– Mój syn jest do mnie bardzo przywiązany. Zastanawiałam się, co będzie, jeśli zachoruję. Przecież jestem dla niego najważniejszą, jedyną osobą – opowiada kolejna bohaterka naszego cyklu o wyzwaniach macierzyństwa, 35-letnia pracowniczka instytucji kultury, mama dwulatka.
High Need Babies, czyli wyjątkowo wymagające dzieci, istnieją naprawdę. Taki jest mój dwuipółletni syn. To indywidualista, uparciuch, wrażliwiec. Chociaż nie jest mi łatwo, cieszę się, bo wiem, że wyrośnie na ciekawego człowieka. Wymagające dzieci stają się empatycznymi dorosłymi o ogromnych kompetencjach społecznych. Wiem, że sobie poradzi, bo potrafi zawalczyć o swoje, wszystko robi po swojemu, jest bardzo kreatywny. Sam wymyśla sobie zabawy, ostatnio drzwi i szuflada zmywarki pełnią funkcję torów i kolejki. Z drugiej strony, właściwie nie da się go przekonać do tego, żeby zrobił coś, czego nie chce. Można negocjować, ale najpewniej się te negocjacje przegra. Niektóre rzeczy muszę robić synowi wbrew. Buntuje się nawet, gdy go przebieram. Staram się łamać jego opór jak najrzadziej. Uważam, że powinien mieć poczucie sprawczości. Ta siła buduje jego wartość.
W końcówce ciąży cierpiałam na nadciśnienie. Zdrowie dziecka było zagrożone. Poród miałam wywołany. Wydawało mi się wtedy, że gdy już urodzę, wszystko będzie łatwiejsze. Zapisałam się nawet na konferencję naukową, która miała odbyć się niecały miesiąc po porodzie. Rzeczywistość okazała się trudniejsza. Nie poszłam na konferencję. Przez pierwszy miesiąc nie byłam w stanie nawet wysłać paczki.
Syn do niedawna zasypiał wyłącznie z piersią w buzi. Nie tylko wieczorem, lecz także podczas drzemek. Teraz jest postęp, ale wciąż póki mnie nie ma, nie idzie spać. Potrafi wytrzymać nawet do północy. Gdy wracam, pije mleko i natychmiast usypia. Chciałabym, żeby nauczył się zasypiać beze mnie. I żeby rodzina nie bała się, że on tego nie chce. To jest błędne koło – on chce być ze mną, więc oni się boją z nim zostać sami. Miałam trudne emocjonalnie momenty. Zastanawiałam się, co będzie, jeśli zachoruję. Przecież jestem dla niego najważniejszą, jedyną osobą… Łatwiej zrobiło się, gdy zaczął mówić. Z krzyku wyłoniło się wtedy słowo: „mama”.
Bywały momenty, że syn nie chciał zostawać nawet z moim mężem. Ostatnio na szczęście do niego lgnie. Z opieki nad synem zrezygnowały trzy nianie. Eksperymenty ze żłobkiem i przedszkolem też się nie powiodły. Rano przedszkolanki musiały wyrywać go z moich ramion. Żegnał mnie nie tyle płacz, co pełen rozpaczy krzyk. Syn potrafił tak rozpaczać przez pół godziny, dopóki się nie zmęczył. Ze zmęczenia kilka razy zasnął. Ale częściej siedział nieruchomo, w milczeniu, czekając, aż wrócę. Zrozumiałam, że nie jest na to jeszcze gotowy. Prawdę mówiąc – ja też nie. Jeszcze jest malutki, a ja chcę być z nim w domu. Ale nie cały czas. Jego przywiązanie do mnie nastręcza trudności logistycznych.
Dostałam ostatnio trzy propozycje projektów. Wszystkie bardzo interesujące, prestiżowe, w moim zawodzie. Gdy byłam w ciąży, też spływały różne propozycje, ale musiałam z nich zrezygnować. Teraz, po prawie trzech latach, dobra passa powraca. Chciałabym to wykorzystać. Dlatego muszę kombinować. Dopasowywać pracę nie tylko do dziecka, lecz także osób, które się nim opiekują. Gdy jesienią skończy trzy lata, znowu spróbujemy z przedszkolem.
Jak teraz wygląda nasz dzień? W nocy ja się z nim budzę, rano dosypiam, wtedy bawi się z nim mój mąż. Gdy jadę do pracy, zostaje z nim na kilka godzin. Przed drzemką się wymieniamy – ja usypiam, a mąż pędzi do pracy, wraca potem często wieczorem. Popołudniami zabiera go kilka razy w tygodniu na spacery teściowa. Mam coraz więcej czasu dla siebie, ale on jest nieregularny, urywany. Przez to, że się z mężem mijamy, syn tęskni za tym czasem, gdy jesteśmy wszyscy razem. Zarazem praca sprawia, że czuję się lepiej ze sobą. Daje mi równowagę. Mając pół dnia na obowiązki inne niż domowe, odzyskuję siebie. Gdy mówię synkowi, że idę do pracy, rozumie, ale jest mu smutno. W domu pracować nie mogę. Zaraz próbuje zamykać mi laptopa, wchodzi na kolana, chce się bawić.
Nie próbuję syna ukierunkować. Podążam za tym, co go akurat interesuje. Od pół roku mówi pełnymi zdaniami, szybko uczy się nowych rzeczy, poznaje litery i cyfry. Chciałabym wykształcić w nim poczucie piękna. To było ważne dla mnie, gdy byłam dzieckiem. Dlatego ogląda stare bajki Disneya, ładnie ilustrowane książki, z tatą rysuje i maluje. Przygotowali wspólnie ilustrację do publikacji internetowej. Widzę, że to działa, bo gdy babcia puściła mu kanał dla dzieci, kilka razy odmówił oglądania kreskówki, bo uznał, że jest brzydka.
Lubię z synem podróżować. Uwielbia samoloty. Gorzej z samochodem. Kiedyś nie dało się go w ogóle zapiąć w foteliku. W wózku też nie chciał jeździć. Czułam się ograniczona, bo bywały dni, kiedy nie mogłam ruszyć się z domu. Gdy pojechałam po raz pierwszy za granicę, było świetnie, dopóki byłam z nim przez cały czas. Gdy chciałam przez chwilę zrobić coś dla siebie, przekazując go pod opiekę cioci, która wychowała czwórkę swoich dzieci, nie była go w stanie uspokoić.
Widzę, że inne dzieci są posłuszniejsze. Mam koleżanki z dwójką, a nawet trójką, nad którą łatwiej zapanować niż nad moim synem. Ale czuję też, że zdając się na intuicję, potrafię się z nim porozumieć.
Różnica między mną a moim mężem? Lęk. Jest starszy ode mnie, może ten strach bierze się z doświadczenia… Na początku nie ufał swoim umiejętnościom jako ojca. Ale zawsze był przy mnie i przy synu. Gdy był malutki, w nocy zmieniał wszystkie pieluchy. Na początku wychodziliśmy we dwoje co wieczór na spacer lub kolację, a moja mama usypiała wnuka i przynosiła mi go przewiniętego, gdy się obudził w nocy. Przez pierwsze miesiące dzieliliśmy się w rodzinie dzieliliśmy. Trudniej zrobiło się, gdy syn przywiązał się mocniej do mnie.
Niektórej osoby wątpiły w to, czy wykarmię dziecko, bo jestem bardzo szczupła. Nie poddałam się presji. Odkąd jestem matką, mam przekonanie do słuszności decyzji, które podejmuję.
Nie wszyscy wierzą w to, że niektóre dzieci są bardziej wymagające od innych. Piętnują matki, które rzekomo nie potrafią sobie poradzić z własnymi dziećmi. Nie, to nie jest nasza wina. Mamy naprawdę ciężko. I często jesteśmy w tej sytuacji samotne.
Czy planuję drugie dziecko? Nie wiem. Może jest tak, że jeśli pierwsze jest wyjątkowo wymagające, następne musi być łatwiejsze?
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.