Średniowieczne rozważania o kondycji człowieka, wielki przebój muzyki klasycznej z początków XX wieku i śmiała technologicznie wizja współczesnego mistrza operowej scenografii, Borisa Kudlički, wychylona w nieodgadnioną przyszłość. Za tą intrygującą artystyczną mieszanką stoi tegoroczna, druga już odsłona eksperymentalnego cyklu „BMW Art Club. Przyszłość to sztuka”. Specjalnie dla Vogue.pl opowie o niej kurator wydarzenia, Stach Szabłowski.
Ideą „BMW Art Club. Przyszłość to sztuka” jest badanie przy pomocy zaproszonych artystów z różnych dziedzin tego, jak technologia wpływa na kulturę, język sztuki i naszą percepcję rzeczywistości. Wszystko w duchu marki, która od niemal 50 lat wspiera kulturę i sztukę, a jednocześnie rozwija innowacyjne technologie w przemyśle samochodowym. Tegoroczna edycja zapowiada się bardzo efektownie: znany z niezliczonych wcieleń scenicznych utwór „Carmina Burana” Carla Orffa, w wykonaniu Chóru i Orkiestry Teatru Wielkiego – Opery Narodowej, otrzyma oprawę wizualną autorstwa wybitnego scenografa operowego i projektanta przestrzeni Borisa Kudlički. Za podwójnym tytułem „Carmina Burana (Mgnienie Oka)” kryje się multimedialne, działające na zmysły, autorskie dzieło. Łączące przeszłość i przyszłość, sięgające po artystyczne środki wyrazu, by odszukać odpowiedź na pytanie: co z naszego dzisiaj i wczoraj możemy zabrać w podróż w stronę niepewnego, ale ekscytującego – a jakże – jutra.
„Carmina Burana” to utwór legenda. Zbiór pieśni opowiadających o losie człowieka powstał jeszcze w XIII wieku, ale odnaleziono go dopiero w 1803 roku, w benedyktyńskim opactwie w Bawarii. Średniowieczne manuskrypty stały się inspiracją dla niemieckiego kompozytora, Carla Orffa. Stworzył monumentalny utwór wokalno-instrumentalny, który bez przesady można nazwać przebojem wszech czasów muzyki klasycznej. Podczas trzech wieczorów – 21, 22 i 30 listopada, na scenie Teatru Wielkiego – Opery Narodowej wystąpią: Stanisław Kuflyuk (baryton), Joanna Moskowicz (sopran) i Kacper Szelążek (kontratenor) z towarzyszeniem Chóru i Orkiestry TWON pod batutą Lorenzo Passeriniego oraz Chóru Dziecięcego im. Władysława Skoraczewskiego. Dyrektorem artystycznym i autorem koncepcji kreatywnej jest Boris Kudlička.
Anna Sańczuk: Chyba wszyscy – nawet jeśli nie kojarzą tej nazwy – znają legendarną kantatę Carla Orffa „Carmina Burana”. Odtwarzaną setki razy na salach koncertowych, pojawiającą się w ścieżkach dźwiękowych filmów i reklam, a nawet cytowaną w popowych utworach muzycznych. Czym może zaskoczyć publiczność wasza interpretacja?
Stach Szabłowski: Kolejne wykonanie tego utworu nie jest głównym celem naszego przedsięwzięcia, co podkreśla dodany przez nas podtytuł: „Mgnienie Oka”. To prawda, że „Carmina Burana” są grane dość często. Orff brał pod uwagę napisanie dla nich rodzaju scenariusza inscenizacyjnego, ale nigdy ostatecznie tego nie zrobił, więc utwór istnieje jako koncert wykonywany z użyciem ogromnego aparatu instrumentalno-wokalnego (choć ze względu na koszta odbywa się to nierzadko w okrojonym składzie wykonawców). My z kolei szukaliśmy klucza wizualnego do tego utworu. Założenie było takie, że to, co Orff zrobił ze średniowiecznych tekstów, ma być pożywką dla zbudowania autorskiej, współczesnej wypowiedzi scenicznej. Przy czym Boris bardzo czule współpracował z oryginalną muzyką – z tekstem też, ale przede wszystkim z głosami ludzkimi jej towarzyszącymi. To utwór wokalny, fizyczny, oparty na ciałach ludzi, i to jest dla niego bardzo ważne.
Czym ten enigmatyczny „projekt wizualny” jest? Abstrakcyjną wizualizacją muzyki czy też historią do opowiedzenia publiczności?
Jest tu historia, ale nie w znaczeniu klasycznej narracji. Boris pracuje na intuicyjnych zderzeniach tego, co się dzieje w muzyce i w tekstach, bez dopisywania fabuły z bohaterem inspirowanej tekstem „Carmina Burana”. Nie idzie też o to, żeby ją zilustrować na zasadzie teledysku. Chodziło nam raczej o przemyślenie mechanizmów transmisji tradycji pomiędzy różnymi epokami i sposobami odbierania rzeczywistości. Tę podróż zaczynamy przecież w XIII wieku, kiedy teksty powstały, potem mamy odkrycie ich w wieku XIX, następnie interpretację muzyczną Orffa w początku XX stulecia. To kolejne skoki w czasie opowieści zaklętych w tekstach oraz muzyce i taką logiką posługuje się też Boris, robiąc projekt z myślą o następnym etapie: ekstrapolowaniu tych opowieści w przyszłość. Za tym idzie refleksja, w jaki sposób treści i tradycje kultury funkcjonują nie tylko w teraźniejszości, ale też jaką rolę mogą odegrać w niedalekiej przyszłości, o której myślimy jako o rzeczywistości zdefiniowanej w dużym stopniu przez technologię.
Technologia przebudowuje nam świat już dziś.
Tak, pojawia się wręcz poczucie, że w obliczu geometrycznego tempa, w jakim dokonuje się postęp, to ona bardziej zmienia świat niż my sami, bo już nie do końca da się kontrolować zmiany inicjowane przez coraz to nowsze rozwiązania technologiczne. Nie sposób przewidzieć, jak inicjatywy z różnych dziedzin, np. genetyki, nanotechnologii, cybernetyki, neurologii, będą się zazębiać między sobą, jakie jeszcze synergie z nich powstaną. Możemy więc odnosić wrażenie utraty kontroli nad przyszłością. Paradoksalnie, w uczuciach mieszkańców współczesnego, futurystycznego świata do głosu dochodzi emocja podobna do tej, którą przeżywali ludzie średniowiecza. W tekstach kantaty „Carmina Burana” jest dużo refleksji o byciu niesionym przez los, fortunę, strumienie życia. A teraz, po epoce nowoczesności, kiedy futurolodzy wyprzedzali teraźniejszość i wszystko zmierzało ku świetlanej przyszłości utożsamianej z postępem, znowu powraca to wrażenie porwania przez jakiś strumień. I tu pojawia się temat transmisji: tradycje kultury, opowieści, język – to jest bagaż, który zabierzemy ze sobą w nieznaną przyszłość. Na pewno nie obecne technologie czy przyzwyczajenia, bo one zmieniają się właśnie „w mgnieniu oka”. Dlatego mówiłem, że tak istotne jest, że to utwór wokalny, bo mówiąc górnolotnie: zabieramy w przyszłość ze sobą głosy, ciała, uczucia, całe to człowieczeństwo „Carminy”.
Muzyka Orffa działa na wysokim C, bardzo mocno wpływa na emocje. I popkultura chętnie z niej korzysta, bo porusza od razu i do głębi.
Sam tekst też jest bardzo poruszający i ludzki – dużo tam pochylania się nad wątłymi wymiarami człowieczej kondycji: lękiem, zatraceniem w zabawie, obżarstwie, alkoholu. To część naszej egzystencji. Takie jest życie – trzeba się czasem upić, zresetować, zapomnieć o strachach i pustce, płynąc w tym strumieniu w nieznane. Z drugiej strony, w „Carmina Burana” zapisana jest pochwała miłości. Dlatego ta muzyka też taka jest: wybiera skróconą ścieżkę do naszych emocji. Orff nie napisał przecież najbardziej progresywnego utworu, jaki dałoby się wymyślić w II połowie lat 30. Pracował z fantazją o średniowieczu, a nie szukał tego „awangardowego momentu”. To jeden z wątków podróży w czasie wbudowanych w nasz projekt. O tym, że kultura działa też na wyobrażeniach – na przykład o przyszłości, które konstruujemy po to, żeby się wyposażyć w narzędzia na teraz i na potem. Bo chociaż element zmiany jest ekscytujący, chodzi też o to, by pozostać sobą i móc w tym zmianach świadomie uczestniczyć.
A co właściwie znaczy dla ciebie to mgnienie oka w tytule?
Po pierwsze, wzięło się z ono takiej obserwacji, że zmiany epok są coraz szybsze, a montaż czasów – bardzo migawkowy. Oto masz 600 lat od momentu napisania tekstów do odkrycia ich na fali pierwszej fascynacji średniowieczem na przełomie XVIII i XIX wieku. Następne 100 lat mija, zanim Orff wpada na pomysł, że chce usłyszeć, jak te teksty będą brzmiały w zupełnie innej epoce. I już tylko dziesiątki lat, po których Boris zadaje sobie pytanie, jak to można pokazać, przedstawić wizualnie. Dziś czasy są takie, że przyszłość jest naprawdę teraz, dzieje się na naszych oczach. „The future is now”. Migawki strzelają coraz szybciej i – to truizm – wystarczy, że mrugniemy parę razy oczyma, a znajdziemy się w zupełnie innym świecie.
Jak to, o czym mi opowiadasz, będzie wyglądać na scenie? Jaki przybierze kształt?
Podobne artykułyBMW Art Club. Przyszłość to sztukaBasia CzyżewskaTego, co zrobił Boris, nie da się zredukować do pojęcia scenografii. Można to nazwać dynamiczną multimedialna instalacją, rodzajem abstrakcyjnego czy mechanicznego aktora, który współpracuje z muzyką. Kudlička umieścił w swojej scenicznej wizji fizyczny obiekt – rodzaj „aparatusa”, będącego takim „obosiecznym okiem”. A oko to oczywiście metafora patrzenia, obserwowania, do niego odnosi się także to tytułowe mgnienie oka. To będzie skomplikowany mechanizm – nie mogę tego nazwać do końca robotem – raczej mobilną rzeźbą, która współpracuje z multimediami. Mamy więc w centrum akcji uniwersalną figurę, która jednocześnie jest ekranem/emiterem, ale i okiem patrzącym na widownię, przez które przepływają obrazy i gdzie buduje się sugestia transmisji w czasie do następnego rozdziału: przyszłości. Jest tu mechanika, są synchronizowane cyfrowo projekcje, ale w tym wypadku bardziej skupialiśmy się na myśleniu w kategoriach idei niż techno gadżetów. Poza wszystkim ten utwór naprawdę warto usłyszeć, tak jak to skomponował Orff (nie bez powodu Boris nie przetransponował tego – na przykład – na jakieś głosy robotów), a do tego potrzebujesz instytucji takich jak TWON. Na scenie: trzy różne chóry naraz, pełna orkiestra symfoniczna wspomagana przez dodatkowych muzyków, wszystko najwyższej klasy. „Carmina Burana” to była propozycja samego Teatru Wielkiego, bo BMW w cyklu „Przyszłość to sztuka” stawia na głęboką współpracę z instytucjami kultury. Chcemy mieć za partnera kulturotwórczą, kompetentną instytucję, partnera w wymiarze merytorycznym, a nie tylko kogoś, kto dostarcza salę.
Mam poczucie, że „BMW Art Club. Przyszłość to sztuka” to nieustanny, obarczony ryzykiem eksperyment, wykuwanie jakiegoś nowego modelu funkcjonowania sztuki, dopasowywanego do zmieniających się czasów. Ile wolności w tym działaniu dostaliście od swojego mecenasa?
W tym projekcie chodzi o kreowanie wartościowych wydarzeń artystycznych, więc naczelną zasadą jest szacunek wobec wolności twórcy i zaufanie do jego kompetencji. To przecież artysta, a nie mecenas najlepiej wie, co i w jaki sposób robić w sztuce, Boris miał więc całkowicie wolną rękę. Nie znaczy to, że w ramach BMW Art Club mogłoby się zdarzyć cokolwiek, byleby miało artystyczną jakość. Chodzi tu raczej o poszukiwanie twórców, którzy mają wspólne z BMW pola zainteresowań. Agendą BMW Art Club jest kreowanie projektów, które inicjowałyby dyskusję na temat sztuki i kultury w perspektywie przyszłości i technologicznych zmian. Za tą marką stoi firma, która jest prawdziwym agentem zmian. W BMW funkcjonują laboratoria, w których wykuwane są nowe, przełomowe technologie, myśli się o autonomicznych pojazdach, pracuje ze sztuczną inteligencją – nie tylko na poziomie teoretycznego dyskursu, ale też realnego technologicznego eksperymentu. Dlatego z oczywistych przyczyn interesuje ich rzeczywistość przyszłości, odpowiedzi na pytanie, w jakim kontekście cywilizacyjnym technologie będą używane jutro i czym w tej perspektywie będzie kultura.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.