Coraz rzadziej mówimy o projektantach, a oraz częściej o dyrektorach kreatywnych i twórcach marek. Od ludzi stojących na czele domów mody – Virgila Abloha czy Alessandro Michelego – nie wymagamy już umiejętności drapowania, cięcia, budowania sylwetki, tylko wyczucia stylu. Te czasy już dawno przewidział Takeji Hirakawa, japoński krytyk, teoretyk i prorok mody.
Dostałem niewłaściwy adres pokazu. Coś się zmieniło, nie sprawdziłem e-maila, nie wiem. W każdym razie trafiłem do ogrodów Tuileries. Nie ma tłumu, nie ma ochroniarzy, nie ma paparazzi. Ewidentnie jestem w złym miejscu. Na krześle w parku siedzi Takeji Hirakawa. Czyta książkę. Hirakawa, legendarny japoński krytyk i teoretyk mody, to ekscentryk nawet jak na standardy fashion weeków. Od zawsze lubiłem go fotografować. Wygląda jak postać z komiksu i na ogół ma na sobie niesamowite połączenia kolorów. Do większości zdjęć szczerzy się w szczerbatym uśmiechu. Wie, że przyciąga uwagę. Nie jest zbyt przyjazny fotografom. Wygląda na to, że przegapiliśmy tę samą wiadomość. Łapiemy się wzrokiem i zaczynamy rozmawiać. Książka to zawsze dobry pretekst. Okazuje się, że Hirakawa czyta Biblię. – To ważne dzieło światowej kultury, wypadałoby je znać. Wy w Europie też powinniście poczytać trochę Buddy i Konfucjusza… – mówi. Już wiem, że to będzie dobra rozmowa. Hirakawa wypytuje mnie o historię katolicyzmu w Polsce. Pyta, dlaczego nie wydarzyła się u nas reformacja. Od tego czasu, gdy tylko go spotykam, bardziej zależy mi na chwili porządnej rozmowy niż na zrobieniu zdjęcia.
Takeji Hirakawa jest w Paryżu na większości pokazów, ale najbardziej interesują go te małe, eksperymentalne. Na pokazach zbiera materiał do analizy, w Japonii uczy na uniwersytetach i uprawia ogród. Przez jego wykłady i warsztaty przeszła większość współczesnych japońskich projektantów. Opisywał zjawisko mody, jakim jest harajuku, jest współautorem książek o Walterze Van Beirendoncku i Rei Kawakubo. Po hippisowsku pachnie paczulą. I rzuca złote myśli, które na ogół zostają ze mną na resztę sezonu. Albo na dłużej. Jego angielski nie jest perfekcyjny. Mówi wolno, bo zależy mu na precyzji wypowiedzi. Czasami zdarzają mu się piękne pomyłki. Zamiast powiedzieć „This show was very powerful”, powie coś w rodzaju: „This show had a strong force!”. Dzięki temu jego przemyślenia brzmią jak złote myśli Yody z „Gwiezdnych wojen”.
Narzędzia analityczne
– Oglądając pokaz, zawsze się zastanawiam, ile procent rzeczy pokazywanych na wybiegu ktoś zaprojektował dlatego, że po prostu tak chciał i czuł, ile procent dlatego, że chciałby, żeby takie rzeczy się sprzedawały, a ile z tego faktycznie się sprzeda. W Paryżu według mnie najlepszy bilans ma Comme des Garçons. Według mojej oceny jakieś 80 proc. to kreacje płynące prosto z serca Rei Kawakubo. U niektórych proporcje są dokładnie odwrotne. To nie jest ani źle, ani dobrze. Różne marki mają po prostu różne modele biznesowe, ale taka optyka to przydatne narzędzie analityczne– mówi mi Takeji. Przeglądając zdjęcia z pokazów, zaczynam zauważać strukturę poszczególnych kolekcji – liczbę dodatków, współprac, rozłożenie produktów w kategoriach cenowych, statement pieceskontraentry level pieces... Konstruowanie kolekcji to w większości przypadków raczej twórcze wypełnianie tabelek w Excelu i odhaczanie zadanych przez dział product developmentkategorii niż ekspresja kreatywnej wolności. To bardzo ciekawe ćwiczenie, polecam!
I dalej w podobnym temacie: – Moda nie jest sztuką. Ubrania są przedmiotami estetycznymi, ale ze sztuki czerpią tylko inspirację, posługują się jej rozwiązaniami formalnymi. Płaszcz czy kurtka, nieważne, jak pięknie się je sfotografuje, nie są rzeźbą. Przyczyna ich istnienia jest zupełnie inna.
Ale to nie pesymizm czy narzekactwo, tylko zdroworozsądkowa ocena sytuacji. – Mocą mody jest estetyczne nazywanie ducha czasów. Moda jest esencją współczesności. Projektanci wymyślają uniform na nowe czasy. Reagują na politykę, zmiany struktury społecznej i dystrybucji informacji, zmianę klimatu. Z perspektywy czasu wyraźnie widać, jak te wszystkie elementy układanki do siebie pasują. Zauważyć je na bieżąco albo przewidzieć jest potwornie trudno –słyszę jeszcze.
Tom Ford i DJ Shadow
Praca Takejiego polega na wychwytywaniu takich właśnie podskórnych trendów. Nie interesują go kształt rękawa, paleta kolorów ani nawet feministyczne hasła na koszulkach czy dyskusja o zrównoważonej modzie. Szuka mechanizmów jeszcze głębszych. Przykładem jest zjawisko DJ-a mody. Za sztandarowy przykład takiej postaci Hirakawa uznaje Toma Forda. Człowieka bez wykształcenia kierunkowego, bez większych krawieckich umiejętności, ale za to z ogromnym wyczuciem stylu. Człowieka, który zajmuje się kreowaniem atmosfery i wypełnianiem jej zaprojektowanymi przez współpracowników konkretnymi elementami odzieży. Tom Ford przejął stery i rozpoczął rewolucję w Gucci w 1994 roku, w 1996 DJ Shadow nagrał „Endtroducing”, pierwszą w historii płytę opartą wyłącznie na samplach, a na uniwersytetach triumfy święcili prorocy postmodernizmu. Hirakawa potrafił zauważyć i przeanalizować te połączenia w czasie rzeczywistym. Przeprowadzenie logicznego związku między Jeanem Baudrillardem, seksualną rewolucją z logo klasycznej włoskiej marki i hip hopem to nie lada wyczyn. I faktycznie, po 20 ponad latach naturalne jest, że coraz rzadziej mówimy o projektantach, a oraz częściej o dyrektorach kreatywnych i twórcach marek. Od ludzi stojących na czele domów mody nie wymagamy umiejętności drapowania, cięcia, budowania sylwetki. Modowa DJ-ka ma się bardo dobrze, a najlepszymi współczesnymi przykładami są Virgil Abloh w Louis Vuitton czy Alessandro Michele w Gucci. Ich geniusz polega na czymś innym niż geniusz, dajmy na to, Martina Margieli.
Koniec munduru
O czym Takeji Hirakawa myśli dzisiaj? – Historycznie moda męska wywodzi się albo z wojskowego uniformu, albo z odzieży utylitarnej: sportowej czy roboczej. Moda damska ma swoje korzenie w kostiumie, jest w niej coś z przebrania. Tak było zawsze. Zachwianie tego systemu to według mnie trend na najbliższe lata. Dzieje się na tej płaszczyźnie coś bardzo ciekawego.
Nie myślałem o tym w ten sposób, a teraz już nie potrafię tego zjawiska na pokazach nie wypatrywać. I nie mówimy tu o tym, że kobiety noszą spodnie i garnitury, Kanye West założył damską koszulę Céline (Phoebe Philo nie projektowała męskiej odzieży...), a niektórzy po prostu lubią cross-dressing. Te sprawy ciągle mieszczą się w starych kategoriach. Gdzie jest to nowe? Może to JW Anderson – solo i dla Loewe, może Ludovic de Saint Sernin. Nie wiem, ale Takeji Hirakawa już pewnie to wie...
A jego zęby? – Ciało jest maszyną. Ma jakieś możliwości, czas przydatności, bo tak ukształtowała je ewolucja. Nie jest moją rolą, żeby to zmieniać. Dbam o siebie, ale mam już ponad 70 lat. Gdy zęby mi się „kończą”, po prostu przyjmuję, że tak miało być. I cieszę się tymi, które mi zostały.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.