Oryginalny parkiet, dawne elementy wnętrza, takie jak dwuskrzydłowe drzwi z rzeźbionymi ościeżnicami czy skrzynkowe drewniane okna, oraz dużo polskiego wzornictwa. Takie jest wnętrze apartamentu w berlińskiej dzielnicy Wilmersdorf zaprojektowane przez Kasię Kronberger.
– Po pierwszych rozmowach dotyczących projektu zawsze proponuję coś, co wychodzi poza wytyczne klientów, coś, co nieco wykracza poza ich strefę komfortu. Pewne wybory można bardzo racjonalnie wytłumaczyć. Wyjaśnić, dlaczego przestrzeń na czymś zyskuje – mówi Kasia Kronberger, prowadząca berlińską pracownię projektowo-architektoniczną Studio Bosko. Tak było w przypadku pracy nad 115-metrowym apartamentem mieszczącym się w altbau, jednym z klasycznych berlińskich budynków w dzielnicy Wilmersdorf. Określeniem „altbau” nazywane są budynki powstałe między drugą połową XIX w. a rokiem 1940. Kamienice te najczęściej budowane były w stylu secesyjnym, odznaczały się różnym stopniem wyrafinowania. Zdobiono je kolorowym szkłem, ornamentami, sztukateriami, freskami, czasem wykańczano marmurem. Wysokość wnętrz malała z każdym piętrem, te ulokowane najniżej miały jej aż trzy i pół metra. Podłogi tradycyjnie kryto 10-metrowymi sosnowymi deskami i takie właśnie udało się zachować w mieszkaniu projektowanym przez Kasię. Oprócz parkietu pozostawiono mające wyjątkowo dobry stan oryginalne elementy, jak dwuskrzydłowe drzwi z rzeźbionymi ościeżnicami, skrzynkowe drewniane okna czy żeliwne kaloryfery.
Mieszkanie ma klasyczny dla tego typu kamienic układ. To długi korytarz z przechodnimi pomieszczeniami po jego obu stronach. Kiedy Kasia trafiła do tego wnętrza, było ono po remoncie zrobionym kilka lat wcześniej przez mieszkające w nim małżeństwo z dwójką dzieci. Odświeżyli mieszkanie, zmienili wygląd kuchni i łazienki, a do projektantki zgłosili się przede wszystkim po pomysły na umeblowanie i udekorowanie. – Od tego w zasadzie się zaczęło, ale kiedy zaczęliśmy pracować nad zmianą w ograniczonym zakresie, wraz z postępem prac liczba moich zadań wzrastała. Wtedy stwierdziliśmy, że robimy pauzę, cofniemy się i zaczniemy projektować od początku. Rozpoczęłam od wybrania dzieł sztuki, które miały zawisnąć na ścianach i to na ich podstawie miała być budowana cała koncepcja wnętrz. Ze strony właścicieli miałam niewiele wytycznych, jeśli chodzi o charakter dzieł. Zależało im na tym, by była to sztuka współczesna w niezbyt mocnych barwach. Szczególnie spore płótno Ky Anderson, które zawisło w salonie, zdefiniowało paletę kolorystyczną pomieszczenia, wpłynęło na wybór kanapy i oświetlenia. Podobnie było w sypialni, do której trafił obraz lokalnej artystki Kathrin Eilenz w pastelowych odcieniach, oraz jadalni, gdzie to dzieło Donalda Sultana z soczystą żółcią wpłynęło na dobieranie sprzętów – opowiada autorka projektu.
Polskie rzemiosło i design w berlińskim wnętrzu
Stojący w sypialni fotel Nana Love Seat niemieckiej marki Freifrau o miękkich liniach to przeskalowane siedzisko pozwalające na korzystanie z niego dwóm osobom jednocześnie. Leżący pod nim srebrzysty tkany ręcznie w Tybecie dywan marki Reuben Henning został wykonany na zamówienie. Stoliki nocne mają nietypowe harmonijkowe, materiałowe drzwiczki, które możemy wymieniać według uznania. Stoją na nich lampy Ombrellina marki Mattina Moderna z ceramicznymi podstawami wytwarzanymi i malowanymi ręcznie w portugalskiej Mafrze.
Do jadalni trafił stół wykonany według projektu Kasi przez polskiego stolarza. Stojący pod oknem skórzany szezlong Lama włoskiej Zanotty swym kolorem przełamuje łagodny charakter pomieszczenia. Na minimalistycznej konsoli stoi lampa francuskiej marki DCW Editions wykonana z marmuru, szkła i aluminium. Salon zdobią duże wykuszowe przeszklenia. I tu, oprócz jasnych mebli – szałwiowej sofy Vitry, marmurowego stolika, białych sufitowych lamp z mosiężnymi dyskami polskiej marki Ummo – trafił kontrastujący dębowy, asymetryczny stolik kawowy. Pojawiły się też elementy vintage, jak lampa stołowa Model 548 z niebieskim kloszem, zaprojektowana w 1951 r. przez Gino Safrattiego. Polski akcent w postaci drewnianego biurka od Tamo trafił do pokoju do pracy. Dopasowano do niego krzesło Arc od duńskiego Taktu formą nawiązujące do swoich archetypów sprzed 200 lat.
– Lubię proponować klientom meble czy oświetlenie polskich marek, w berlińskich projektach dodawać polskie wzory. Staram się też promować nasze rzemiosło, bo jest na wysokim poziomie. Nigdy nie spotkałam się z wątpliwościami ze strony inwestorów. Wręcz przeciwnie, z biegiem czasu reputacja naszych wyrobów rośnie. Jeśli ktoś miał już do czynienia z polskim producentem, to bardzo docenia nasze wyroby, w szczególności te tworzone w drewnie. Gdy porównuje się je z lokalnymi markami, podkreślane jest dotrzymywanie umówionych terminów i otwartość na indywidualne zamówienia. Niemiecki rynek jest bardziej sformalizowany. Jeśli coś było zapisane czy rozrysowane w specyfikacjach, najczęściej nie ma możliwości wprowadzenia zmian. Dlatego ceniona jest otwartość na eksperymenty i elastyczność naszych wytwórców – podkreśla Kasia. Sama projektantka pochodzi z Poznania, a w Berlinie mieszka niemal 10 lat. Wcześniej przeprowadzała się kilkanaście razy, żyła w Brukseli, Barcelonie i Londynie, studiowała m.in. prognozowanie trendów i art direction we Florencji. Zanim zajęła się projektowaniem, pracowała w kilku agencjach kreatywnych. Zaczęła interesować się wnętrzami, kiedy w 2015 r. przeprowadziła generalny remont swojego mieszkania, również w berlińskiej kamienicy. Poczuła, że moda nie jest jej powołaniem i w 2020 r., podczas urlopu macierzyńskiego, otworzyła własne studio projektowe. – Moim celem w projektowaniu od początku było nadawanie wnętrzom osobowości. Tworzenie przestrzeni wyrafinowanych, lecz niewymuszonych, nigdy perfekcyjnych, a raczej takich, które mogą rozwijać się w zgodzie ze stylem życia ich mieszkańców. Nietuzinkowe elementy i ciekawe zestawienia, pozostające ze sobą w dialogu, sprawiają radość w codzienności.
Pytana o to, na jakim wnętrzu zależało właścicielom mieszkania na Wilmersdorfie, mówi, że mieszkanie klientów wcześniej było bardzo minimalistyczne i skandynawskie, dominowały w nim biel i szarości. Chcieli nieco więcej koloru, byli gotowi na trochę więcej kontrastu. Zależało im, żeby przestrzeń nabrała osobowości. – Oboje lubią jasne kolory i pastele, przekonałam ich jednak, że czerń i kontrast, jaki wprowadzę, jest istotny nawet w jasnych przestrzeniach. Zakotwicza przestrzeń. Nawet jeśli miałaby to być tylko rama obrazu, ten ostrzejszy element wprowadza nieco dramatyzmu. Podczas rozmów o projekcie użyli też sformułowania, że to wnętrze powinno być bardziej intelektualne niż instagramowe. Dlatego zaczęliśmy rozmawiać o sztuce.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.