Znaleziono 0 artykułów
22.01.2025

2025 to #nobuyyear. Czy da się wytrzymać rok bez zakupów?

22.01.2025
(Fot. Arthur Elgort/Conde Nast via Getty Images)

Tiktokerki namawiają, żeby w tym roku całkowicie odpuścić zbędne zakupy, ale z wyzwania #nobuyyear wybrzmiewa nie tylko potrzeba finansowej dyscypliny w trudnych ekonomicznie czasach. To też pretekst do refleksji nad tym, jak algorytmy żerują na naszych rozchwianych emocjach.

Coś tu nie gra. Influencerów i influencerki wymyślono przecież, żeby napędzali bezmyślną konsumpcję, a tymczasem najgorętszym spośród styczniowych trendów na TikToku jest ten, który zachęca, by radykalnie opierać się żądzy posiadania i wydawania. Nie po raz pierwszy zresztą. Pamiętamy modę na tzw. deinfluencing, który obnażył hipokryzję marketingu w internecie, gdy twórczynie i twórcy treści w kolektywnym buncie niespodziewanie postanowili mówić prawdę i tylko prawdę o przereklamowanych, niezasadnie drogich produktach. No Buy, tegoroczne wyzwanie gruntownych porządków w wydatkach, też migało w mediach społecznościowych już wcześniej, ale dopiero teraz zyskuje duże zasięgi, a kolejne osoby deklarują, że przechodzą na zakupowy detoks. Tylko czy taki bezwzględny odwyk jest w ogóle możliwy w rzeczywistości, która z każdej strony zachęca, by w impulsywnych zakupach szukać doraźnego ukojenia, i uparcie podtrzymuje, że twoja pozycja w świecie zależy od tego, co masz? A może właśnie No Buy jest tak popularnym wyzwaniem, bo okoliczności – splot nasilenia kryzysu polityczno-ekonomicznego ze wzrostem świadomości konsumenckiej – sprzyjają zweryfikowaniu i zmianie niezdrowych nawyków finansowych?

Odpowiedzialne dogadanie kontra impulsywna rozrzutność

Wideo, w którym popularna tiktokerka Elysia Berman wykłada zasady wyzwania #nobuyyear, wyświetlono 1,7 mln razy. Żadnych nowych ubrań, żadnych kosmetyków (chyba że kończy się zapas konkretnego produktu, którego regularnie używa), jedzenie na wynos raz w miesiącu, żadnych nowych książek (bo trzeba przeczytać stare). Berman zdiagnozowała u siebie uzależnienie od kupowania, więc pierwsze restrykcje wprowadziła już w 2024 r., a na TikToku relacjonowała, jak jej idzie i co robi, gdy łamie zasady. – W ubiegłym roku próbowałam pozbyć się negatywnych przyzwyczajeń zakupowych, a w tym będę wzmacniać te pozytywne – mówiła w niedawnej rozmowie z magazynem „Forbes”. – Rezygnacja z zakupów jest wyzwaniem, ale potrafi odmienić życie. Schodzisz wreszcie z tego kołowrotka, na którym kręciłaś się jak chomik, kupując nowe rzeczy, które ktoś ci wcisnął. To działa naprawdę ożywczo.

W 2024 r. Berman parę razy przegrała z zachcianką, w tym roku obiecała sobie, że będzie naprawdę twarda. – Najtrudniej nauczyć się, jak ignorować żądze. Zawsze będę pragnąć pięknych ubrań. Zaczynam jednak rozumieć różnicę pomiędzy odpowiedzialnym dogadzaniem sobie a impulsywną rozrzutnością – mówiła. Bo choć postulat niekupowania przez cały rok brzmi radykalnie, w wyzwaniu #nobuyyear chodzi przede wszystkim o to, by zrezygnować z wydawania pieniędzy na rzeczy, których nie potrzebujemy, a które kupujemy bez refleksji, powodowani ulotnym zachwytem nad kolejną parą butów. Wśród wydatków znajdują się też takie, które są niezbędne i dlatego nie podlegają surowym wytycznym. Czynsz, jedzenie (ale może nie na mieście), zdrowie (wizyty u lekarza, terapia). W tym trendzie jest też miejsce na odstępstwa od zasad w granicach rozsądku i w zależności od indywidualnych potrzeb. Elisa Berman pozwala sobie na przykład na regularne wizyty u manikiurzystki i okazyjne wyjścia na koncerty czy do kina. – Są tacy, którym uda się przejść na tryb mniszki absolutnej, a ja potrzebuję moich małych luksusów, jak świeże kwiaty czy świece zapachowe – tłumaczy.

Kobiety rozmawiają o pieniądzach

Jeśli podjęcie wyzwania No Buy kusi, mimo wpisanych w nie koniecznych wyrzeczeń, to już w zasadzie wystarczająca informacja o tym, że wydajemy za dużo, za często, nieodpowiedzialnie. Nie da się jednak bezboleśnie zmienić budżetowych strategii i przejść na minimalizm bez uczciwego rachunku sumienia. Działanie zgodne z No Buy, czyli znaczące ograniczenie zbędnych zakupów przez rok, nie jest celem samym w sobie – może być świetnym treningiem panowania nad finansami osobistymi tak w ogóle. Zwłaszcza że, jak podkreślają eksperci, apele, by wydawać mniej, rezonują dziś z tak dużą siłą, ponieważ wszyscy odczuwamy tąpnięcia w globalnej gospodarce. Czytaj: gdy podstawowe koszty życia rosną, trzeba ograniczyć spontaniczne wydatki na produkty i rozrywki ostatniej potrzeby.

Pozytywnie znamienne jest to, że za takimi wyzwaniami jak #nobuyyear stoją kobiety, milenialki i przedstawicielki pokolenia Z, które dumnie i świadomie praktykują autonomię finansową, a w mediach społecznościowych znajdują bezpieczną, siostrzeńską przestrzeń, by bez kompleksów podejmować temat pieniędzy – historycznie zarezerwowany przecież dla mężczyzn. W tych dyskusjach pojawia się oczywiście wątek emocjonalnego wydawania. Zakupy są źródłem doraźnej przyjemności, utulą po stresującym dniu w pracy, pocieszą, gdy spadnie samopoczucie po sprzeczce z przyjaciółką. W czasach rozpędzonej konsumpcji, stymulowanej wszechobecną i coraz bardziej podstępną reklamą, kupowanie stało się w zasadzie odruchem bezwarunkowym. Jest ci źle – kupujesz. Ale też w kompletnie niestabilnym świecie, w którym towarzyszy nam permanentny lęk przed przyszłością (bo kryzys klimatyczny, bo wojny, bo Trump), zakupy mogą dawać złudne poczucie sprawczości, choć w dłuższej perspektywie destrukcyjnie wpływają na poczucie bezpieczeństwa. I pogłębiają przynajmniej jeden z kryzysów, których się tak bardzo boimy.

Mały koszt, duża zmiana

– Jeśli kochasz modę, trwasz w permanentnym stanie dysonansu poznawczego – pisze Alec Leach w książce „The World Is On Fire But We’re Still Buying Shoes” (Świat płonie, a my wciąż kupujemy buty).  – Zakupy w XXI wieku to współudział w destrukcji wspólnych ekosystemów i odpowiedzialność za klęskę żywiołową, która zagraża życiu na Ziemi. W produkcji nowych ubrań, które potem kupujemy, wypluwa się do atmosfery dwutlenek węgla, ogałaca ziemię pod uprawy, zatruwa wodę barwnikami tkanin i spala ropę, by zaspokoić nasz głód na poliester. Moda jest fatalna dla planety, ale chociaż o tym wiemy, i tak nie przestajemy jej kupować.

Leach był przez wiele lat redaktorem mody, a dziś doradza markom, które chcą prowadzić swój biznes odpowiedzialnie. Sam zresztą zmienił podejście do kupowania – z maksymalnego na minimalne. W swojej książce przygląda się temu, jak branża mody wpływa na środowisko, ale też postuluje, by skonfrontować się z własną tendencją do kupowania ładnych rzeczy pod wpływem brzydkich emocji. Beztroskie szastanie pieniędzmi ma dwa wymiary. Indywidualny, na który wpływa m.in. nasz ukształtowany w dzieciństwie stosunek do pieniędzy i nasze kompetencje emocjonalne w dorosłym życiu (to, jak rozwiązujesz problemy). I systemowy, który tworzy sieć regulacji i mechanizmów patologizujących nawyki konsumenckie. To m.in. algorytmy, które ekspresowo uczą się, co lubisz i podsuwają reklamy atrakcyjnych produktów. Wystarczy wejść na Instagram w nieodpowiednim nastroju, żeby kupić coś pod wpływem smutku czy zdenerwowania. To także prawo, które w niewystarczający sposób reguluje działalność chociażby branży ultra fast fashion, roztaczającej wyjątkowo radioaktywny czar, bo przecież zakupy za niewielkie pieniądze nie zrobią wielkiego zniszczenia w budżecie, prawda? W budżecie może nie, ale w świecie już tak.  

Angelika Kucińska
  1. Styl życia
  2. Społeczeństwo
  3. 2025 to #nobuyyear. Czy da się wytrzymać rok bez zakupów?
Proszę czekać..
Zamknij