Za serialem HBO Max „Reżim” z Kate Winslet stoją twórcy „Sukcesji”, „Figurantki” i „Królowej”. W satyrze politycznej pobrzmiewają też echa serialu „Rok za rokiem”, oscarowego filmu „Faworyta”, a nawet produkcji Wesa Andersona. Tak powstała dystopia o dyktaturze, która obnaża mechanizmy władzy.
Elena Vernham (Kate Winslet), kanclerka bezimiennego państwa w „Europie Środkowej”, pragnie pozostać blisko swego ludu. Do narodu zwraca się słowami: „moi kochani”. Pogardza ekspertami, bo sama wie lepiej. Biurokrację uważa za przeszkodę w skutecznym egzekwowaniu władzy. „Jesteś nikim. Czego chcą tacy jak ty?”, pyta swojego ochroniarza, powiernika, człowieka do specjalnych poruczeń. Herbert Zubak (Matthias Schoenaerts) odpowiada: „Twojej siły. Zniszcz wszystkich, którzy staną ci na drodze”.
Dwugłowy potwór władzy
Ona wybrała jego, a on wybrał ją. Razem tworzą dwugłowego potwora. Ale kto tu kim rządzi? Elena, która wyciągnęła Herberta z głębokiej prowincji, by w jej pałacu sprawdzał „stan wilgoci”? Czy Herbert, który zhańbił się krwawym stłumieniem protestów górników w kopalni kobaltu? (Notabene, oglądając na ekranie obrazy robotników zabitych przez Butchers of Site Five, eskadry, do której należał Zubak, przypominamy sobie Dziewięciu z Wujka.) Ona, która traktuje go jak psa – najpierw głaszcząc słowami good boy, a potem bijąc jak zbłąkanego kundla? Czy on, który pieczołowicie bada nie tylko ściany komnat w poszukiwaniu grzyba, lecz także relacje między osobami z otoczenia kanclerki?
W pałacu „Królowej Słońce”
O jej łaskę, jej uśmiech, jej uwagę, a więc i o władzę walczą ministrowie z jej gabinetu, doradcy, lekarze. Rywalizują o jej względy, zazdroszczą sobie nawzajem wpływów, podejrzewają innych o zdradę. Gdy nadchodzi ona – Królowa Słońce, niepodzielna władczyni, populistka, która zbudowała państwo totalitarne – wymieniają nerwowe spojrzenia, zastanawiają się, co oznacza kolor jej sukienki, przepytują się nawzajem z jej nastroju. Bo przecież to od jej kaprysu wszystko tu zależy – przebudowa pałacu, bo rzekomo odkryła w nim niebezpieczne alergeny, losy umowy międzynarodowej ze Stanami Zjednoczonymi, dobrostan obywateli. Wszystko spoczywa na jej barkach, więc to ona wszystko kontroluje. Podgląda obywateli, co przywołuje w wywiadzie z jej mężem, Nickym (Guillaume Gallienne), dziennikarz „Vogue’a”. Od początku wiemy, że jej władza będzie się rozrastać, wprost proporcjonalnie do poczucia zagrożenia. Wraz z postępującą hipochondrią, paranoją i uzależnieniem od Zubaka, Elena zacznie uciekać się do coraz bardziej wątpliwych, eksperymentalnych terapii mających ją wyleczyć z choroby. Słabe płuca odziedziczyła po ojcu, którego ciało wciąż trzyma w pałacu. Nikt nie może więc jej dotknąć, podać jej ręki, ani „na nią oddychać”. Przy niej chodzi się w maskach, co boleśnie przypomina widzom realia niedawnej przecież pandemii Covid-19, która z pewnością nie była ostatnią, jaka nas czeka. Obsesja „czystego powietrza” to nie tylko pokłosie koronawirusa, lecz także przypomnienie o kryzysie klimatycznym. Choć wiadomo, że smog niszczy zdrowie, wciąż mówi się o nim za mało. Już wkrótce dostęp do „czystego powietrza” może stać się zaszczytem, luksusem, przywilejem.
Przegląd aktualności
To oczywiście nie jedyny aktualny temat poruszany w „Reżimie”. W obecnej sytuacji geopolitycznej nie sposób w odbiorze serialu pominąć kontekst wojny w Ukrainie. Kate Winslet co prawda mimikę zapożycza raczej od Emmy Thompson, która w innym dystopijnym serialu, „Rok za rokiem” Russella T. Daviesa (2019), grała równie diaboliczną polityczkę, niż od Władimira Putina (subtelne gesty Winslet z serialu „Mare z Easttown” ustąpiły miejsca przerysowanym często grymasom). Tym niemniej słowa kanclerki brzmią jak propagandowe przemówienia rosyjskiego prezydenta. I, właściwie, każdego innego cara, dyktatora, jedynowładcy. „Siłę czerpię z ludu”, „Wrogowie muszą zostać pokonani”, „W innych państwach rządzi reżim”. Inni to „kapitaliści”, „mordercy”, „oprawcy zabierający wolność”. Tak jak w Rosji, w swoim państewku Vernham obiecuje „niezależność od Ameryki”. Zerwanie kontraktu handlowego z „imperialistami” ma zapewnić jej krajowi potęgę. A źródłem tej potęgi pozostają kopalnie kobaltu, potrzebnego do tworzenia komponentów stosowanych w akumulatorach pojazdów elektrycznych i elektronice użytkowej (kopalnie takie działają w Demokratycznej Republice Konga, gdzie panuje wyzysk górników).
Państwo miłości
Kluczową rolę w „Reżimie” odgrywa scenografia, która czasem przypomina serial o Sissi, miejscami „Faworytę”, a innym razem „The Grand Budapest Hotel” Wesa Andersona. Zdjęcia do serialu powstały w wiedeńskim Pałacu Liechtenstein, który monumentalizmem sprawia wrażenie wieży z kości słoniowej, w której zamknęła się Elena. Niegdyś lekarka, po przejęciu władzy z rąk byłego kanclerza staje się karykaturą królowej. Jedną ze scen – wtargnięcia napastnika do sypialni Eleny – zaczerpnięto zresztą z biografii Elżbiety II (o tym zdarzeniu z 1982 r. opowiadał jeden z odcinków „The Crown”). O królowej twórca „Reżimu” Stephen Frears nakręcił zresztą film „Królowa”, za który Helen Mirren otrzymała w 2007 r. Oscara. Reżyser nie próbuje jednak przekonać widzów, że Elena to nowa Elżbieta. Wręcz przeciwnie, tam, gdzie brytyjska królowa z obowiązku powstrzymywała się od okazywania uczuć, fikcyjna kanclerka uwodzi czułymi słówkami, fałszuje standard „Baby, Please Don’t Go” na bankiecie z okazji siedmiolecia przejęcia władzy (oczywiście nazywanego Dniem Zwycięstwa), organizuje raut godny podrzędnego polskiego hotelu lat 90. z „Rojst Millenium”, a nie ceremonii na cześć głowy państwa. To unurzanie w uczuciach przypomina orwellowskie Ministerstwo Miłości – nie od dziś wiadomo, że w dyktaturach i dystopiach najłatwiej popełniać zbrodnię w imię fałszywie pojętego dobra wspólnego.
Tak jak zbliżony tematyką „Rok za rokiem” (oraz poprzednie seriale Frearsa – „Status związku” i „Skandal w angielskim stylu”), „Reżim” mimo przepychu pałacowych korytarzy pozostaje kameralny. Scenarzysta Will Tracy, który pracował przy „Sukcesji”, wie, jak sprawić, by człowiek pozostawał w centrum, choćby latał helikopterami nad nowojorskimi drapaczami chmur. Nieobce jest mu oczywiście także mocne w ostatnich latach hasło Eat the rich. Czy po seansie „Reżimu” zbliżamy się choć trochę do zrozumienia, jak działa dyktatura? Z pewnością. Ale czy wiemy więcej o tym, jak działa sam dyktator? Widzimy kobietę, która słucha niewłaściwych doradców, popada w obłęd, boi się utraty władzy. Czy analizując tę postać, dowiemy się, jak obalić przywódców prawdziwych reżimów?
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.