Na co dzień projektuje dla innych: wsłuchuje się w potrzeby i styl życia, a potem proponuje modny design. Tym razem miała stworzyć mieszkanie dla siebie. Zaglądamy do warszawskiego wnętrza architektki Dory Kuć z pracowni Mood Works.
Mieszkanie na Starej Ochocie w kamienicy z lat 20. XX wieku zachowało wiele oryginalnych elementów – skrzynkowe okna z lufcikami, parkiety, niespotykany seledynowy piec kaflowy i drzwi z charakterystycznym dla całej kamienicy trójkątnym motywem. – Zobacz, identyczny podział pojawia się w Pawilonie Polskim Józefa Czajkowskiego – mówi Dora i pokazuje mi w sieci archiwalne zdjęcia ze słynnej Międzynarodowej Wystawy Sztuk Dekoracyjnych w Paryżu z 1925 roku. Podobieństwo rzeczywiście jest uderzające, ale skąd? Nazwiska twórców się nie pokrywają. Ta zagadka pozostanie nierozwiązana. Ale to nie koniec tutejszych sekretów.
– Kiedy kupiłam mieszkanie, dawna właścicielka, która żyła tu od urodzenia, zdradziła, że w kuchni znajdowały się skrytki jednego z batalionów AK. Pokazała mi miejsce do składowania broni długiej, w służbówce w podwieszanym suficie, a tuż obok, w szafie, schowek na broń krótką – opowiada architektka. Niestety tajne składziki nie przetrwały remontu, ale zawczasu zostały dokładnie zbadane i zarchiwizowane przez ekspertów z Muzeum Powstania Warszawskiego.
– Podoba mi się historyczny charakter tego wnętrza, ale czasami ta atmosfera jest ciężka i dusząca – przyznaje. Jak mówi, pierwsze, co zmieniła w mieszkaniu, to otworzyła przestrzeń, tak żeby poza łazienką i dwoma sypialniami pomieszczenia się przenikały, tworząc jedną całość. – Potrzebowałam też światła – dodaje, pokazując lustra i ściany utrzymane w bieli złamanej różem, beżem albo szarością.
Kuchnia z salonem i kolekcją sztuki
Sercem mieszkania jest kuchnia. Nad wielkim stołem wisi słynna lampa z karteczkami Ingo Maurera. Karteczki zostały podmienione na małe polaroidy, pamiątki z podróży i spotkań. – Ten dom żyje, bo jest otwarty. W okolicy mieszkają moje przyjaciółki, które często wpadają z dziećmi, poza tym lubię zapraszać przyjaciół – opowiada Dora, prowadząc mnie do dużego salonu z głęboką kanapą pełną poduszek. Przestrzeń otwiera się na duży balkon. Gdzieś w rogu stoi wieża z metalowych krzeseł rozkładanych, gdy przyjdą goście.
W tym salonie nie ma telewizora, jest za to duży stół z albumami. To swoisty warsztat pracy projektanta, reprodukcje i zdjęcia można swobodnie przeglądać, rozkładać i zestawiać. Są także rzutnik do oglądania filmów i rozrastająca się kolekcja sztuki. Fotografie Bownika i Edwarda Hartwiga wiszą obok grafik Tymka Jezierskiego czy ręcznie malowanego kimona. Czy nie boi się eksponować ich w kuchni? – Szkło powinno dobrze je zabezpieczyć. Zresztą nawet jeśli coś miałoby się stać, za bardzo lubię na nie patrzeć – odpowiada architektka, jeszcze zanim odkryję, że w łazience też wiesza prace – ciałopozytywny portret Zuzy Krajewskiej z serii „Goddesses”.
– Kupuję sztukę spontanicznie. Moja kolekcja nie ma jeszcze motywu przewodniego czy tematu, to są rzeczy, z którymi chcę obcować – puentuje. Dlatego też swoje zakupy zawsze przymierza do wnętrza, musi poczuć, jak konkretna praca działa w danym miejscu. Czasami konieczna jest wymiana.
Mieszkanie w procesie ewolucji
Jako projektantka wnętrz do własnego podeszła metodycznie. Projekt, ekipa, a po siedmiu miesiącach prawie kompletnie urządzone wnętrze. Prawie, bo Dora wciąż czuje niedosyt, eksperymentuje, przymierza i wymienia. Wie, że są elementy, które przynależą do tego mieszkania na stałe. To na przykład modernistyczny fotel projektu Eileen Gray, owianej legendą designerki, której talent miał wzbudzać zazdrość samego Le Corbusiera, albo pianino, które dostała od dawnych właścicieli. Ale poza tymi fundamentami dla Dory tworzenie wnętrza to stan umysłu, proces permanentny.
Czasami chodzi o kolor. – W sypialni różowy okazał się zbyt ciemny, byłam nim przytłoczona, musiałam pomalować ściany złamanym odcieniem bieli. Wymieniłam stół w kuchni, bo komuś się spodobał, a ja miałam ochotę na zmianę. Lubię też kupować lampy – opowiada, pokazując artdecowski plafon upolowany na Allegro. – Mógłby tu wisieć oryginalnie – mówi Dora. Są tu też kinkiety ze szklanymi kloszami z pchlego targu w Paryżu, które kosztowały ją nadbagaż, czy wielki żyrandol ze szkła Murano w korytarzu, który razem z modernistycznym pomocnikiem z chromowanej stali tworzy geometryczną kompozycję. Funkcjonują jak rzeźby.
Lubi też przestawiać i przewieszać – czy to wazon z kwiatami, czy obraz. Wszystko zależy od światła, pory roku i nastroju. To małe ćwiczenia z kompozycji, które robi z kubkiem kawy w ręku.
– Cieszy mnie, że moja siedmioletnia córka Luna też zmienia swoją przestrzeń. Ostatnie wymyśliła, żeby sufit pomalować w chmurki, i to zrobiłyśmy – mówi Dora. – Jeśli pytasz, co jest dla mnie najważniejsze we wnętrzu, to komfort – dodaje. A może być nim właśnie możliwość swobodnego kształtowania i cieszenia się swoim domem razem z bliskimi.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.