Jana Chodorowicza fascynuje workwear. W kolejnych kolekcjach inspiruje się różnymi wcieleniami uniformu. Dlaczego Polaka można uznać za najciekawszego projektanta mody młodego pokolenia?
Po studiach, wiosną 2022 roku, Jan Chodorowicz wypuścił pierwszą niezależną kolekcję inspirowaną ubiorem artystek. Idea zrodziła się przypadkiem, gdy w ręce wpadła mu książka Charliego Portera „What Artists Wear”, która bada związki pomiędzy ubiorem, a metodą twórczą – elementy funkcjonalne uniformów roboczych łączy ze sposobami myślenia i działania. Z lektury Jan wybrał sobie trzy szczególnie interesujące postaci kobiece i każdej z nich zadedykował okrycie wierzchnie. W pozostałą część kolekcji upchał jeszcze więcej niuansów zaobserwowanych w pracowniach rzeźby, grafiki i malarstwa. Podsumowaniem tego projektu była sesja zdjęciowa w galerii Guni Nowik na tle, też w przewadze niebieskich, intuitywnych obrazów artysty Kuby Glińskiego. – Połączył nas kolor i podejście do pracy twórczej, które nazwałbym totalnym – wspomina Chodorowicz.
Jan Chodorowicz w ostatnich kolekcjach sięgał po motywy z przyszłości, z Dzikiego Zachodu i z odzieży ochronnej
Na zimę 2022-2023 zamiast cofać się w czasie do rytuałów Agnes Martin, Aliny Szapocznikow i Barbary Hepworth, zaczął wyobrażać sobie uniformy przyszłości. Badał, jak wizje retrofuturystów rozmijają się z tym, w jaki sposób potrzeby przyszłości wizualizujemy sobie współcześnie. W kolekcji na sezon wiosna-lato 2023 przyglądał się odzieży ochronnej naukowców (w tym pary badaczy wulkanów), by wiosną 2024 znów cofnąć się do tradycji – tym razem kowbojskich. Koncept oparł na znalezionej w jednej z paryskich bibliotek książeczce „Cowboy Handbook”. Ta poprowadziła go w świat ornamentów i symboli graficznych i pozwoliła mu się twórczo rozwinąć bez zachwiania elementów dla jego marki charakterystycznych. Wszystko połączył sztywny, wytrzymały, błękitny denim. Choć kolor nie gra już pierwszych skrzypiec w jego kolekcjach, wciąż z nich przebija. Niebieski zawsze można znaleźć na podszewkach, przeszyciach, metkach czy akcesoriach, jak bandany projektowane z zaprzyjaźnionymi artystami. – Po kolekcji dyplomowej zdecydowałem się zachować zaprojektowaną na studiach komunikację wizualną, której jednym z elementów jest kolor. Na stałe wszedł też w moje ubranie, wcześniej w zasadzie ograniczone do czerni. Nawet na studiach licencjackich, które ukończyłem na Shenkar College w Tel Awiwie, konsekwentnie sięgałem po neutralne kolory. W Londynie to się zmieniło – tłumaczy. Ideę monolooku wciąż lubi, ale porusza się w szerszym barwnym spektrum.
Jan Chodorowicz w swoich kolekcjach udoskonala uniform
Jan Chodorowicz ma coraz większe ambicje, także wybiegowe. Dziś szuka inwestora, który pomoże mu wznieść biznes na nowy poziom. – Kogoś, kto udzieli mi nie tylko wsparcia finansowego, ale też poprowadzi moją markę biznesowo – tłumaczy zapraszająco projektant. Wydaje się wręcz nierealne, jaki kapitał symboliczny i rynkowy potencjał wypracował w dwa lata samotnej pracy po godzinach. Dla jego potencjalnych partnerów to informacja o jego determinacji i sprawności w budowaniu kodów marki oraz logistyczno-produkcyjnym know-how. Fiksacja Chodorowicza na uniformie wynika z jego wysokiej kultury pracy zdobytej podczas staży w pracowniach Marca Jacobsa czy Grace Wales Bonner oraz warsztatu wypracowanego na najlepszych uczelniach projektowych i ugruntowanego w praktyce we własnej marce.
Cały tekst i jeszcze więcej inspiracji znajdziecie w majowym wydaniu magazynu „Vogue Polska”. Do kupienia w salonach prasowych, online z wygodną dostawą do domu oraz w formie e-wydania.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.