Jeśli macie ukraińskich przyjaciół w Polsce, nie bójcie się rozmawiać. Wasz strach jest nieporównywalny do ich strachu – mówi 23-letnia Sofiia z redakcji „Vogue Polska”. A queerowa artystka Planeta dodaje: – Ojciec powiedział, że zanim pójdzie na front, znajdzie ciepły materac dla mamy. Do piwnicy, jej schronu. W obliczu wojny oddajemy głos młodym Ukrainkom i Ukraińcom, którzy żyją od kilku lat w Polsce.
Sofiia Padalko, młodsza specjalistka ds. rozwoju produktu „Vogue Polska”
Jestem z Kijowa. Wychowałam się w rodzinie rosyjskojęzycznej. Mama jest Ukrainką, a ojczym Rosjaninem, na studia do Krakowa przyjechałam w 2016 r., w wieku 17 lat. Wybraliśmy Polskę, bo było blisko, a uczelnia tańsza od innych na Zachodzie. Uniwersytet Jagielloński poleciła mamie znajoma.
Myślałam, że będzie wesoło, po studencku, ale nie odnalazłam się – miasto okazało się obce, nie udawało mi się załapać na staż do mediów. Żeby zarobić na życie, pracowałam – raz na kasie w Stokrotce, innym razem w restauracji. Na trzecim roku studiów przeprowadziłam się do Warszawy, w której nigdy wcześniej nie byłam. Od razu się zakochałam – przestrzeń, zieleń, otwarci ludzie. Zupełnie jak w Kijowie. Tu zaczęłam działać z rozmachem – praca w firmach analitycznych, w przerwie staż w „Vogue Polska”. Po półtora roku, już w pandemicznej rzeczywistości, redakcja odezwała się do mnie, zapraszając do zespołu. Zaczęło się układać.
Mogę powiedzieć, że Warszawa jest moim miastem, tu rozwijam się, mam przyjaciół. Ale na razie myślę o czymś innym – od kilku dni staram się sprowadzić do siebie rodzinę.
Nie potrafię wyrazić bólu, który przeżywam, patrząc, jak niszczony jest Kijów, kiedy celem stają się budynki mieszkalne, szpitale, domy dziecka. Nikt nie zasługuje na to, by chować się w piwnicy przed rakietami, nikt nie powinien martwić się o życie bliskich.
Jeśli macie ukraińskich przyjaciół w Polsce, rozmawiajcie z nimi, zabierajcie ich na spacery. Nie bójcie się rozmawiać – wasz strach jest nieporównywalny do ich strachu. Z waszą pomocą mamy szansę to przetrwać.
Planeta, queerowa artystka, performerka
Urodziłam się w Kijowie, moja rodzina pochodzi z Ukrainy, ale ma też polskie korzenie. Gdy miałam 17 lat, przeprowadziłam się do Łodzi. Od tego czasu kilka razy wracałam z powrotem do rodzinnego miasta, ale ostatecznie wylądowałam w Warszawie. Tu poznałam niesamowitych ludzi zarówno z Ukrainy, jak i z Polski.
25 lutego o ósmej rano dostałam wiadomość od ojca. Napisał, gdzie ukrył dokumenty, akty własności, testament i pieniądze. W każdej dzielnicy w komisariatach rozdaje się cywilom broń i amunicję. Formuje się 20-osobowe grupy, które od razu ruszają na pozycje. Ojciec powiedział, że zanim pójdzie z nimi, chce jeszcze znaleźć jakiś ciepły materac dla mamy. Do piwnicy – to jej schron. Wyobrażam sobie, jak musi być tam zimno i wilgotno.
Nie chcę mówić, że jest mi smutno, że jestem zła, a gdy poprawiam wieszaki w pracy, płyną mi łzy. Chcę zwrócić się do każdego i każdej – bądźmy razem, bądźmy uważni w stosunku do siebie nawzajem, w stosunku do swoich rodzin lub rodzin z wyboru, do swoich ukochanych i samych siebie. Bądźmy empatyczni, zaangażujmy się w walkę o prawa kobiet, prawa osób LGBT+, prawa uchodźców i o pokój w Ukrainie. Za każdym razem walczymy przecież o to samo – o wolność.
Vladyslav Mykhnyuk, producent sesji zdjęciowych „Vogue Polska”
Urodziłem się w Łucku w zachodniej Ukrainie, 200 km od Lublina. Mój pradziadek był Polakiem, dlatego mogłem wyrobić dokumenty i przyjechać tu po maturze. Chciałem odkryć Europę, pójść na studia. Polska stała się moim domem – skończyłem bardzo dobrą uczelnię, miałem możliwości, żeby rozwijać się zawodowo. Dziś jestem producentem sesji zdjęciowych w magazynie „Vogue Polska”. To dla mnie spełnienie marzeń. Ale trudno mi myśleć o przyszłości, bo nie wiem, co wydarzy się dziś i jutro.
Nigdy nie wierzyłem w to, że ta wojna nadejdzie. Nie wierzyłem, że moje miasto, które leży tak blisko granicy z Unią Europejską, zostanie w pierwszy dzień wojny zbombardowane.
Ściągam teraz do Polski rodzinę. Tata nie może wyjechać z Ukrainy, bo trwa ogólnokrajowa mobilizacja – granicy nie mogą przekraczać mężczyźni od 18. do 60. roku życia. Babcia postanowiła mimo wszystko zostać w domu. Teraz, gdy rozmawiamy, mama z bratem stoją na granicy w autokarze pełnym uchodźców.
Przyjaciołom też zaoferowałem wsparcie. Choć nie wiem, co tak naprawdę mogę im dać, powiedziałem, że w moim domu w Warszawie zawsze będą mile widziani.
Razem sobie poradzimy.
Taras Gembik, artysta, aktywista
Urodziłem się w zbożach Wołynia, a dokładnie w Kamieniu Koszyrskim na północnym zachodzie Ukrainy. Do Polski przyjechałem na studia. Wiele zawdzięczam mamie, która mówiła mi: „Dawaj Taras, dowiesz się czegoś nowego”. Czytała ze mną po polsku i sprawdzała, czy dobrze piszę słowo „chrząszcz”. Ale przez kryzys w Ukrainie musiałem porzucić studia i odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Miałem zaledwie 18 lat.
Bywało różnie – czasem nocowałem na ulicy, innym razem dostawałem w twarz za to, że „wyglądam jak pedał”. Nie poradziłbym sobie bez wsparcia moich przyjaciół i przyjaciółek, mojej rodziny z wyboru, która pomagała i pomaga mi być tu i teraz.
Dzisiaj jestem artystą, performerem, pracownikiem kultury. Współtworzę kolektyw BLYZKIST (z ukraińskiego „bliskość”). Ten antykryzysowy klub filmowy realizowany w Muzeum Sztuki Nowoczesnej skupia się na tworzeniu wielopoziomowej wspólnoty migrantów, głównie tej najliczniejszej w Polsce, czyli ukraińsko-białoruskiej. W swoich projektach artystycznych, społecznych i edukacyjnych zajmuje się też kryzysem bezdomności. Kultura i sztuka są ważnymi narzędziami wspierającymi osoby powracające do funkcjonowania w społeczeństwie, bo pozwalają na nowo poczuć się jego częścią.
To równie ważne, jak zapewnienie uczestnikom i uczestniczkom projektu ciepłego napoju, czegoś do jedzenia i dostępu do łazienki.
Ukraina zawsze będzie w moim sercu, tam jest mój dom! W performance’ach nie umiem opowiedzieć o miłości, wolności, przyjaźni czy mamie w innym języku niż ukraiński.
Marta Romankiv, artystka, doktorantka ASP w Gdańsku
Z Lwowa do Polski przyjechałam na studia. rzeczywistość polityczna okazała się inna, zaskoczył mnie także powszechny nacjonalizm. Cieszę się, że dziś Polska tak aktywnie wspiera osoby z Ukrainy, że to wsparcie jest ponad podziałami. To daje nadzieje.
Dużym wyzwaniem były dla mnie też procedury związane z legalizacją pobytu. Płaciłam za studia, musiało mi też starczyć na codzienne potrzeby. To był trudny czas, ale prawdziwa próba chyba dopiero przede mną.
To, co się dzieje teraz w Ukrainie, jest straszne. 24 lutego obudził mnie telefon koleżanki. Dzwoniła, żeby powiedzieć, że jej tatę o siódmej rano zabrali, żeby walczył na froncie. Jest już w Ługańsku. Konflikty zbrojne służą elitom finansowym i politycznym, a walczą w nich zwykli ludzie, którzy tych wojen nie wywołali.
W Polsce jest już duża społeczność migrantów i migrantek, w większości to obywatelki i obywatele Ukrainy. Potrzebujemy międzynarodowej solidarności, ale nie tylko w działaniach antywojennych, takich jak udział w manifestacji, zbiórkach czy zaangażowane wpisy w mediach społecznościowych. Potrzebny jest też następny krok – uproszczenie procedur uzyskania azylu, legalizacji pobytu i przeciwdziałanie dyskryminacji na wszystkich możliwych polach. A poza tym prawa pracownicze i obywatelskie migrantek i migrantów, które pozwolą im usamodzielnić się i budować nowe, godne życie.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.