Utalentowany, zdecydowany, elastyczny. Sprawia wrażenie znajomego z sąsiedztwa, który równie dobrze odnajduje się w komedii, co w wyważonych dramatach i superbohaterskich blockbusterach. 72-letni Michael Keaton, którego można będzie oglądać we wrześniu na ekranach kin w „Beetlejuice, Beetlejuice”, nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
W jednej ze scen nagrodzonego Oscarem „Birdmana” niespełniony, neurotyczny aktor Riggan Thomson lata radośnie nad miastem. – Widzisz? To tutaj przynależysz – mówi jego ptasie alter ego, jakby odwołując się nie do losów postaci, ale do przeszłości samego aktora, który zdobył sławę właśnie dzięki roli superbohatera w masce nietoperza. Tego swobodnego unoszenia się nad ulicami i ograniczeniami zwykłych ludzi trudno nie wziąć za znak rozpoznawczy charakterów, które Michael Keaton stworzył w ciągu swojej prawie 40-letniej kariery – w końcu latanie to cecha nie tylko „Birdmana”, ale przede wszystkim Batmana, zredefiniowanego dzięki pamiętnym filmom Tima Burtona, a w ostatnim czasie odświeżonego w komediowym „Flashu”.
Latanie można też potraktować bardziej metaforycznie. Bohaterowie Keatona często sprawiali wrażenie zupełnie przeciętnych, ale za sprawą niezwykłych umiejętności potrafili wzbić się ponad ludzkie ograniczenia. Wszechstronny dramatyczny talent pozwalał aktorowi na oscylowanie między kasowymi blockbusterami a ryzykownym arthouse’em: ze swobodą wcielił się zarówno w szalonego bioegzorcystę („Sok z żuka”), zaangażowanego policjanta („Dobry gliniarz”), jak i bezwzględnego Raya Croca, który stoi za sukcesem sieci McDonald’s („MacImperium”). Teraz ponownie będziemy mogli oglądać go w sequelu słynnego filmu Burtona z 1988 roku.
Najjaśniejsza gwiazda drugiego planu
Michael Douglas urodził się w 1951 roku w niewielkim miasteczku Coreapolis w Pensylwanii. Tak, Douglas – bo pseudonim „Keaton” przybrał dopiero w dorosłym wieku, gdy w trakcie zapisywania się do Gildii Aktorów Ekranowych okazało się, że jego oryginalne imię i nazwisko zostało już w Hollywood zajęte przez gwiazdora „Śpiączki” i „Miłości, szmaragdu i krokodyla”. Podobno nazwisko Keaton – przywodzące na myśl aktorkę Diane Keaton albo twórcę kultowych niemych komedii, Bustera Keatona – po prostu wpadło mu do głowy jako pierwsze, kiedy miał podjąć decyzję o zmianie personaliów w urzędzie.
Zanim przeniósł się do Los Angeles, przez jakiś czas studiował retorykę na Kent State University i pracował jako asystent w lokalnej telewizji kablowej w Pittsburghu. Tam próbował swoich sił w stand-upie – w trakcie jednego z występów jego charyzmę dostrzegł agent talentów Harry Colomby. Colomby załatwił mu pierwsze komediowe role: najpierw w serialu „Working Stiffs” (1979), a potem w komedii „Nocna zmiana” (1982). Uważa się, że to właśnie kreacja pracującego w kostnicy Billa wyznaczyła jego emploi jako aktora, który nie boi się nietuzinkowych postaci i ryzykownych gatunków. Pierwszym kasowym sukcesem okazała się napisana przez Johna Hughesa komedia „Pan Mama” (1983) – wcielił się w niej w bezrobotnego mężczyznę zmuszonego do wykonywania prac domowych, czyli do stylu życia, który w tamtych czasach wcale nie był taki popularny.
Pomimo początkowych sukcesów pod koniec lat 80. nie mógł dostać roli godnej swojego talentu. Podobno miał wystąpić w „Purpurowej róży z Kairu”, ale Woody Allen stwierdził, że jest na nią zbyt „nowoczesny”. Gdy jego kontrakt z wytwórnią Fox wygasł, wszystko wskazywało na to, że to koniec dobrej passy jako pierwszoplanowego aktora. Keaton miał jednak szczęście trafić na innego „obiecującego, młodego” twórcę, Tima Burtona, który już wsławił się oryginalnym filmem rodzinnym „Wielka przygoda Pee Wee Hermana”. W czarnej komedii „Beetlejuice”, obok Aleca Baldwina, Geeny Davis i Winony Ryder, stworzył – podobno w większości improwizując – jedną z najbardziej oryginalnych postaci w karierze.
Czas na Gotham
Prawdziwy przełom przyszedł jednak rok później, wraz z występem w „Batmanie” Tima Burtona. Większość fanów komiksowej serii w postaci Bruce’a Wayne’a widziała raczej stereotypowo „męskiego” (to znaczy – umięśnionego i bardzo wysokiego) macho. Obawiano się, że postać strażnika Gotham zostanie ośmieszona przez aktora znanego dotychczas niemal wyłącznie z ról satyrycznych. Sprawa okazała się poważna – podobno wytwórnia Warner Bros otrzymała prawie 50 000 skarg wyrażających oburzenie i niezgodę na proponowany casting. To oburzenie pewnie jeszcze bardziej zachęciło reżysera, który słusznie przeczuwał, że to właśnie niepozorny Keaton – dzięki skromnej budowie i przeszywającemu, wnikliwemu spojrzeniu – nada popularnemu superbohaterowi psychologiczną głębię. Wybór Keatona był posunięciem ryzykownym, ale z całą pewnością opłacalnym – film już w momencie premiery zarobił 400 milionów dolarów i stał się kanonicznym, odtwarzanym do dziś obrazem, który momentalnie doczekał się kontynuacji. Dzięki Keatonowi Bruce Wayne objawił przed widzami mroczną twarz, co obecnie jest standardem w kreacji nowoczesnych postaci superbohaterów.
Zwykły gość z Montany…
W latach 90. znów częściej pojawiał się w rolach o zdecydowanie mniej gwiazdorskim charakterze – czy to w „Wiele hałasu o nic” Kennetha Branagha (1993), czy w „Jackie Brown” (1997) Quentina Tarantino. Nie wszystkie jego filmy z tamtego okresu spotkały się z ciepłym przyjęciem. – W latach 90. było dużo złego gustu i ja się do tego przyczyniłem – przyznał na łamach „Guardiana”. Tak jak bohater „Birdmana”, ów przestój traktuje jako konsekwencję własnych wyborów: nie chciał iść na kompromisy i występować w filmach, które mu się nie podobały (miał tyle pewności siebie – albo brawury – by odrzucić 15 milionów dolarów i nie zagrać Batmana po raz trzeci). Sprawia wrażenie niezbyt wzruszonego utratą popularności. Wraz ze spowolnieniem kariery przeniósł się na farmę w Montanie i zaangażował w wychowywanie syna Seana (choć ma na koncie związki m.in. z Michelle Pfeiffer i Courteney Cox, to ożenił się tylko raz, z aktorką Caroline McWilliams). Zniknął na wiele lat z ekranów, twierdząc, że po prostu lubi normalność, jazdę na koniach, spacerowanie po lesie. Podobno właśnie o takim życiu marzył jako chłopiec z robotniczej rodziny, najmłodszy z siedmiorga rodzeństwa, który uwielbiał aktywność fizyczną, noclegi pod gołym niebem i przede wszystkim – fantazje o wielkich przygodach.
Spowolnienie kariery nie okazało się jednak jej ostatecznym końcem. Zwrot przyszedł za sprawą występu w takich wysokobudżetowych hitach, jak „Need for speed” (2014) czy „Robocop” (2014). Kluczowa okazała się jednak rola w „Birdmanie” (2014), a scena, w której Keaton przemierza Manhattan w samej bieliźnie, z całą pewnością przysłużyła się do przyznania mu Złotego Globa za najlepszą rolę męską oraz pierwszej (i dotychczas ostatniej) nominacji do Oscara. Wkrótce doceniono także jego wcielenie w dziennikarza śledczego w „Spotlight” (2015) oraz lekarza zajmującego się kryzysem opioidowym w miniserialu „Dopesick” (2021), za które otrzymał Nagrodę Emmy, Złoty Glob oraz Screen Actors Guild Award.
…czy rozgadany gwiazdor z Hollywood?
Wizerunek troskliwego ojca zaszywającego się na farmie i publikującego zdjęcia ze złowionymi w rzece rybami jest cudownie nonszalancki, pełen dystansu do świata gwiazd i wielkich nazwisk. – Nie przeprowadzasz się do środka Montany u szczytu sławy, jeśli lubisz być w centrum uwagi – komentowano jego zachowanie na łamach „Guardiana”. Tę postawę widać także w jego zachowaniu: uważa się go za niechętnego wywiadom, spontanicznego, dygresyjnego. Na planach filmowych podobno rozpiera go energia i szybko się nudzi.
Co jednak kluczowe dla jego aktorskiej ścieżki, to fakt, że nigdy nie dostał nagrody Akademii. Dawno nie wcielił się też w czysto komediową rolę, choć to właśnie dzięki nim zdobył rozpoznawalność. Być może powrót do szalonej, nieokiełznanej kreacji Beetlejuice’a pozwoli mu po raz kolejny się wznieść i przyniesie pierwszą złotą statuetkę?
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.