poznał” – pisze Mary Trump. Mizoginia była zresztą w przypadku Donalda chlebem powszednim i cechą, którą podobnie jak wiele przywar, takich jak rasizm, homofobia czy antysemityzm, odziedziczył po ojcu. Kobieta wspomina, jak przy jednym ze spotkań Trump wygłosił prostacką uwagę na temat jej biustu: „O kurczę, Mary. Ale masz wypchane” – miał powiedzieć prezydent, dźgając palcem jej pierś. Jego ówczesna żona, Marla Maples, klepnęła go ponoć karcąco po ramieniu, a Mary zaczerwieniła się po komentarzu wuja.
Obywatelski obowiązek
Nie ulega wątpliwości, że Mary Trump czuje się skrzywdzona przez rodzinę ojca. I trudno jej się dziwić. Ale jej książka nie jest zemstą. To próba uświadomienia wyborcom, że obecny prezydent to w głębi duszy wciąż ten sam, skrzywdzony, przerażony mały chłopiec. Chłopiec, który tak jak kiedyś chciał zaimponować socjopatycznemu ojcu, teraz szuka uznania u innych samców alfa, charakterologicznie zbliżonych do Freda Seniora – światowych przywódców takich jak Władimir Putin czy Kim Dzong Un. Chłopiec, który podburza Amerykanów przeciwko sobie dokładnie tak samo, jak jego ojciec szczuł na siebie swoje dzieci. I przez to jest jednym z najbardziej niebezpiecznych ludzi na ziemi.
Bratanica prezydenta twierdzi, że to ona przekazała dziennikarzom „The New York Timesa” dokumenty pozwalające im prześledzić nieprawidłowości w składanych przez niego oświadczeniach podatkowych z lat 90. W „Too much and never enough” Mary pisze, że kiedy dziennikarze wzięli od niej prawie 20 pudeł z wyniesionymi przez nią z kancelarii prawniczej dokumentami, ściskała ich ze szczęścia. „Nie wystarczyło mi, że zgłosiłam się na ochotnika do organizacji pomagającej syryjskim uchodźcom. Musiałam doprowadzić do upadku Donalda” – napisała. Jej książkę próbowali zablokować Biały Dom i rodzina. Ale autorka wygrała proces.
Mary Trump przyznaje, że w ostatnich wyborach głosowała na Hillary Clinton. Nie przyszła na wieczór wyborczy Trumpa, choć ją zaprosił. Teraz, kiedy wuj walczy o reelekcję, Mary uważa, że jej obywatelskim obowiązkiem jest ujawnić jego sekrety. Ale czy jego wyborcy są wśród tych, którzy tłumnie rzucili się do księgarni po książkę?
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.