Każdy hollywoodzki aktor marzy, by dołączyć do grona zwycięzców Oscarów. Aby tego dokonać, przyjmują wymagające role, poddają się zaskakującym metamorfozom i spędzają lata na przygotowaniach. Czasem jednak to za mało, by zapewnić sobie uznanie członków Akademii Filmowej, a ich upragniona statuetka ostatecznie wędruje do kogoś innego. Wybieramy laureatów i laureatki, których zwycięstwo wywołało największe kontrowersje, a także aktorów i aktorki, którzy powinni byli wygrać.
Will Smith, „King Richard: Zwycięska rodzina”
Galę rozdania Oscarów 2022 większość z nas zapamięta jako wieczór, w którym Will Smith spoliczkował na scenie Chrisa Rocka. Być może jeszcze większym szokiem dla gości oscarowej gali okazał się fakt, że niespełna kwadrans po incydencie aktor odebrał statuetkę za najlepszą rolę pierwszoplanową. Zdaniem komentatorów Smith powinien był odmówić jej przyjęcia lub zwrócić ją zaraz po ceremonii, czego ostatecznie nie zrobił. A szkoda, bo statuetka i tak bardziej należała się Benedictowi Cumberbatchowi za występ w „Psich pazurach”.
Jessica Chastain, „Oczy Tammy Faye”
W tym samym roku statuetkę w kategorii najlepsza aktorka odebrała Jessica Chastain za „Oczy Tammy Faye”. Krytycy podawali w wątpliwość kryteria przyznawania nagrody, a ich główny zarzut wobec decyzji jury był taki, że... twarz aktorki jest niemal niewidoczna pod warstwami charakteryzacji (nagrodzonej zasłużonym Oscarem). W połączeniu z przerysowanym makijażem i body suit występ Chastain ciężko w ogóle ocenić. Podobnego problemu widzowie nie mieli z kreacjami Kristen Stewart w „Spencer” czy Olivii Colman w „Córce”. Obie gwiazdy dużo bardziej zasłużyły na najsłynniejszą nagrodę świata kina.
Ben Kingsley, „Gandhi”
Kontrowersyjne zwycięstwa to nie wyłączna domena ostatnich lat. Na początku lat 80. skandal wywołała statuetka dla Bena Kingsleya za rolę Gandhiego. Mimo indyjskich korzeni brytyjski aktor miał zbyt jasną karnację, by wcielić się w słynnego przywódcę duchowego. Zamiast więc zatrudnić indyjskiego aktora, twórcy woleli przeznaczyć pokaźną część budżetu na makijaż całego ciała Kingsleya (tzw. brown face), który spędzał godziny w fotelu charakteryzatorów. Jego zwycięstwo było tym bardziej dotkliwe, że szansę na statuetkę miał Paul Newman za rolę w „Werdykcie”, świetnym dramacie sądowym, który zainspirował obsypaną nagrodami „Anatomię upadku”.
Sandra Bullock, „Wielki Mike. The Blind Side”
„The Blind Side” to jeden z tych oscarowych filmów, o których zapomina się po pierwszym seansie, by nigdy do niego nie wrócić. Na dodatek Michael Oher, prawdziwy Wielki Mike, ujawnił, że opowiedziana przez film historia jest kłamstwem jego adopcyjnych rodziców. To tylko kolejny powód, dla którego Sandra Bullock nie powinna była dostać statuetki za rolę białej zbawczyni czarnego chłopca z trudną przeszłością. Nagroda Akademii Filmowej powinna była powędrować do Gabourey Sidibe za poruszający występ w „Hej, skarbie”. Niestety oscarowe jury wciąż uparcie pomija zdolnych debiutantów. W tym roku najlepszym tego przykładem jest Dominic Sessa, gwiazdor „Przesilenia zimowego”.
Gwyneth Paltrow, „Zakochany Szekspir”
Rok, w którym „Zakochany Szekspir” pokonał w kategorii Najlepszy film „Szeregowca Ryana” i „Życie jest piękne”, wciąż spędza sen z powiek kinofilów na całym świecie. Podobnie jak to, że statuetkę dla najlepszej aktorki zgarnęła Gwyneth Paltrow, a nie Cate Blanchett za jej świetny występ w „Elizabeth”. Ćwierć wieku później oliwy do ognia kontrowersji dolewa sama Paltrow. W jednym z ostatnich wywiadów prezeska wellnessowego imperium przyznała, że wygrany Oscar nigdy nie był dla niej szczególnie ważny. – Dziś sprawdza się doskonale jako stoper do drzwi – przyznała beztrosko w rozmowie z amerykańskim „Vogiem”.
Anthony Hopkins, „Ojciec”
Pandemiczna ceremonia rozdania nagród Akademii Filmowej z oczywistych powodów pozostawiła niedosyt. Brak czerwonego dywanu i hybrydowa formuła skutecznie odstraszyły resztki wiernych widzów. Może dobrze się stało, bo to właśnie podczas tej gali miała miejsce bardzo niezręczna oscarowa pomyłka. Organizatorzy ceremonii musieli spodziewać się pośmiertnej wygranej Chadwicka Bosemana za sprawą filmu „Ma Rainey: Matka Bluesa”, bo wbrew tradycji statuetkę dla najlepszego aktora pierwszoplanowego przyznano jako ostatnią, nawet po najlepszym filmie. Ku zaskoczeniu wszystkich statuetka powędrowała do Anthony’ego Hopkinsa, który był w tym czasie w rodzinnej Walii.
Meryl Streep, „Żelazna dama”
Branżowy żart głosi, że oscarowe jury powinno stworzyć osobną kategorię dla Meryl Streep, aby dać szansę innym, zdolnym aktorkom. Gwiazda „Diabeł ubiera się u Prady” żartowała, że lepszym sposobem będzie wykluczenie jej z oscarowego wyścigu: – Mam już trzy statuetki. Nie pomieszczę więcej w salonie – dodawała z typowym dla siebie humorem. Choć Streep jest niezaprzeczalnie jedną z najzdolniejszych aktorek swojego pokolenia, to nie wszystkie jej nominacje były zasłużone. Tak jak statuetka za rolę Margaret Thatcher w „Żelaznej damie”. Gdyby nie Streep, nagroda bez wątpienia powędrowałaby do Violi Davis za występ w „Służących”.
Brendan Fraser, „Wieloryb”
Podczas ubiegłorocznej gali również nie obyło się bez kontrowersji. Oprócz zaskakującej statuetki dla Jamie Lee Curtis za raczej przeciętny występ w doskonałym „Wszystko wszędzie naraz” wiele mówiono o wyróżnieniu Brendana Frasera. Choć jego „Brenaissance” był zdecydowanie zasłużony, to Oscar za występ w fat suicie już niekoniecznie. Szczególnie gdy w kategorii Najlepszy aktor pierwszoplanowy jego głównymi konkurentami byli Austin Butler za transformację w „Elvisie” i Paul Mescal za poruszającą rolę w kameralnym przeboju „Aftersun”.
Jak co roku na Vogue.pl będziemy relacjonować ceremonię wręczenia Oscarów na żywo. Bądźcie z nami w nocy z 10 na 11 marca.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.