Najwięcej przyjemności sprawia mi robienie amuletów ze wzorami i malowidłami, nawiązujących do tych antycznych – mówi Dominik Zwyrtek z Katowic. W marcowym wydaniu „Vogue Polska” znajdziecie sesję poświęconą najbardziej utalentowanym polskim młodym twórczyniom i twórcom mody. Na Vogue.pl poznacie ich historie.
Jak związałeś się z modą?
Myślę, że zaczęło się od nudnych wakacyjnych dni u babci na wsi. Większość dni spędzałem, chodząc po lesie. Naśladowałem dziadka – rzeźbiłem różne kształty w gałęziach. Później służyły mi jako kij na wyprawy do lasu, magiczna różdżka albo antyczna włócznia, w zależności od potrzeb wyobraźni.
Potem zacząłem przerabiać buty z lumpeksu, stworzyłem kilka ubrań dla siebie, a przez pewien czas robiłem krzesła. Zainspirowałem się projektem Martina Gampera „100 krzeseł w 100 dni”. Później powstała personalizowana kurtka zainspirowana malarstwem znad Bałtyku. Fascynowała mnie technika powstawania tych sprejowych prac. To, że może taki obraz stworzyć każdy, że nie wymaga zdolności plastycznych, wystarczy działać według pewnego algorytmu. Kurtkę wystawiłem na sprzedaż w concept storze Bazar w rodzinnych Katowicach. Sprzedała się w ciągu kilku minut. To dodało mi trochę pewności siebie.
Potem pojawiły się robaczki?
Albo wcześniej, sam już nie wiem. Znalazłem je na targu staroci i pomyślałem, że to na tyle ciekawe obiekty, że trzeba je jakoś przetworzyć, ocalić, znaleźć dla nich nowe zastosowanie. Skorupiaki i pajęczaki zatopione w żywicznych prostopadłościanach – niewiele było możliwości, żeby pokazać je na ciele. Przymocowałem do nich ciężkie, srebrne zawiasy. Tak powstały dekoracyjne klamry do pasków. Proces trwał dość długo, długo paski czekały też na klientów. Musiałem zbudować własną społeczność na Instagramie, tam zgromadzili się ludzie, którzy tę estetykę cenią i takich produktów szukają.
Potem przerzuciłeś się na cynę?
Mam obsesję na punkcie metalu. Od zawsze lubiłem też to, co srebrne. Działam dość szybko i impulsywnie, pod wpływem bodźców i materiałów. W projektowaniu interesuje mnie sam proces. Nie mam wizji gotowego produktu, to zawsze eksperyment. Cyna topi się w niskiej temperaturze, łatwo się z nią pracuje. Biorę kawałek i zaczynam ją topić palnikiem na biurku, potem rozciągam, kombinuję. Obserwuję ją uważnie – jak twardnieje, układa się w kosmiczne kształty. Efekt końcowy zawsze wynika z cierpliwej pracy z materią. To, co jest wspólne dla moich projektów, to miks organicznych kształtów i ostrych kolców. Fascynacja pajęczakami i owadami też przewija się przez wiele moich prac. Próbuję te surrealistyczne formy połączyć z praktycznymi kształtami i zastosowaniami.
Prowadzisz własną firmę?
Tak, od ośmiu miesięcy pracuję na własny rachunek. Jestem bardzo zdeterminowany, by się rozwijać, w pierwszej kolejności inwestować czas i energię w siebie, we własne pomysły. Uznałem, że życie według schematu szkoła-studia-praca nijak nie zbliża mnie do realizacji marzeń. To były trudne decyzje, ale przyszły dość naturalnie. Wiedziałem, do jakich ludzi chcę przynależeć, co kocham robić. Zaufałem temu. Pomogły mi książki i kreatywne postaci, które spotykałem, jak Luke Łaszcz, który sfotografował moją pierwszą kampanię.
Jakich surowców i technik używasz?
Bardzo różnych. Zazwyczaj mieszanych. Ostatnio fascynacja stopem lutowniczym zdominowała moje prace. Zacząłem rzeźbić elementy z plasteliny i odlewać je z metalu. Najwięcej przyjemności daje mi robienie amuletów ze wzorami i malowidłami, nawiązujących do tych antycznych.
Jak widzisz przyszłość swoją i mody?
Chcę rozwijać się w niekomercyjnej działalności. Kręcą mnie sztuka, scenografia, budowanie nowych światów o ciekawej estetyce. Chciałbym rozwijać się jako twórca multidyscyplinarny.
W przyszłości mody, moim zdaniem, nie ma miejsca dla klasycznych pokazów mody, nietransparentnej produkcji i surowców, które nie są ekologiczne.
* Dominik Zwyrtek jest jednym z bohaterów poświęconej młodym projektantom sesji w marcowym wydaniu „Vogue Polska”. Do kupienia w kioskach oraz na Vogue.pl.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.