– Wszystko postanowiłam zaprojektować samodzielnie, chciałam, żeby wnętrze było klasyczne i ponadczasowe – mówi Jola Hofman, twórczyni i współwłaścicielka marki biżuteryjnej ParelParel, o swoim mieszkaniu w kamienicy z 1914 roku w warszawskim Śródmieściu.
Rodzina projektantki mieszka w Warszawie od pokoleń. Jej babcia od strony taty – całe życie w Alejach Ujazdowskich, gdzie prowadziła salon dentystyczny. Druga babcia, dziennikarka, na Miodowej, gdzie pierwsze lata życia spędziła mama Joli. Ona sama zawsze kochała stare kamienice i chociaż wielokrotnie się już w życiu przeprowadzała, nigdy nie chciała mieszkać w nowoczesnym budownictwie. Kiedy wspólnie z mężem podjęli decyzję o zakupie własnego lokum, jasne było, że szukają wśród przedwojennych nieruchomości. Pozostałe kryteria to: ładna elewacja, czysta i zadbana klatka schodowa, wysokie wnętrza, najlepiej z oryginalną sztukaterią, plus możliwość stworzenia otwartej kuchni.
– Znalezienie w Warszawie mieszkania w przedwojennej kamienicy, które nie byłoby objęte reprywatyzacją, nie miało budzących wątpliwości zapisów w księgach wieczystych, było w budżecie i, wreszcie, nie wymagałoby totalnego remontu, było trudne – mówi Jola Hofman. – Na szczęście mój mąż ukończył doktorat z prawa, więc wiedział, jakie zapisy wyglądają podejrzanie i na co szczególnie zwracać uwagę – dodaje. I tak, po blisko dwóch latach i kilkudziesięciu obejrzanych mieszkaniach, projektantka znalazła to, czego szukała – wysokie i pięknie doświetlone mieszkanie na Powiślu.
Projekt remont
Kamienica została wybudowana w 1914 r. według projektu dwóch znanych warszawskich architektów Stanisława Weissa i Henryka Stifelmana. Pierwotnie należała do rodziny książąt Potockich. Na klatkach schodowych zachowały się oryginalne schody z lastriko z kutą balustradą i kryształowa szyba. Oryginalnie mieszkanie miało 179 mkw., ale po wojnie zostało podzielone na dwa. Jola i jej mąż kupili to większe, o powierzchni 110 mkw. – Na pewno nie jest to mieszkanie idealne. Brakuje mi na przykład balkonu, ale z drugiej strony, mamy kota rasy brytyjskiej, który nie jest tak zwinny, jak mogłoby się wydawać, więc brak balkonu wiąże się też z moim spokojem ducha i brakiem obaw, że kiedyś może z niego spaść – przyznaje. Kilka kroków od mieszkania projektantki znajdują się Zamek Ostrogskich, w którym jest Muzeum Fryderyka Chopina, szklany gmach Centrum Chopinowskiego, park i Akademia Muzyczna.
W momencie zakupu mieszkanie wyglądało zupełnie inaczej niż dzisiaj, ale projektantka od razu poczuła w nim dobrą energię. Tynki i oryginalna sztukateria były w świetnym stanie, a w jednym pokoju, dziś gabinecie, zachowała się nawet oryginalna, skrzypiąca, drewniana podłoga. Ale kuchnia była za mała, łazienka zaś – praktycznie w salonie. Dlatego Jola zdecydowała się zmienić ułożenie pomieszczeń: zabudowała część korytarza i tam zrobiła łazienkę oraz powiększyła kuchnię, którą otworzyła na salon.
– Wszystko postanowiłam zaprojektować samodzielnie, chciałam, żeby wnętrze było klasyczne i ponadczasowe – mówi. – To było duże wyzwanie i oczywiście nie udało mi się uniknąć błędów. Wymarzyłam sobie na przykład fronty szafek kuchennych w odcieniu orzecha włoskiego. Niestety aż trzy razy musiałam je wymieniać, bo kolor wychodził zupełnie inaczej niż na zamówionych próbkach. Ostatecznie odpuściłam orzech i zdecydowałam się na klasyczny jasny fornir. Do salonu z kolei kupiłam za małą kanapę i niefunkcjonalny stolik kawowy. Musiałam je zastąpić praktycznie od razu po wstawieniu.
Dwie miłości: lampy i Bauhaus
– Moją drugą największą pasją, którą dzielę z mężem, jest gotowanie, dlatego zależało nam na tym, żeby kuchnia była funkcjonalna i praktyczna – mówi Jola. – Najbardziej cieszę się, że udało mi się tam znaleźć miejsce na lodówkę „side by side” z dużą zamrażarką, gdzie zmieści się maszyna do lodów.
Piękny orzechowy stół w jadalni otaczają krzesła Standard Chair marki Vitra. W kuchni nad blatem uwagę przyciągają modernistyczne czarne kinkiety Cobra, zaprojektowane w 1947 r. przez szwedzką projektantkę Gretę Grossman. Nieopodal stoi lampa Snoopy marki Flos, a wyspę kuchenną oświetla projekt polskiej marki Lexavala. – Mam bzika na punkcie lamp. Musiałam się bardzo pilnować, żeby to mieszkanie nie przypominało sklepu z oświetleniem. Dwie lampki Martinelli Luce stojące w sypialni przywiozłam na przykład w bagażu podręcznym z podróży do Lyonu – opowiada. W salonie znajdują się kolejne perełki designu: lampy Taccia oraz IC S2, obie marki Flos, w korytarzu i łazience dwie lampy projektu Louisa Weisdorfa, w sypialni Oluce Atollo, a na suficie – klasyczna Artemide.
– Większość mebli kupiłam w warszawskim sklepie Idea MM oraz salonie NAP, który oprócz własnego designu (łóżko w sypialni) ma przedstawicielstwo kultowych brandów, m.in. Gubi, który wyjątkowo cenię za przywracanie do życia kultowych projektów najlepszych designerów. To właśnie tej marki mamy lampy, stół jadalny, stołki barowe wokół wyspy, konsolę, lustro w przedpokoju oraz mój wymarzony barek Matégot Trolley projektu Mathieu Matégota – mówi projektantka.
W salonie od razu rzucają się w oczy ikony designu – Wassily Chair oraz stoliki kawowe Laccio, komplet projektu Marcela Breuera, który Jola wypatrzyła w sklepie internetowym nostalgia-as.pl specjalizującym się w sprzedaży mebli vintage. Na podłodze – zamówiony na wymiar dywan RUG Stories. Klasyka i współczesność. Za szafkę pod telewizorem służy system modułowy USM. – Bardzo lubię ich prostotę i uniwersalność, dziś USM-y są już bardzo popularne w domach, ale kiedyś kojarzyły się wyłącznie z meblami biurowymi – dodaje.
Talerze do ostryg i dużo wazonów
Właśnie mija pięć lat, odkąd Jola odeszła z pracy w dużej korporacji i założyła własną markę ParelParel. Dziś biżuteria projektantki i jej siostry sprzedawana jest na całym świecie – od Stanów Zjednoczonych przez Chiny po Japonię. – Zmiana zawodu to nie był łatwy krok, ale odważyłam się i spełniłam swoje marzenie – mówi.
Jej mieszkanie utrzymane jest w minimalistycznym stylu, więc trudno uwierzyć, że kolekcjonuje porcelanę, ceramikę oraz antyczne przedmioty użytkowe, które przywozi z podróży. – W piwnicy trzymam kilkadziesiąt wazonów, a w szafkach w salonie porcelanę – przyznaje. – Można tutaj znaleźć unikatowe talerze przeznaczone tylko do serwisu szparagów, ślimaków czy ostryg. Z mężem często odwiedzamy różne miejsca na całym świecie i znajdujemy rzeczy, które po prostu musimy mieć.
Na ścianach mieszkania wiszą obrazy Radka Szlagi, Andrzeja Nowackiego czy Mishy Waksa. W sypialni nad łóżkiem uwagę przykuwa z kolei zdjęcie z kampanii „Vogue’a” autorstwa Soni Szóstak. – Kupiłam je po wystawie w galerii Leica, podobnie jak mniejsze zdjęcie w salonie – mówi Jola.
W gabinecie stoją marmurowy stół Tulip, komoda USM z kolekcją albumów poświęconych sztuce, architekturze i modzie, krzesła Cesca projektu Marcela Breuera, stara szafka z warszawskiego Koła oraz komplet lamp Louis Poulsen.
Zdaniem projektantki największym wyzwaniem był remont łazienki. Tutaj musiała iść na największe kompromisy, była uzależniona od tego, jak poprowadzone są piony wodne i kanalizacyjne. Marmurowa posadzka w łazience to „rodzinny” wzór. Identyczną mają babcia, mama oraz siostra projektantki. Sama zaprojektowała drzwi oraz zamontowany nad nimi świetlik z podwójnej szyby kryształowej. Wzorem nawiązują do klasycznych warszawskich drzwi z trzema kasetonami. – Zależało mi na świetliku, który doprowadzi do łazienki naturalne, dzienne światło z salonu – wyjaśnia Jola.
Okna mieszkania wychodzą z jednej strony na gwarną ulicę z widokiem na pełny przegląd warszawskiej architektury – od przedwojennych kamienic przez biurowce z lat 50. i 90. po klasyczną 12-piętrową ideę Le Corbusiera. – Trochę Paryża, trochę socjalizmu – mówi Jola. – To właśnie kocham w Warszawie, nigdy nie wiesz, jaki styl architektoniczny spotkasz za rogiem. Ja za oknem mam chyba wszystkie!
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.