Znaleziono 0 artykułów
30.05.2023

Upadek rodziny w finale „Sukcesji”

30.05.2023
(Fot. materiały prasowe)

Ostatni odcinek „Sukcesji” przejdzie do historii telewizji jako jeden z najlepszych finałów XXI wieku. Na ekranie decydują się dalsze losy Waystar Royco i rodziny Royów. Pycha Shiv, Kena i Rome’a zostaje ukarana, a widzowie dostają to, na co czekali od pierwszego odcinka. Logan Roy wreszcie ma następcę.  

Z pierwszego odcinka „Sukcesji” zapamiętałam przede wszystkim chwiejną, dynamiczną, nerwową kamerę. Z czasem zrezygnowano z tego zabiegu wizualnego mającego zbliżyć serial do reality show albo wiadomości. Z czasem melancholijne, niepokojące w swojej statyczności kadry zaczęły sprawiać jeszcze bardziej klaustrofobiczne wrażenie. Podczas gdy na początku frenetyczny niepokój wynikał z niepewności sytuacji, która mogła się w sekundę zmienić o sto osiemdziesiąt stopni, potem coraz bardziej dojmujące było poczucie uwięzienia.

(Fot. materiały prasowe)

Dzieci potentata medialnego Logana Roya (Brian Cox), który założył wszechpotężną korporację Waystar Royco, zdolną wybierać i obalać amerykańskich prezydentów, Kendall (Jeremy Strong), Siobhan (Sarah Snook) i Roman (Kieran Culkin) wierzyły, że kiedyś przejmą pałeczkę po ojcu. Rodzeństwo darzyło patriarchę rodu ambiwalentnym uczuciem – mieszaniną lęku i podziwu, miłości i uzależnienia, obrzydzenia i zazdrości. Toksyczne emocje rozlewały się także na relacje między nimi. Upojony władzą Logan, wiedząc, że może kontrolować wszystko i wszystkich, wygrywał swoje dzieci jak marionetki. Dając jednemu dziecku namiastkę władzy, zabierał sprawczość drugiemu, obiecując pieniądze drugiemu, poniżał pierwsze, dając pozór przywiązania, jeszcze mocniej od siebie uzależniał. 

Od pierwszego odcinka liczyła się tylko sukcesja. Kto zasiądzie na fotelu prezesa, gdy Logan umrze, straci rozeznanie, zostanie ograny w grze, którą sam podjął? Pierwszy w kolejce do tronu był zawsze Kendall – alkoholik, narkoman, zakompleksiały megaloman. Czasami wydawało się, że córeczką tatusia jest Shiv, której długo udawało się udawać, że zachowuje niezależność. Okazało się, że zdobywane gdzie indziej doświadczenie miało być tylko kartą przetargową na wypadek, gdyby przyszło co do czego. Pozornie na straconej pozycji był najmłodszy Roman, niedojrzały prowokator, zagubiony fetyszysta, krętacz, który zrobi wszystko, by choć na chwilę oświeciły go promienie ojca, króla słońce.

Jeżeli nie widzieliście finałowego odcinka serialu, uprzedzamy, że dalsza część tekstu będzie zawierać spoilery.

W finale „Sukcesji” władza przeszła w ręce bezwzględnych cyników

W odcinku ostatnim okazało się, że władzę przejął ktoś zupełnie inny. Po śmierci Logana jego imperium podbił Lukas Matsson (Alexander Skarsgård), wzorowany na Elonie Musku miliarder nowej generacji. Na figuranta, swojego reprezentanta, wiernego pochlebcę namaścił tego, który przez cztery sezony dowiódł, że nie może pozwolić sobie na luksus posiadania kręgosłupa moralnego. Parweniusz Tom (Matthew Macfadyen), pogardzany nawet, a raczej w szczególności, przez żonę, Shiv, ma więc stanąć na czele statku, do którego zatopienia niemal doprowadził wielokrotnie wcześniej. Tomowi nikt nigdy nie ufał, więc Tom nie musiał udawać lojalnego. Toma nikt nigdy nie szanował, więc Tom nie musiał się z nikim liczyć. Toma nikt nigdy nie kochał, więc Tom nie potrafi obdarzyć miłością nawet kobiety, która nosi jego dziecko. 

Ken, Shiv i Rome nie mieli z Tomem szans. Tom nie miał nic do stracenia, a wszystko do zyskania. Inaczej niż Matsson, który wcale Waystar Royco nie potrzebował, ale przyjemność sprawiło mu rozbicie zastanych struktur. Dla kaprysu wbił gwóźdź do trumny epoce, która i tak by się skończyła. „Sukcesja” przede wszystkim opowiadała o rodzinie. W tej szekspirowskiej tragedii o tym, że nie można stać się królem, nie zabijając króla, emocjonalny trup ścielił się gęsto. Ofiarą manipulacji zawsze padali najbliżsi, ranieni dotkliwymi słowami do samego końca. Gdy Ken ostatecznie przegrał, stracił wszystko – ojca, rodzeństwo, dzieci, namiastkę władzy, pracę, sens życia. – Nie jesteśmy nic warci – powiedział mu brat, parafrazując jedno z ostatnich zdań, jakie wypowiedział do dzieci ich ojciec. – Nie jesteście poważnymi ludźmi – upupił ich niedługo przed śmiercią. Póki żył, nie mogli dorosnąć, ale gdy umarł, dorosnąć nie potrafili. 

Czy dla Kena, Shiv i Rome’a Royów to tak naprawdę lepiej, że w finale „Sukcesji” nie mogli wygrać? 

Nie tylko dlatego, że przywilej to obosieczny miecz, a motywacja tych, którzy do establishmentu nie należą, przewyższa żądzę władzy tych, którzy zawsze ją mieli. Także dlatego, że Ken, Shiv i Rome należeli do innego pokolenia niż ojciec założyciel. Boomers Logan Roy – tak jak po nim Tom – nie miał nic do stracenia. Przybył do Ameryki jako dziecko, z niczym. Z niczego zbudował wszystko. Bez empatii, bez oporów moralnych, bez wątpliwości. Jego dzieci – przedstawiciele pokolenia milenialsów – nie mogły już sobie pozwolić na luksus bezwzględności. Nawet jeśli po ojcu odziedziczyli cynizm, poczucie wyższości czy smykałkę do biznesu, to na poziomie psychologicznym – zupełnie osobistym, nie społecznym – do pewnych czynów nie byli zdolni. Ich większa samoświadomość stała się ich przekleństwem. W momencie gdy Logan zbudował potęgę, bazując na najniższych instynktach – własnych, swoich współpracowników, odbiorców jego treści – jego dzieci, nawet jeśli brakowało im poczucia misji, nosiły w sobie strach przed karą za tak ciężki grzech, jak sianie nienawiści. Logan nie czuł odpowiedzialności za ludzi, którzy mu wierzyli, bo wierzył, że ma odpowiedzialność tylko wobec siebie. Sam spełnił amerykański sen, ale nie czuł się w obowiązku pomóc go wyśnić innym. Wręcz przeciwnie, jego media miały utrzymywać społeczeństwo w uśpieniu. Jak wielokrotnie podkreślali wszyscy, którzy się z nim zetknęli, i jak jego dzieci podkreślały w mowach pogrzebowych, był siłą, witalnością, żywiołem. A przecież żywioł jest ze swej natury amoralny.

(Fot. materiały prasowe)

Boomersi tacy jak Roy budowali z samej żądzy budowania. I dzięki temu mogli budować tak trwale. Esencją milenialsów, którzy zbudowali się na kontrze wobec tamtej generacji, jest inercja. Po nich przychodzą zoomersi, w „Sukcesji” reprezentowani przez odbiorców GoJo, czyli platform stworzonych przez Matssona. Pokolenie TikToka odrzuca hierarchię, nie pociąga go władza, nie próbuje stawać w szranki z tymi, co byli wcześniej. Tworzy coś nowego. Ale wśród bohaterów serialu ta wymiana pokoleniowa jeszcze nie nastąpiła. A może twórca produkcji Jesse Armstrong uważa, że dopiero następne pokolenie – alfa, generacja dzisiejszych dzieci – zrobi prawdziwą rewolucję. Zrówna z ziemią wieżowce, wprowadzi dochód gwarantowany, zadba o etykę mediów. W świecie „Sukcesji” nie było miejsca dla idealistów. Tylko dla wygranych i przegranych. Rodzeństwo Royów przegrało, bo ich ojciec nigdy nie pozwoliłby im wygrać. Może Logan zawsze chciał dla nich czegoś zupełnie innego – domku z ogródkiem, po którym biega labrador, szczęśliwej rodziny, bezpiecznej przyszłości. Może nie chciał, żeby grali w grę, której zasady sam wymyślił. Może zawsze chciał, żeby się zbuntowali. Może zbudował potęgę, by schedę po nim rozdrapali korporacyjni sprzedawczycy. Może jako ten, który w kapitalistycznym, neoliberalnym, patriarchalnym świecie osiągnął wszystko, wiedział, jak niewiele to było warte.

Anna Konieczyńska
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. Upadek rodziny w finale „Sukcesji”
Proszę czekać..
Zamknij