Znaleziono 0 artykułów
27.04.2023

„Modern Love”, czyli jak kochają Amerykanie

27.04.2023
Kadr z serialu "Modern Love" (Fot. Materiały prasowe)

Dużo zmieniło się w ostatnich latach w sposobie, w jaki wchodzimy w relacje miłosne. Trudno przyłapać tę zmianę na gorącym uczynku – chyba że, jak Daniel Jones, śledzi się ją od kilkunastu lat, czytając niezliczone opowieści o wchodzeniu w związki, utracie i wszelkiej maści perypetiach miłosnych. Agnieszka Drotkiewicz rozmawia z redaktorem kultowej rubryki „New York Timesa” – „Modern Love”.

„Daj spokój, każdy z nas wie coś o miłości, przecież nie musisz się szykować do tego wywiadu, lepiej chodź ze mną na kawę” – mówi koleżanka, którą spotykam w parku. Na moich kolanach leży egzemplarz recenzencki „Modern Love”, czyli książkowe wydanie rubryki „New York Timesa”. Powstała w 2004 r., przez 17 lat jej istnienia redaguje ją Daniel Jones. Autorami tekstów są czytelnicy „NYT”, którzy na kilku stronach opisują często najważniejszą historię swojego życia. Rozpiętość tematów, które poruszają, jest ogromna: od żałoby po SMS-ie, na który nie odpisał chłopak, z którym spotyka się narratorka, po prośbę umierającej na raka żony, która szuka partnerki na resztę życia dla swojego męża. Nie daję się namówić na kawę. Im bardziej uniwersalny temat, tym bardziej precyzyjnie trzeba do niego podejść, żeby nie ślizgać się po powierzchni – „Modern Love” jest tego dobrym przykładem. Wracam do lektury przerwanej na eseju „W rytmie marsza weselnego”, w którym para podchodząca sceptycznie do instytucji małżeństwa w końcu decyduje się na ślub – dlatego że chodzi o ich ślub, o uścisk tej konkretnej dłoni.

Kadr z serialu "Modern Love" (Fot. Materiały prasowe)

Opowiadam o tym Danielowi i pytam, czy zgadza się z tym, że jedną z przyczyn sukcesu „Modern Love” na przestrzeni czasu i w różnych mediach (na podstawie tej rubryki powstały podcast i serial) są wiarygodne szczegóły. – Aby czytelnicy byli w stanie odczuć twoją opowieść, musisz skoncentrować się na konkretnych momentach i szczegółach oraz dbać o jasność przekazu. Myślę, że żywotność tej rubryki (początkowo myśleliśmy, że będziemy ją drukować góra przez dwa lata) wynika ze świeżości doświadczenia. To ludzie wybierają, o czym piszą, nie redaktorzy – mówi Daniel. Dodać jednak trzeba, że jego redaktorskie oko jest ważne – „NYT” drukuje średnio jedną na dwieście z nadesłanych historii. – Opowieści, którymi ludzie dzielą się z nami, pozwalają nam odczuć ich doświadczenie, uczyć się od nich. W chęci opowiedzenia swojej historii jest trochę przełamania strachu przed tym, jak czytelnicy mnie ocenią, jest także ego, chęćpokazania się oraz to, co ze mną najbardziej rezonuje – hojność opowiadających. Opowieść może pomóc innym, którzy mieli podobne doświadczenia, są nimi zawstydzeni albo nie są w stanie wyartykułować swojej historii tak precyzyjnie – tłumaczy. Przykładem takiej hojności jest historia Courtney Queeney, poetki z Chicago, która doświadczała przemocy ze strony swojego partnera. Opisała to i wysłała do „NYT”. Zasadą rubryki „Modern Love” jest to, że wszystkie imiona i fakty pozostają niezmienione. – Czułem się w jakimś sensie odpowiedzialny, przed publikacją zapytałem: „Co, jeśli to sprowokuje jej byłego partnera do zemsty?”. Courtney odparła, że milczenie nie jest rozwiązaniem i że ona sama akceptując przemoc partnera, umożliwiała ten układ, dlatego zależy jej na publikacji i decyduje się na nią w pełni świadomie.

Socjologia miłości

Miłość i to, co nas przyciąga do innych, pozostają niezmienne od czasów Szekspira, a nawet wcześniejszych, uważa Daniel. To, co się zmienia, to społeczna akceptacja różnych zachowań (lub jej brak). Pod tym względem „Modern Love” ma głęboki wymiar socjologiczny, ponieważ odzwierciedla przemiany społeczeństwa. – To, że ta rubryka drukowana jest przez gazetę, w dodatku jedną z najważniejszych na świecie, obliguje nas, żeby „Modern Love” było historycznym zapisem swoich czasów. Nikt inny nie zbiera tego rodzaju intymnych historii tak regularnie, na przestrzeni tak długiego czasu i dla tak wielkiej, milionowej grupy odbiorców – zauważa Daniel. – Małżeństwa homoseksualne, aplikacje randkowe, iPhone'y, media społecznościowe – żadna z tych rzeczy nie istniała lub, w niektórych przypadkach, prawie nie istniała, kiedy zaczynaliśmy drukować rubrykę w 2004 r. Jestem przekonany, że ludziom łatwiej jest odczuwać empatię na poziomie indywidualnym. Muszą usłyszeć historię jednej osoby i dać się porwać jej zmaganiom, żeby naprawdę zrozumieć jakieś zjawisko, wczuć się w nie. Mam nadzieję, że „Modern Love” spełnia to zadanie.

Kadr z serialu "Modern Love" (Fot. Materiały prasowe)

Wśród tematów, które podejmują autorzy listów, są między innymi: operacja zmiany płci („Mój mąż jest teraz moją żoną”), rodziny patchworkowe („Co to za pani w twoim łóżku, tatusiu?”), adopcja przez pary homoseksualne („Trzymaj się mocno na zakrętach”), a także labirynty SMS-owej etykiety („Ghosting: pięć stadiów żałoby”). Technologia, z której korzystamy w komunikacji, sprzyja rozdzielaniu relacji na odrębne sfery, zauważa Daniel. Coraz częściej ludzie spotykają się tylko po to, żeby uprawiać seks; z kolei potrafią też prowadzić długie relacje na odległość oparte tylko i wyłącznie na pisaniu do siebie. Innym znakiem współczesnej miłości bywa rozmycie definicji – zdarza się, że ludzie długo się ze sobą spotykają, unikając zdefiniowania i zadeklarowania się, niełatwo więc czasem odpowiedzieć na pytanie: jestem w związku czy w nim nie jestem?

Daniel Jones (Fot. Phoebe Jones)

Czy popkultura służy uczuciu?

„Modern Love” to tytuł zapożyczony z piosenki Davida Bowiego. W historiach z tej rubryki znajdziemy odwołania do muzyki (między innymi do Leonarda Cohena, The Smiths, The Beatles), klasyki kina, jak i do kina niezależnego. – Popkultura, zwłaszcza filmy i telewizja, odgrywa ogromną rolę w kształtowaniu naszych poglądów na temat miłości i związków – mówi Daniel. –Często napędza nierealistyczne fantazje na temat tego, czym jest lub powinna być miłość, koncentruje się na idei tego jedynego/ tej jedynej, podczas gdy w rzeczywistości prawdopodobnie są setki, jeśli nie tysiące osób, które z pewnością byłyby tak samo „odpowiednie” dla nas. Filmy i seriale stają się coraz lepsze w realistycznych przedstawieniach, ale narracja „długo i szczęśliwie” jest wciąż potężna – uważa redaktor. Z drugiej strony, narzędzia, jakie oferuje nam popkultura, pomagają czasem dać wyraz trudnym tematom. Tak jest w przypadku „Kochaj mnie, kimkolwiek jestem”: opowieści o dziewczynie chorej na chorobę afektywną dwubiegunową. W serialu „Modern Love” gra ją Anne Hathaway, a epizod manii w supermarkecie zilustrowany jest sceną musicalową z „La La Land”.

"Modern Love" (Fot. Materiały prasowe)

„...prawdziwa miłość nigdy nie ginie bez śladu. Może się przerodzić w dzieło sztuki, książkę. Może z niej powstać dziecko. Albo inna para zainspirowana opowieścią o związku, którego nie udało się scementować” – pisze Deborah Copaken w jednej z opowieści składających się na „Modern Love”. – Miłość jest siłą dobra; miłość, którą dajemy współmałżonkowi lub dziecku, rozprzestrzenia się i w ten sposób rodzi nową miłość – mówi Daniel. Gotowość do podjęcia zobowiązania, a także gotowość do skonfrontowania się ze stratą, wymienia jako kluczowe warunki, jeśli chcemy doświadczyć miłości. Niezbędna jest także vulnerability – wrażliwość, podatność na zranienie. – To wystawienie siebie na niebezpieczeństwo. Nikt nie chce być tym bardziej bezbronnym w związku. Dlatego miłość na wczesnych etapach potrafi być tak trudna i ryzykowna. Jedno boi się przyznać do głębokich uczuć, chyba że drugie to zrobi. Ta druga osoba boi się równie mocno. Więc kto pierwszy pozwoli się zranić? Wymaga to od obu stron, aby pozwoliły sobie być równie bezbronne w tym samym momencie. Te chwile objawionej miłości są rzadkie. Dlatego też są tak odurzające i cenne.


Modern Love. Prawdziwe historie o miłości, stracie i zaczynaniu od nowa, opracowanie i redakcja Daniel Jones, przeł. Magdalena Rychlik, Prószyński i S-ka 2021

Agnieszka Drotkiewicz
  1. Styl życia
  2. Psychologia
  3. „Modern Love”, czyli jak kochają Amerykanie
Proszę czekać..
Zamknij