Ten dom służy do odpoczynku – mówi Agata Melerska, która przez dwa lata razem z mężem remontowała opuszczony, poniemiecki budynek na Mazurach. Projektantka oprowadza nas po wnętrzu.
Mała wieś niedaleko Ełku liczy zaledwie 10 domów. – Nasz jest najbiedniejszy. Stoi na samym końcu drogi – mówi Agata Melerska, która razem z mężem kupiła opuszczony ceglany budynek na Mazurach. – Powstał w 1930 r. Przez ostatnie lata nikt tu nie mieszkał, więc niszczał. Poza dachem i murami właściwie wszystko było do wymiany – przyznaje. Po dwuletnim remoncie Agata w końcu planuje tu swoje pierwsze rodzinne wakacje.
– Na co dzień mieszkamy w centrum Warszawy i to jest OK, ale obydwoje mamy potrzebę kontaktu z naturą. I nie mam na myśli wyjazdu do domu pod miastem, tylko głębokie zanurzenie się – opowiada Agata, która ostatniej jesieni po raz pierwszy zobaczyła na Mazurach rykowisko. –Jelenie stały w naszym stawie i przez całą noc ryczały tak głośno, że nie sposób było spać.
To była jedna z pierwszych nocy, jaką spędzili w nowym domu.
Remont starego domu, czyli wszystko wymyka się z rąk
Ale droga do tego etapu nie była ani szybka, ani łatwa.
Najpierw trwały mozolne, wielomiesięczne poszukiwania czegoś niedużego, w starej tkance, z widokiem na malowniczą okolicę. Potem nastąpiły szybkie decyzje. Agata wspomina: – Rysiek pojechał zobaczyć to miejsce. Kiedy okazało się, że jest świetne, zadzwonił i musiałam zdecydować zdalnie.
Potem zaczęli remont, który mimo wieloletniego doświadczenia Agaty przyniósł kilka niespodzianek.
– Pierwszy wykonawca w sierpniu przestał odbierać telefon. We wrześniu ostatecznie porzucił pracę. Byłam w zaawansowanej ciąży, a nasz dom przed zimą wciąż nie miał drzwi i okien. Żeby go zabezpieczyć, szukaliśmy sprawnej ekipy „na już” i znaleźliśmy ją, ale pod Radomiem. Dopiero po zimie ruszyliśmy ponownie z pracami – opowiada Agata, zastrzegając, że choć ta opowieść może brzmi dziś zabawnie, to wciąż wywołuje u niej ścisk żołądka.
Zwłaszcza że prawie stuletni dom przez lata opuszczony i niezamieszkały był remontowym wyzwaniem. Zamiast podłogi było klepisko. Pękające ściany wymagały zbudowania muru oporowego i wzmocnienia fundamentów. Otwory okienne trzeba było powiększyć, by wpuścić do domu więcej światła. A stojąca tuż obok budynku tradycyjna obora zbudowana z polnych kamieni i gliny rozsypała się przy pierwszych próbach wzmocnienia.
Agata zaczęła remont od rewolucji. – Przeszkadzała mi niewielka wysokość wnętrza – około 2,3 m na parterze. Podjęliśmy więc decyzję, że podkopiemy się, pogłębiając cały parter. Ponadto otworzyliśmy sufit, odsłaniając belki stropowe – mówi. W ten sposób uzyskała dodatkowe pół metra.
Ze względu na ostre mazurskie zimy ważnym etapem było docieplenie budynku. – W domu jest kominek, pompa ciepła i ogrzewanie podłogowe, a na poddaszu grzejniki. Wykonaliśmy izolację dachu i elewacji od zewnątrz, żeby nie zmniejszać i tak stosunkowo małej powierzchni. Parter – czyli oryginalna powierzchnia całego domu – liczy tylko 60 m2 – tłumaczy. Dodatkową uzyskała, adaptując strych, gdzie umieściła dwie sypialnie i łazienkę.
Urządzanie wnętrza: Wizualne wyciszanie
Wnętrze wysyca cisza. Kremowe ściany w cementowo-wapiennym szorstkim tynku stanowią tło dla takich materiałów, jak drewno, glina i wiklina. Najbardziej żywym kolorem jest zieleń wdzierająca się przez okna. A najmocniejszą fakturą jodełka ceramicznej podłogi. – To ręcznie robione płytki z małej lokalnej wytwórni. Chciałam, żeby korelowały z rudą dachówką i poniemieckimi domami z czerwonej cegły – mówi Agata.
W takiej przestrzeni projektantka wyeksponowała pojedyncze meble wyszukane w specjalistycznych instagramowych butikach z antykami. Przy prostym stole ustawiła sosnowe krzesła projektu Rainera Daumillera zaprojektowane z łuków i walców zgodnie z trendami w latach 80., w których powstały. Obok stoją bardziej powściągliwe krzesła obite skórzaną tapicerką, a w głębi wnętrza duńskie fotele z lat 60. Uwagę przyciąga mebel-rzeźba, czyli fotel z giętej sklejki Laminex zaprojektowany przez Jensa Nielsena, z którym koresponduje geometryczny stolik kawowy i półki wykonane według projektu Agaty.
Drewno i aluminium: Szukanie równowagi
Wnętrze jest spójne i surowe, ale nie monotonne.
Żeby trochę zmienić kompozycję przestrzeni, projektantka sięgnęła po beton – odlała z niego masywne schody wykończone jasną farbą oraz geometryczny postument pod umywalkę w łazience. Powiesiła też aluminiowe półki, a kuchenną zabudowę ze sklejki wykończyła stalowym blatem. Te elementy przełamują rustykalność wnętrza. – Są praktyczne i techniczne, mają w sobie coś nowoczesnego – argumentuje Agata, która wciąż poszukuje właściwych proporcji, wieszając w oknach lniane kremowe zasłony, na ścianie jasny kilim, a nad stolikiem wyplatany nieregularny klosz duńskiej marki Ferm Living. Bo kontrasty nie mogą być zbyt intensywne, są raczej mocnym akcentem niczym przyprawa.
W dzień dom wypełnia półmrok, wieczorem natomiast światło jest ukierunkowane na określone punkty – stół, kanapę, kuchnię. – W naszym warszawskim mieszkaniu zaprojektowałam mnóstwo światła. Tutaj zależy mi na innym efekcie – mówi Agata, podkreślając, że mazurski dom ma koić zmysły i stać się miejscem, gdzie spędza się czas na długich spacerach i czytaniu książek, które już wypełniły półki i czekają na długie wieczory przy kominku.
– W trakcie remontu, miałam kryzys. Wydawało mi się, że tracę serce do tego domu, że nie będę chciała tu mieszkać. Można przecież go sprzedać albo wynajmować – szczerze przyznaje. – Ale kiedy wreszcie zobaczyłam go skończonym, nie potrafię rozstać się z tym miejscem.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.