Wyłania się z leśnych ciemności jak latarnia. Współwłaścicielka Galilu Agnieszka Łukasik pragnie, by dom w mazurskim Witówku stał się dla jej przyjaciół przystanią. Nad projektem wnętrza pracowała jej przyjaciółka, architektka Magdalena Radałowicz-Zadrzyńska z pracowni ACV.
Na początku było światło. Agnieszka Łukasik spotkała się w Witówku z Magdaleną Radałowicz-Zadrzyńską w pierwszą słoneczną sobotę po wielu miesiącach zimowej ciemności. Przy przebłyskach słońca, w chwili, gdy natura budziła się do życia, powstały zdjęcia domu, który Agnieszka z Bartoszem stworzyli dla przyjaciół i na wynajem.
Agnieszka i Magdalena jednogłośnie wskazują jego centralny punkt: to ten najbardziej doświetlony. – Przestrzeń relaksu ulokowałyśmy na piętrze. Wielkie okna pozwalają poczuć się jak w domku na drzewie – mówi Agnieszka. – Jasna kanapa, tkany dywan, światło wpadające przez przeszklenia w dachu. Tu skupia się dobra energia. Dla mnie ten projekt zaczął się od potrzeby światła. Agnieszka zadzwoniła do mnie z prośbą o wsparcie w czasie pandemii. Ja w tym okresie nie wychodziłam z domu, bo zmagałam się z chorobą nowotworową. Mocno trzymałam się życia – opowiada Magdalena, która kolejne etapy projektu konsultowała zdalnie. Efekt zobaczyła dopiero w dniu sesji. Otworzyła drzwi i ujrzała magię, wnętrze pełne ciszy, ciepła, delikatności i nieomal boskiego światła.
Nowa przestrzeń powstała na terenie siedliska, gdzie mieści się także zrewitalizowana poniemiecka stodoła Agnieszki i jej partnera. Posiadłość jest położona na lekkim wzniesieniu, niedaleko rozlewiska, w starodrzewiu. Ogród porastają różnobarwne byliny, bo Agnieszka uwielbia rośliny. Ten „weekendowy przystanek” na Mazurach znaleźli niemal 20 lat temu. W XVIII wieku we wsi, która nazywała się wtedy Ittowken, działały kuźnia i szkoła, dziś pozostało zaledwie kilka domów. – To miejsce ciche i ustronne, ale nie bezludna wyspa – mówi Agnieszka. Do Witówka przeprowadzili się na pierwsze miesiące pandemii. W stodole brakowało jednak miejsca, by gościć rodzinę i przyjaciół. Wtedy powstał pomysł rewitalizacji budynku obok. – Dzieliłam się z Magdą pomysłami. I ona dodawała swoje – mówi. Nie chciały naruszyć zewnętrznej tkanki – została czerwona cegła, trzeba było zbudować nową podmurówkę i drewniany dach. – Powiększyliśmy okna, by do wnętrza wpadało jeszcze więcej światła – mówi Agnieszka.
Dom miał zachować wiejski klimat – ciepły, pozbawiony ostentacji, uroczy. W duchu quiet luxury, trendu, który przenika design, modę, styl życia. Luksusu dalekiego od „złotych klamek”. Przestrzeń społeczna to oprócz poddasza także kuchnia z jadalnią z wyjściem na taras. Magdalena sama zaprojektowała stół ze szczotkowanego drewna. Każdy surowszy element tonują akcenty „kojące” – dywany, koce, pledy, najczęściej z ulubionego sklepu NAP. Na poddaszu na podłodze leżą malowane farbą olejną deski, na parterze mikrocement w „ziemistym” odcieniu, jak określa go Agnieszka – trochę w nim jej ulubionej szarości, trochę brązu. – Nic tu nie krzyczy. To bliskie naszej filozofii. Liczy się autentyczność, taka nasza wersja skromności – mówi Agnieszka.
Cały tekst znajdziecie w trzecim wydaniu „Vogue Polska Living”. Do kupienia w salonach prasowych, online z wygodną dostawą do domu oraz w formie e-wydania.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.