Znaleziono 0 artykułów
22.03.2025

Michał Dymek jednym kadrem potrafi uchwycić magię kina

22.03.2025
Michał Dymek, autor zdjęć do „Dziewczyny z igłą” i „Prawdziwego bólu”, jednym kadrem potrafi uchwycić magię kina (Fot. Ada Zielińska)

Operator „Io” Michał Dymek za zdjęcia do „Dziewczyny z igłą” Magnusa von Horna otrzymał Złotą Żabę na Camerimage. W tym samym roku nakręcił „Prawdziwy ból” Jessego Eisenberga, a zaraz potem wszedł na plan angielskojęzycznego filmu Jana Komasy „Good Boy”. Absolwent łódzkiej filmówki potrafi jednym kadrem uchwycić magię kina.

– Operatorzy są cisi – zastrzega Michał Dymek, który za żadne skarby nie stanąłby po drugiej stronie kamery. Mówi obrazem – jest tu i teraz, jak w kadrze, nie spogląda z sentymentem w przeszłość, nie wygląda w przyszłość. Gdy rozmawiamy, patrzy na ocean. W słuchawce słyszę szum fal. Gdyby Dymek miał zamknąć Los Angeles w obrazach, pokazałby niezmierzoną przestrzeń – duże ulice, duże budynki, duże pokoje. Przyleciał tam na rozdanie Oscarów z ekipą „Dziewczyny z igłą” Magnusa von Horna. – Wcześniej przyjechałem tu z „Io” – wspomina. – Z Jerzym dużo daliśmy sobie nawzajem. To spotkanie pokazało mi, że można zachować świeże spojrzenie na kino niezależnie od wieku – mówi o Skolimowskim, którego szanuje jako twórcę. Przyznaje, że ma szczęście pracować z przyjaciółmi.

– Los Angeles to miejsce marzeń? – pytam, przypominając sobie bezkresne plaże ciągnące się od Venice Beach do Santa Monica. – W żadnym wypadku – po prostu inne, większe – śmieje się Dymek. Bliskość Hollywood nie robi na nim wrażenia. – Nie czuję ekscytacji. Nie trzeba robić kariery w Hollywood, by kręcić dobre filmy. To tylko jeden z kierunków. Kino działa tu inaczej niż w Europie. Liczą się gwiazdy, budżety, ogromne tempo pracy. Wolę to nasze podejście – tłumaczy. Podąża więc za ciekawymi projektami, które uważa za istotniejsze niż miejsce, w którym powstają. – Podchodzę do blichtru z rezerwą. Wybieram filmy artystycznie wartościowe. Rozwijam się krok po kroku. Nie wiem, czy jestem już gotowy na superprodukcję. Nie wiem nawet, czy chciałbym taką nakręcić – mówi. Interesują go ludzie. – Poznawanie perspektywy innej niż własna – dodaje. Jego zdaniem operator współtworzy ekipę, a ekipa – dzieło. – Liczy się wyższe dobro, czyli historia, którą opowiadamy. To jej jesteśmy winni zaangażowanie – mówi Dymek.  

Na Instagramie zostawił dla fanów z zagranicy instrukcję, jak wypowiadać jego imię – „me+how”. Na zdjęciu profilowym umieścił portret z dzieciństwa, na którym szczerbaty chłopiec z szeroko otwartymi oczami przygląda się światu. 34-letni dziś Dymek w duchu takim dzieciakiem pozostał. Dodał do feedu trochę zdjęć – portrety przyjaciół, dokumentację z planu. Dymka fascynują zakrzywione formy, absurdy codzienności, obrazy w obrazie. Coś, czego nie musi tłumaczyć – co pozostaje ulotne, wrażeniowe.

Cały tekst znajdziesz w kwietniowym numerze „Vogue Polska”. Wydanie możesz teraz zamówić z wygodną dostawą do domu.  

Anna Konieczyńska
  1. Ludzie
  2. Portrety
  3. Michał Dymek jednym kadrem potrafi uchwycić magię kina
Proszę czekać..
Zamknij