Największa intelektualistka świata mody ma tytuł doktora nauk politycznych, w młodości chciała zostać mimem, a jako komunistka i feministka protestowała na barykadach. Miuccia Prada, która kończy dziś 74 lata, zarządza wartym miliardy dolarów imperium.
Ludzi, którzy źle się ubierają, nazywa ignorantami. Z kolei o projektowaniu mówi, że jest idiotyczne, ale to jej praca. Miuccia Prada może sobie na takie dictum pozwolić. 74-letnia Włoszka nigdy nie była klasyczną pięknością, ale zawsze ubierała się tak, że trudno było od niej oderwać wzrok. A jednocześnie daleko jej stylowi do przesady. Nigdy nawet nie ociera się o wulgarność. Klasyczne spódnice midi łączy z grubymi swetrami oraz rzucającą się w oczy biżuterią ze swojej sporej kolekcji. A także butami na klockowatym obcasie, które stały się wielkim sukcesem jej marki. Modowe imperium Miuccii jest dziś warte grube miliardy dolarów, a ją samą magazyn „Forbes” umieścił na liście stu najbardziej wpływowych kobiet świata. Prada nie goni ślepo za trendami, ale je tworzy i reinterpretuje. Jej kolekcje definiują luksus od nowa. Lekceważą powszechnie akceptowane standardy i mdłe, oklepane kanony piękna. Ale choć często oscylują na granicy brzydoty, mówi się, że to właśnie pokazy Prady są tym, co przyciąga gości na mediolański tydzień mody. Bo mało kto cieszy się w branży takim szacunkiem jak Miuccia.
Panienka na barykadach
Urodzona w Mediolanie 10 maja 1949 roku Maria Bianchi Prada modę miała we krwi. Jej dziadek, Mario Prada, tworzył skórzane dodatki i luksusowe akcesoria podróżnicze, na długo zanim jego wnuczka pojawiła się na świecie. W dawnym butiku w mediolańskiej Galleria Vittorio Emanuele II dziś mieści się flagowy sklep Prady. Mario cieszył się taką renomą, że zyskał nawet status oficjalnego dostawcy włoskiej rodziny królewskiej. Mimo to Miuccia, jak zdrobniale nazywała ją rodzina, planowała dla siebie inną karierę. Owszem, zawsze lubiła piękne rzeczy. W przypadku wychowanej w luksusie panienki z dobrego domu nie mogło być inaczej. Ale dorastając, nie interesowała się zbytnio rodzinną firmą. Miała za to poczucie misji. Chciała robić coś, co się liczy, dlatego na kierunek studiów wybrała nauki polityczne. Obroniła nawet doktorat, a następnie wstąpiła do partii komunistycznej. Karierę projektantki uważała za najgorsze, co mogłoby się jej przydarzyć. Ale pomimo lewicowych poglądów nigdy nie wyzbyła się zamiłowania do luksusu. Na barykady protestować przeciw establishmentowi chodziła w eksperymentalnych projektach Yves’a Saint Laurenta, André Courrèges’a czy Pierre’a Cardina.
Od zawsze interesowała się też sztuką. Kiedy poznała dziewczynę, która była mimem, sama zapragnęła pójść w jej ślady. Okazało się, że praca sprawia jej przyjemność. Początkująca aktorka miała też talent, dzięki któremu dostała pracę w mediolańskim Piccolo Teatro. I być może kontynuowałaby karierę, gdyby nie oburzenie rodziny, która uważała takie zajęcie za niestosowne dla dobrze urodzonej panienki. Zbuntowaną dziedziczkę przywołano więc do porządku. Kiedy zmarł jej dziadek, Miuccia, uginając się pod namowami krewnych, przejęła jego butik. Zaczęła tworzyć autorskie projekty, które szybko zyskały uznanie klientów. Jak się okazało, nie tylko ich. Pod koniec lat 70. na targach akcesoriów skórzanych Miuccia zauważyła torebki łudząco podobne do tych, które zaprojektowała. Kopie wyszły spod rąk toskańskiego producenta akcesoriów skórzanych, Patrizia Bertellego. Choć początkowo Prada wpadła w szał, po bliższym przyjrzeniu się kopii dostrzegła, że są niezwykle precyzyjnie wykonane. Zrozumiała, że w świetnym rzemieślniku lepiej mieć przyjaciela niż wroga. Zamiast iść do sądu, zatrudniła więc Bertellego na pełny etat i przeniosła produkcję do jego fabryki. Za jego namową zgodziła się też poszerzyć asortyment o buty. I choć początkowo ich współpraca była burzliwa, szybko okazało się, że jej efekty biją rekordy sprzedaży. Ci dwoje uzupełniali się wzajemnie – Miuccia miała talent, a Patrizio niezawodny instynkt, dzięki któremu wiedział, co się sprzeda. Był menedżerem, jakiego obdarzona artystyczną duszą Miuccia potrzebowała. Po pewnym czasie stało się jednak jasne, że ich relacje wykraczają poza grunt zawodowy. Po ośmiu latach od pierwszego spotkania pobrali się. Bertelli miał kiedyś powiedzieć, że wiedział, że na dłuższą metę taniej będzie mu się z Miuccią ożenić.
Nowatorstwo i bojkot snobizmu
Wizja Miucci od początku wyróżniała się prostotą idącą w parze z najwyższą jakością materiału i wykonania. Wychowana w konserwatywnej rodzinie Prada nie znosiła wulgarności. Uważała, że kobieta jest seksowna nie wtedy, kiedy epatuje nagim dekoltem, lecz wówczas, kiedy strój jest odbiciem jej duszy. Po dziadku Miuccia odziedziczyła nie tylko firmę, ale też instynkt do wyszukiwania godnych uwagi materiałów. Takich jak utkany w innowacyjny sposób nylon, przypominający wyglądem jedwab, z którego w latach 80. powstały słynne plecaczki i torebki z trójkątnym logo Prada. W 1988 roku Miuccia debiutowała z damską linią ubrań. Wielkim hitem kolekcji okazały się właśnie jej plecaczki. Ale obok nowatorskich materiałów filozofia Prady zakładała też bojkot snobizmu. Projektantka co prawda nie machała już czerwoną flagą na barykadach, ale pozostała wierna lewicowym ideałom. Dlatego w 1992 roku wystartowała z nową marką, dedykowaną mniej zamożnej klienteli. Miu Miu, która swoją nazwę zaczerpnęła od przezwiska Miucci, inspiracje czerpała z jej prywatnej garderoby. Kolekcje tańszej linii miały być dostępne dla szerszej publiczności. Takiej, która ma świetny gust, ale niekoniecznie dysponuje wielkim budżetem. Jak łatwo się domyślić, taka filozofia w połączeniu ze słodką, dziewczęcą elegancją proponowaną przez Miu Miu, szybko przyczyniła się do wielkiego sukcesu marki.
Lata 90. były pasmem sukcesów Prady. Z uznaniem spotkała się także linia męska, która debiutowała w tym samym roku co Miu Miu. W przypadku młodszej linii zachowawcza zwykle Miuccia pozwalała sobie na większe eksperymenty i ekstrawagancje. Oczywiście wszystko w granicach dobrego smaku. Miu Miu różniła się od „starszej siostry” nie tylko stylem i zasięgiem cenowym, ale też strategią marketingową. Pradę reklamowały top modelki, takie jak Christy Turlington czy Amber Valletta, a Miu Miu — młode, zbuntowane gwiazdy kina – Drew Barrymore czy Chloë Sevigny. Ta tendencja kontynuowana jest do dzisiaj. W jednej z wiosennych kampanii Miu Miu wystąpiła Elle Fanning, a u Prady Saskia de Brauw. Za strategię marketingową odpowiada Parizio Bertelli. Ale w małżeństwie nie zawsze jest różowo. Para słynie z karczemnych awantur, podczas których z okna biur wylatują różne przedmioty, w tym najnowsze projekty Prady i jej podarte w drobny mak szkice. Kombinacja artystycznego zacięcia Miuccii i chłodnego, biznesowego podejścia Bertellego bywa mieszanką wybuchową. Jednak to właśnie połączenie dwóch tak różnych osobowości o skrajnie innych wizjach zapewniła marce sukces.
Moda i sztuka
Miuccia Prada i Patrizio Bertelli w wielu kwestiach różnią się jak ogień i woda. Ale tym, w czym zawsze są zgodni, jest miłość do sztuki i chęć inwestowania w nią. O ile tworząc ubrania i akcesoria, Miuccia musi znaleźć złoty środek pomiędzy tym, co komercyjne, a tym, co awangardowe, a własną wizję dostosować do wymagań rynku, w przypadku sztuki może pozwolić sobie na absolutną wolność. Ona i Bertelli są posiadaczami ogromnej kolekcji sztuki współczesnej. W jej skład wchodzą dzieła ulubionych artystów pary, takich jak Francesco Vezzoli, Damien Hirst, Brice Marden czy Walter De Maria. Spora część ich zbiorów znajduje się w posiadłości małżeństwa w Mediolanie. Ale ich kolekcję dzieł sztuki można także oglądać w założonej przez nich w 1993 roku Fondazione Prada. Jedna siedziba mieści się w Mediolanie, druga w Wenecji w zakupionym przez fundację XVII palazzo przy Canal Grande. Jego pełne przepychu, pamiętające czasy zamieszkującej go arystokracji wnętrza idealnie kontrastują z eksponowanymi w nich awangardowymi dziełami sztuki współczesnej. Fundacja organizuje także dwa razy do roku happeningi, instalacje artystyczne, a nawet artystyczną wersję kaplicy – Prada Foundation Chapel. W Paryżu Prada wsparła jednorazowo 24-godzinne muzeum, zamknięte po jednym dniu funkcjonowania jako klub nocny, w którym DJ-ką była Kate Moss.
Artystyczne zacięcie Miuccii widać też w wystroju butików Prady. Za ich projekt odpowiadają prawdziwe gwiazdy architektury, takie jak Rem Koolhass czy studio Herzog & de Meuron. Dzięki temu butiki bardziej niż sklepy przypominają galerie ukochanej przez projektantkę sztuki nowoczesnej. Miłość do sztuki to niejedyny snobizm, na jaki pozwala sobie Miuccia. Choć mówi o sobie, że jest najbardziej komercyjną osobą w firmie, bo to jej najbardziej zależy na tym, żeby jej projekty się sprzedawały. W pewnych kwestiach jest jednak nieugięta. Nie znosi tradycyjnej reklamy i banalnych narzędzi marketingowych. Kiedy kilka lat temu zdecydowała się na zrealizowanie pierwszej reklamy telewizyjnej swojej marki, w miejsce klasycznego spotu powstał kilkuminutowy, wyreżyserowany przez Ridleya Scotta film. Jego premiera odbyła się na festiwalu filmowym w Berlinie. Dzięki temu Miuccii udało się w inteligentny sposób zatrzeć granicę między sztuką a komercją. Bo taka właśnie jest jej marka – elitarna, balansująca na granicy artystycznej ekspresji, dziewczęcego uroku i elementów konserwatywnego stylu. Tylko Miuccia potrafi elementy tej układanki poskładać w taki sposób, że wszystkich wprawiają w zachwyt. Nic więc dziwnego, że Pradę nazywa się cesarzową włoskiej mody.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.