W przepastnych galeriach Centralnego Muzeum Włókiennictwa w Łodzi możemy oglądać nową wystawę stałą – około 300 obiektów, pochodzących głównie z XX wieku. Tytuł „Miasto – Moda – Maszyna” nawiązuje do manifestu Tadeusza Peipera z 1922 roku. Teoretyk, pisarz, awangardzista postulował odnowienie sztuki przez maszynę.
Wystawa zaczyna się od maszyn wykorzystywanych w potężnym niegdyś łódzkim przemyśle włókienniczym. Najstarsze pochodzą z XIX wieku, a najładniejsze z lat 70. XX wieku. Muzeum przywołuje atmosferę hali produkcyjnej. Jest tu oczywiście dużo, dużo ciszej i czyściej niż w dawnych fabrykach. Warunki pracy nigdy nie były w nich wystarczająco dobre, a często bywały nawet tragiczne. Każda władza była dla prządek okrutna, co opisała Marta Madejska w przełomowej książce „Aleja włókniarek”.
Podczas zwiedzania kurator Marcin Gawryszczak zwraca uwagę na hiperrealistyczne niemowlę, które śpi w pudełku po szpulkach. Obok leży pismo, w którym pracownice-matki skarżą się na brak żłobka. Pomieszczenia, w których miał działać, zajmowały biura dyrektora, a niemowlęta oddychały zanieczyszczonym powietrzem i głuchły w potwornym hałasie hali produkcyjnej.
„Miasto – Moda – Maszyna”: Wystawa przypomina historię łódzkich włókniarek
Na pierwszym piętrze poznajemy historię i specyfikę Łodzi, między innymi niezrealizowane, wizjonerskie projekty architektoniczne z XX wieku. Galerię zamykają instalacje poświęcone włókniarkom. Pierwsza z nich opowiada o lutym ’71. W 1971 roku pracownice łódzkich fabryk zorganizowały strajk, żądały podwyżek płac i cofnięcia podwyżek cen żywności. Ich działania wymagały ogromnej odwagi – wiedziały, że zaledwie trzy miesiące wcześniej na Wybrzeżu (w grudniu ’70 roku) zginęło ponad czterdziestu protestantów.
Druga instalacja dotyczy prawdopodobnie największej manifestacji ulicznej w historii PRL-u. W czwartkowe popołudnie 30 lipca 1981 roku plac Wolności wyglądał jak wybrukowany głowami. To była finalna stacja dwudziestotysięcznego marszu głodowego, który przeszedł Piotrkowską. Do maszerujących kobiet dołączyli obserwatorzy, stojący wcześniej na chodnikach. Razem z nimi liczba biorących udział w marszu mogła dochodzić do kilkudziesięciu tysięcy głów dorosłych i główek dziecięcych – czytamy w „Alei włókniarek”. Miały zmęczone twarze, zniszczone ręce, spuchnięte nogi. Nie zabrakło młodych – wielu z nich pchało w wózkach lub niosło na rękach małe dzieci, jak opisuje Madejska.
Galerię dopełnia korytarz, w którym urządzono wystawę, poświęconą brutalnej i tragicznie zakończonej dla włókniarek transformacji lat 90.
Na pierwszym piętrze widać już pierwsze ubiory: fartuch i kwieciste buty noszone w PRL-owskich zakładach, a także kraciastą chustę. Identycznymi chustami przykrywały się uczestniczki strajku powszechnego w Łodzi w 1927 roku.
W Centralnym Muzeum Włókiennictwa w Łodzi zaaranżowano witryny jak w dawnych domach towarowych
Na drugim piętrze pokazano modę oraz reklamujące ją murale i neony. Ekspozycję wypełniają ubrania z czasów PRL-u. Pośród nich dryfują rozbitkowie z innych epok. Neon Jubiler odbija się w szybie gabloty, w której umieszczono suknię spacerową z przełomu XIX i XX wieku, ozdobioną cekinami, strasami, koralikami, jedwabnymi tasiemkami. Ewa Suchy, konserwatorka Muzeum Włókiennictwa, podejrzewa, że suknia mogła być prezentowana w witrynie sklepowej. Świadczą o tym nietypowy rozmiar i brak śladów noszenia.
W muzeum zaaranżowano witryny nawiązujące do dawnych łódzkich domów towarowych i sklepów z ubraniami.
W latach 60. i 70. rozbudowywano Śródmieście. W nowym łódzkim City powstawały wysokie biurowce i niskie, modernistyczne domy towarowe. W 1970 roku otwarto zaprojektowany przez Macieja Gintowta i Macieja Krasińskiego, twórców katowickiego Spodka, Spółdzielczy Dom Towarowy „Central”. W inspirowanej Centralem witrynie widać beżowy prochowiec z lat 70. z Zakładów Przemysłu Odzieżowego „Próchnik”. Na metce dwurzędowego przewiązanego pasem płaszcza z pagonami i wyłogami widnieje kosmopolityczny napis „International Style / Made in Poland”. Ubiór przeznaczony był na eksport lub zaspokajał potrzeby Polaków o zachodnioeuropejskich gustach. Wojskowy charakter trencza nie jest przypadkowy – Próchnik powstał w 1945 roku i zaczynał od zaopatrywania wojska. Z czasem stał się jednak czołową męską marką modową. „Najlepsza polska fabryka okryć męskich, niedościgniony „Próchnik” łódzki, fabryka, która wypracowała sobie najwyższy standard męskiej konfekcji (…) lansuje przede wszystkim trencze i płaszcze typu burberry” – donosiło „Ty i ja” w 1969 roku.
Na fasadzie Domu Towarowego „Central” widniał niezapomniany neon projektu Zdzisława Beka. Zrekonstruowany przez muzeum obiekt przedstawia rozbierającą się i ubierającą parę. „Wstąp do nas. Wyjdziesz dobrze ubrany” – zachęcały reklamy prasowe „Central”.
Pośród łódzkich wieżowców widać zaniedbaną dziś bryłę Domu Handlowego „Juventus”, który współpracował z łódzkimi kreatorkami. W muzeum wystawiono beżowy komplet autorstwa Anny Batory z 1984 roku. Streetwearowa garsonka składa się z luźnej bluzy i wąskiej spódnicy, uzupełnionej getrami.
Na wystawie w Łodzi można oglądać projekty Grażyny Hase, Barbary Hoff, Jerzego Antkowiaka
„Łódzki Dom Mody Przemysłu Odzieżowego o wdzięcznej nazwie »Telimena« – coraz skuteczniej konkuruje z dotychczasowym jedynym dyktatorem naszej mody – Modą Polską. Każdy pokaz »Telimeny« w stolicy wzbudza wielkie zainteresowanie i po każdym warszawianki biegają po sklepach w poszukiwaniu kreacji zaprojektowanych przez łódzkie mistrzynie kroju” – donosił „Express Wieczorny” w 1963 roku.
Modę Polską reprezentują na wystawie w Łodzi projekty Jerzego Antkowiaka z lat 90. Telimenę poznajemy dzięki sukni balowej projektu Zoni Pionk z 1977 roku, uszytej z ręcznie malowanego jedwabiu z Milanówka. Inne rzeczy łódzkiego domu mody obrazują jeden z najdłużej panujących w Polsce trendów. „Notujemy niezwykłą atencję mody dla folkloru ludowego. Nasze dziewczęta już ubiegłej zimy chętnie zakładały na głowy chłopskie chustki kwieciste z frędzlą. Do swetrów przypinały parzenice, na których co obrotniejsi rzemieślnicy zarobili już majątki” – donosiła na łamach „Ty i Ja” Teresa Kuczyńska. „A tak popularny obecnie na świecie folklor hinduski czy górali afgańskich, kurdyjskich zastępujemy najpiękniejszym – polskim” – czytam w numerze z 1969 roku.
Moda na łączenie sztuki ludowej z zachodnioeuropejskimi wzorcami rozpoczęła się w międzywojniu, lecz rozkwitła w PRL-u. Folkowe kolekcje wypuszczały wiodące domy mody, a także Cepelia, której witrynę też zaaranżowano w muzeum w Łodzi. Utworzona w 1949 roku Centrala Przemysłu Ludowego i Artystycznego prowadziła nowoczesne salony, nie tylko w polskich miastach, lecz także w Brukseli i przy Piątej Alei w Nowym Jorku. Sprzedawano tu kolekcje ubrań czołowych kreatorek takich jak Hase i Hoff.
Projekty Grażyny Hase widać w muzealnej witrynie Cory. Flagowe butiki przedsiębiorstwa w Warszawie, Gdańsku czy Łodzi nazywano „sklepami typu boutique”. – Ich asortyment wybierała sama Hase – podkreśla kuratorka Aneta Dmochowska. Była jedną z najważniejszych kreatorek w historii polskiej mody. Zadebiutowała w 1967 roku głośną kolekcją „Kozak Look”, którą zaprojektowała z okazji obchodów 50. rocznicy wybuchu Rewolucji Październikowej. „Kozak Look” wyrastała z kultury i historii Rosji i ZSRR. Na kolekcję wpłynął ubiór rodziny carskiej, Anny Kareniny, czerwonoarmistów i rewolucjonistów. Inne źródła to babuszki, folk, rubaszki i uszatki. Grażyna Hase nosiła na wybiegu komplet „Lenin”. W 1972 roku pokazała kolekcję Cory w Paryżu. W Łodzi możemy oglądać twarzowy kraciasty płaszczyk, który nosiła Małgorzata Niemen, supermodelka odkryta przez Hase. Fotografię opublikowano w książce Krzysztofa Tomasika „Grażyna Hase. Miłość, moda, sztuka”. Z biografii dowiadujemy się, że płaszcz pokazano w 1973 roku w Toronto.
Barbara Hoff dzięki talentowi, determinacji i modowej rubryce w „Przekroju” stała się najbardziej wpływową kreatorką i dziennikarką mody w PRL-u. Działający od lat 70. Hoffland to designerska moda uliczna. Hoff szczyciła się, że szyje z tandetnych, najtańszych i niemodnych tkanin. Projektowała z tego, co odrzucał przemysł. Stosowała też płótna i lny. Ubrania Hoff miały być tanie, chwilowe, nieuprasowane, nonszalanckie.
Prezentowana w CMWŁ czerwona sukienka z wielkim logo Hofflandu to wydłużony T-shirt z długimi rękawami. Nowoczesny, swobodny, sportowy projekt z 1985 roku nie modelował kobiecej sylwetki. Dziś przeznaczony byłby dla wielu płci. Uwagę przyciąga też różowa trykotowa bluzka z 1980 roku, współtworząca stylizację „na Madonnę” lub, jak kto woli, „na Majkę Jeżowską”. Inne ponadczasowe hity Hoff to: bawełniane torby na ramię z wielkim logo, cukierkowe, popartowskie sandały z plastikowych pasków czy słynny kombinezon i balerinki.
Wystawa „Miasto – Moda – Maszyna”: 300 projektów, 800 metrów
Na drugim piętrze CMWŁ na 800 metrach kwadratowych zobaczycie również bazarowe szczęki i łóżka polowe, które w latach 90. opanowały polskie ulice i stadiony. Płaszcz „Deszcz” Lidii Cankovej to przykład łódzkiej mody unikatowej z 1983 roku. Urodzona w Bułgarii absolwentka ASP w Łodzi prowadziła przy Piotrkowskiej autorską galerię, którą przeniosła potem do Berlina. W łódzkim muzeum zobaczycie spódnicę bananową z 1974 roku, którą wylansowała Maryla Rodowicz, i kamizelkę uszytą z pasiaka, naśladującą kostium Czesława Niemena. Oko i ucho cieszą rzeczy wyprodukowane w przedsiębiorstwach o pięknych polskich nazwach takich jak: Wanda, Syrena, Podhale czy Narew.
Polska doczekała się wreszcie dużej stałej wystawy o modzie, której nieodłączną częścią są dziś miasta i maszyny.
Po wystawie „Miasto – Moda – Maszyna” oprowadził mnie zespół kuratorski: Aneta Dmochowska, Marcin Gawryszczak, Anna Grala i Agnieszka Wojciechowska-Sej.
„Miasto – Moda – Maszyna”, Centralne Muzeum Włókiennictwa w Łodzi, cmwl.pl
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.