Nadchodzi rewolucja w myśleniu o wpływie przemijającego czasu na urodę i procesy starzenia. Wiek to tylko cyferki, a młodość niekoniecznie jest synonimem gładkości. I odwrotnie. Smart aging to także szansa dla młodszych pokoleń na większą akceptację swojego wyglądu.
Żyjemy coraz dłużej. Jesteśmy aktywni do późnych dekad. Chcemy czuć się młodo i dobrze wyglądać. Natomiast gonitwa za ideałem 20-, 30-latki z gładką, pełną i napiętą twarzą może prowadzić do zguby. Zbyt intensywne eksperymenty i poprawki estetyczne oraz plastyczne czasami działają na wygląd odwrotnie od założenia. Nie wspominając o szkodliwości przesadnie obrabianych graficznie zdjęć w mediach społecznościowych. Pokazują nierealny wygląd, który niezależnie od wieku jest niedościgniony. Dlatego zmiana anti-aging w smart aging to dobry kierunek, któremu będziemy kibicować.
Pożegnanie z opresją
Anti-aging już w samej nazwie niesie walkę. A ta, jak wiadomo, może mieć różny wynik. Niekoniecznie łaskawy dla osoby walczącej. Szczególnie, że kiedy myśli się o starzeniu, siły są nierówne, a procesy z nim związane nieuniknione, podobnie jak fakt przemijania czasu.
– Zmiana anti-aging na smart aging jest świetna i bardzo potrzebna. Teoretycznie chodzi o jedno słowo, ale idzie za tym ważny przekaz mówiący o mądrym podejściu do naturalnych procesów starzenia. Anti-aging jest określeniem piętnującym, sugerującym, że dojrzałość jest czymś niewłaściwym, nieatrakcyjnym, co trzeba powstrzymać i czemu zapobiec. Wpisuje się w kult młodości, który zrobił nam kobietom wiele krzywdy i wpędził niejedną w olbrzymie kompleksy – mówi Katarzyna Kucewicz, psycholożka, psychoterapeutka, seksuolożka i pedagożka.
Kompleksy na punkcie wieku widać na każdym kroku. Nie biorą się znikąd – wciąż w większości społeczeństw mówi się, że mężczyźni z wiekiem szlachetnieją, a kobiety się starzeją. Widać to nawet na przykładzie aktorek, które po 50-tce często były i są wykluczane z ról romantycznych na rzecz charakterystycznych (matki, babci czy szefowej). Z czego to wynika? Z menopauzy, czyli momentu, w którym kobieta traci zdolność do rodzenia dzieci. Ale dziś nawet ta granica przesuwa się w górę ze względu na możliwości, jakie daje medycyna. A kobiety mają prawo i chcą czuć się dobrze w swojej skórze, niezależnie od wieku.
– Smart aging nie nakazuje kobiecie mieć skóry nastolatki. To przekaz: dbaj o skórę mądrze. Dzisiaj kobiety 50+ czują się wciąż niewidzialne, pomijane. Dojrzałość kojarzy się z przemijaniem, a nie z kolejnym etapem życia, w którym możemy czuć się równie ponętnie, seksownie i kobieco, co wtedy, kiedy miałyśmy 20 lat. Smart aging i podobne mu określenia sprawiają, że język, jakim się komunikujemy, wyzwala się z opresji. A to pierwszy krok do tego, by wreszcie przestać wykluczać dojrzałość, gdy mówi się o atrakcyjności i pięknie – dodaje Katarzyna Kucewicz.
Na planach zdjęciowych, nagraniach, sesjach, przed ślubami czy eventami makijażystka maluje wszystkie możliwe typy człowieka. W każdym wieku, z różnymi kompleksami i wyrobionym (często złym) zdaniem na własny temat. Aga Wilk na co dzień spotyka się z różnymi reakcjami ludzi, na których niestety wpływa popkultura, reklama i marketing.
– Na sesjach słyszę od kobiet, że 30-tka, 40-tka czy 50-tka to już starość. Człowiek z wiekiem się zmienia i trzeba ten fakt po prostu zaakceptować. Chciałabym, żeby było w nas więcej miłości, tolerancji, luzu i wyrozumiałości wobec siebie samych. W pracy zamiast używać słów „postarza” czy „odmładza”, wolę: „dodaje uroku”, „pasuje do włosów, koloru cery, oczu, stylizacji, sytuacji”, „podkreśla urodę/ oczy/ usta”. Jesteśmy atakowani hasłami reklamowymi zachęcającymi do podejmowania „walki”: ze zmarszczkami, z przebarwieniami, z grawitacją. Jako makijażystka staram się z niczym nie walczyć. Słowo to automatycznie nastraja negatywnie, bo walczymy same ze sobą – starzejącą się, zmieniającą się. Dbajmy o siebie, pielęgnujmy, z niczym nie walczmy. Bardzo podoba mi się zagraniczny trend na mówienie o kosmetykach: PRO – aging (czyli wspomagamy, dbamy, pielęgnujemy), a nie ANTI- aging. Proszę polskie marki o zmianę komunikacji swoich kosmetyków do ludzi. Bo ludzie tego potrzebują. A ktoś musi zacząć. Mam nadzieję, że idea smart aging zagości w naszych umysłach na dłużej, że nie będzie to sezonowy, przelotny trend czy puste hasło – mówi Aga Wilk, makijażystka.
Gładko, nie znaczy młodo
Skutkiem ubocznym nieustającej pogoni za młodością jest tzw. wygląd „no age”. Czyli twarz lub ciało, które sugerują zadbaną 50-latkę, a mogą dotyczyć równie dobrze 35-latki, która przesadnie podchodzi do tematu odmładzania. Wygładzanie zmarszczek, napinanie czoła, powiek, stosowanie wypełniaczy w policzki czy usta – owszem, są dla ludzi, pod warunkiem że nie wykonuje się ich wszystkich naraz.
– Wydobycie kobiecości, więcej życiowych doświadczeń – to wszystko jest sexy. A gładkość to nie synonim młodości. Młodość ma się w oczach. 99 proc. ludzi nie patrzy, czy na twarzy są zmarszczki. Zbyt gładkie twarze wyglądają wręcz nieludzko. Dlatego, pomimo że skończyłam studia w zakresie medycyny anti-aging, nie lubię tego określenia. Jest nierealne. Nie da się zatrzymać czasu. Mądrzejsze jest obłaskawianie czasu. Odnalezienie kompromisu pomiędzy oznakami starzenia, które są nieuniknione, a tym, czego nie znosimy. Co akceptujemy, a czego nie? Na przykład ja uwielbiam swoje zmarszczki przy oczach. Uważam, że są piękne, bo po nich widać, że się dużo śmieję. Za to zmarszczki palacza nad górną wargą, jeśli tylko u siebie zobaczę – będę uparcie usuwać (śmiech)! – mówi dr Marzena Lorkowska-Precht, lekarz medycyny estetycznej, współwłaścicielka Kliniki ArtisMed.
Przydaje się rozmowa z mądrym lekarzem lub kosmetologiem, który patrzy na procesy starzenia w szerszej i dłuższej perspektywie. Dr Marzena Lorkowska-Precht podpowiada, żeby zrobić sobie plan długofalowy. Zastanowić się, jak chcemy wyglądać w wieku 70 lat i spojrzeć od tyłu na zabiegi, które będzie można wtedy wykonać.
– Jeśli pacjentkom w wieku 30-40 lat zrobimy wszystkie możliwe wypełniacze, pójdą pod nóż [na lifting czy plastykę powiek – przyp. red.] w wieku 48 lat, to co im zostanie na później? Nie chcemy bezpowrotnie zamknąć sobie furtki. Jeśli u kobiety przed 50-tką dwa razy wykonano plastykę powiek i zaczyna opadać jej fałd skórny, nie da się już wykonać tego zabiegu po raz trzeci, bo jej powieki nie będą się dobrze ruszać i domykać. „Siódemka z przodu” to jest taki czas, kiedy zdrowa kobieta nadal chce wyglądać dobrze, żeby czuć się dobrze. Smart aging to działanie z perspektywą. Oswajanie starzenia, a nie usilne próby zatrzymania młodości – wyjaśnia dr Marzena Lorkowska-Precht.
I dodaje, że smart aging powinien się zacząć w głowie. Wciąż w młodszym pokoleniu zły wpływ na odbiór rzeczywistości mają Instagram i TikTok. Starsze osoby wiedzą, że to iluzja, a te młodsze wciąż ulegają modzie na idealny wygląd twarzy o owalu w kształcie litery V. I jeśli 25-latka nie ma ostrej żuchwy, funduje sobie nici, żeby napiąć twarz i dorównać wyimaginowanym ideałom. Natomiast jeśli nie akceptuje siebie 25-letniej, co będzie poprawiać w wieku 50 czy 60 lat?
– 20- i 30-latki powinny skupić się na mądrym odżywianiu. Jedz białko, które dobrze wpływa na naturalny kolagen w skórze, co jest niemożliwe, kiedy je wykluczysz i będziesz jeść samą zieleninę. Spożywaj nieprzetworzone produkty. Dużo się ruszaj. To mądrzejsze niż tysiące zabiegów. Czym innym jest niwelowanie sińców pod oczami, jeśli młoda osoba wygląda na wiecznie zmęczoną, czy operacja zbyt dużego biustu, który sprawia bóle kręgosłupa u 20-latki. Ale nie mezoterapia raz w miesiącu w tak młodym wieku. Skóra też ma swoją tolerancję. Jeśli będzie się ją maltretować, jej potencjał regeneracyjny nie jest nieskończony – podsumowuje.
Slow beauty
Smart aging jest już widoczny w gabinetach. Osoby, które przychodzą na zabiegi, nie walczą na siłę z czasem. Chcą być zadbane, ale wyglądać na swój wiek. Zmianę widać też w oczekiwaniach. Nie ma już zrywów przed samymi wakacjami czy Bożym Narodzeniem. Ludzie dbają o urodę przez cały rok.
– Pacjent jest bardziej świadomy i nie oczekuje efektu natychmiast. Robi się dużo mniej wypełniaczy. Starzenie jest postrzegane całościowo i nie ogranicza się tylko do zastrzyku z botoksu. Jeżeli chodzi o medycynę estetyczną, jest coraz więcej biostymulatorów do stosowania w serii, jak Profilo, Linerase, Nucleofill. Są mezoterapie, które działają na skórę stymulująco. Odchodzi się od agresywnych kwasów. Współczesne peelingi dają efekt mikrozłuszczania, ale przenikają głęboko w skórę i stymulują fibroblasty do namnażania kolagenu i elastyny. Nie ma dzięki temu długiego procesu rekonwalescencji i można je robić przez cały rok – mówi Wiola Kaniewska, kosmetolog z Kliniki Elite Centrum Laseroterapii.
Radzi też, aby „straty” związane z przemijającym czasem i czynnikami zewnętrznymi (np. po słońcu, jak przebarwienia, szorstka skóra czy utrata nawilżenia) naprawiać indywidualnie. U jednych pacjentów najsłabszym elementem są oczy, u innych szyja czy twarz. Natomiast nie należy liczyć na cud i magię po jednym zabiegu.
– Krzywdę zrobiły nam programy telewizyjne, do których przychodziła zaniedbana i zmęczona bohaterka i w tydzień zamieniała się w boginię. Miała zrobione: zęby, usuwane laserowo niechciane owłosienie, wypełniane usta, wygładzane zmarszczki i jeszcze w międzyczasie liposukcję brzucha i ujędrnienie biustu. To jest wykrzywiona rzeczywistość. Te zabiegi wymagają odstępu czasu, większość jest wykonywana w serii. Kiedy przychodzą do mnie osoby z życzeniem poprawy wyglądu, rozpisuję im plan na cały rok. Robimy Dermapen na przebarwienia, później mezoterapię, jesienią łagodne peelingi, nawiliżanie i tak dalej. Bardzo szczupłe osoby przychodzą przez cały rok na zabiegi na ciało: Icoone, Falę Radiową czy karboksyterapię, które nie tylko zwalczają cellulit i wiotką skórę, lecz także stymulują fibroblasty do produkcji kolagenu. Potrzeba czasu. Proces starzenia zaczyna się od 25. roku życia, trwa i pomimo chęci nie zatrzymam go czterema zabiegami. Można naprawić straty i spowodować, że będzie on przebiegał łagodniej. To jest smart aging – mówi Wiola Kaniewska.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.
Wczytaj więcej