Z powodu pandemii zamknięto kina, ale wiele premier przeniesiono do sieci. Polecamy najważniejsze filmy ostatnich kilku miesięcy, które poruszają aktualne tematy społeczne. Wiele z nich nakręciły kobiety.
„Asystentka”: Kameralnie o #MeToo
Jane (Julia Garner z „Ozark”) przychodzi do biura przed świtem, wychodzi po zmroku. Świeżo upieczona absolwentka prestiżowej uczelni wierzy, że podła praca w nowojorskiej firmie producenckiej umożliwi jej karierę w show-biznesie. Póki co musi jednak znosić połajanki przełożonego, szowinistyczne docinki kolegów i rutynowe obowiązki. Cicha, prawie przezroczysta, uległa. Do czasu. Gdy zaczyna rozumieć, że jej szef molestuje seksualnie młode aktorki i pracowniczki, obiecując im pomóc w pracy, zgłasza się do działu HR, by zgłosić nadużycia. Ale Wilcock (Matthew Macfadyen z „Sukcesji”) doskonale zdaje sobie sprawę z poczynań prezesa. I nie ma zamiaru nic z tym zrobić. Poniżona Jane przegrywa. Czy na pewno?
Debiutująca w fabule reżyserka Kitty Green (dokumentalistka od „Ukraine is not a Brothel”) mądrze opowiada o #MeToo, pokazując, że zagrożenie czyha na każdym kroku. Ale raz przebudzona świadomość sprawia, że oprawcy już nigdy nie będą bezkarni.
„Babyteeth”: Wzruszenie bez lukru
W 2014 roku Shailene Woodley i Ansel Elgort zagrali parę chorych na raka nastolatków w „Gwiazd naszych wina”. Wyciskacz łez pokazujący miłość w cieniu śmierci był jednak melodramatem dla młodzieży. „Babyteeth” w reżyserii Shannon Murphy („Obsesja Eve”) jest o niebo subtelniejszy. Tu chora Milla (Eliza Scanlen z „Ostrych przedmiotów”) zakochuje się nie w koledze z grupy wsparcia, ale w handlarzu narkotyków Mosesie. Dziewczyna, która czuje na plecach oddech śmierci, chce żyć pełną piersią. On ma jej zapewnić niezapomniane wrażenia, ale oczywiście na drodze straceńczemu szczęściu dzieciaków stają rodzice Milli. Pastelowe, odrobinę wyblakłe barwy końca lata dodają filmu zmysłowości.
„Droga powrotna”: O stawaniu się mężczyzną
Ben Affleck zagrał samego siebie – faceta po przejściach, który powoli podnosi się z nałogu. Na planie ponownie spotkał się z reżyserem Gavinem O’Connorem („Księgowy”), by opowiedzieć o Jacku Cunninghamie, który dawno temu porzucił karierę w koszykówce. Teraz powraca do liceum, które kiedyś ukończył, żeby poprowadzić do zwycięstwa drużynę przegranych. Amerykanie uwielbiają w filmach o sporcie przemycać życiowe mądrości o nieuległości, przemianie i woli walki. Tu udało się to osiągnąć w mało dydaktyczny, ale bardzo poruszający sposób.
„Emma”: Słodko-gorzko o kobiecości
W ekranizacji XIX-wiecznego klasyka Jane Austen w reżyserii debiutantki Autumn de Wilde tytułowa bohaterka zachowuje się jak każda dorastająca dziewczyna – intryguje, a potem tego żałuje, cierpi, by w końcu się zakochać. Patriarchalne społeczeństwo innych ról niż córki, przyjaciółki i żony dla niej nie przewidziało. „Emma” na liście najbardziej udanych ekranizacji i inspiracji plasuje się wysoko. „Variety” zarzucił filmowi „mało ambitną wierność oryginałowi”, a „Vulture” tę samą „wierność” chwalił. Na pewno udało się w „Emmie” pokazać młodzieńcze emocje, które zawsze blisko siebie zestawiają miłość i nienawiść, łzy z radością, zazdrość z obojętnością. A doświadczenie lęku przed miłością łączy pokolenia.
„First Cow”: Po cichu o American Dream
Im więcej reżyserek dostaje szansę, by nakręcić autorskie dzieło, tym więcej z pozoru dobrze znanych historii ma szansę na ponowne odkrycie. Tak jest też w przypadku Kelly Reichardt („Kobiecy świat”), która w „First Cow” demontuje, a jednocześnie odświeża amerykański sen. Gorączka złota, pionierskie odkrycia, pierwsze biznesy. Szukający szczęścia kucharz Cookie (John Magaro) poznaje chińskiego imigranta, z którym zakłada firmę. Krytycy nie mogą się filmu nachwalić, pisząc o „jednym z najbardziej wzruszających portretów ekranowej przyjaźni” od lat.
„Malarka i złodziej”: Dokument o miłości, przestępstwie i sztuce
Zwycięzca nagrody specjalnej na Sundance. Dokumentalista Benjamin Ree przygląda się malarce Barborze i Karolowi, który kradnie jej obrazy. Nic tu nie jest oczywiste. „To filmowy odpowiednik kubistycznego obrazu” – pisali recenzenci, wskazując na nieoczywistą strukturę i zawikłane motywacje bohaterów.
„Miss Juneteenth”: O rasizmie i marzeniach
Film w reżyserii Channing Godfrey Peoples to pozycja obowiązkowa dla tych, którzy chcą zrozumieć dyskryminację, rasizm i wykluczenie. W czerwcu trwał Miesiąc Dumy, a 19 czerwca czarna społeczność Stanów Zjednoczonych świętowała Juneteenth, czyli rocznicę wyzwolenia niewolników. Trwają starania, by wreszcie uznać ją za święto narodowe w całych Stanach.
Bohaterka jednego z najlepszych filmów pierwszego półrocza 2020 roku ma skromniejsze cele. Turquoise (gwiazda seriali Nicole Beharie w pierwszej tak mocnej roli) kilkanaście lat temu została Miss Juneteenth w prowincjonalnym konkursie piękności. Zwycięstwo wspomina jako najszczęśliwszą chwilę w życiu. Teraz chce, by doświadczyła tej radości także jej nastoletnia córka Kai, która ma jednak zupełnie inny temperament. Nie ma zamiaru przebierać się za białą w sukienki z bufkami, klepać na scenie wierszyków ani uczyć się jeść małymi widelczykami. Turquoise spogląda więc na życie przez pryzmat córki, starając się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego czarnym kobietom wciąż nie jest w Ameryce łatwiej.
„Młody Ahmed”: Chłopiec na styku kultur
Bracia Dardenne, ulubieńcy Cannes, za najnowszy film dostali nagrodę za reżyserię. Tym razem opowiadają o chłopcu z Belgii, wciągniętym w ryzykowną rozgrywkę przez ekstremistów. Ahmed wychowany w kulturze Zachodu, chcąc pokazać, że przechodzi na stronę swoich przodków, planuje zamach na nauczyciela. Wnikliwe studium nierozwiązywalnych być może różnic kulturowych.
„Nigdy, rzadko, czasem, zawsze”: O aborcji bez dogmatu
W hicie Sundance Eliza Hittman („Beach Rats”) – kolejna reżyserka w zestawieniu! – opowiada o dwóch nastolatkach z amerykańskiej prowincji, które muszą przejechać całe Stany, aż do Nowego Jorku, żeby usunąć niechcianą ciążę. Chociaż filmów o aborcji było już wiele, ten wyróżnia się zupełnym brakiem komentarza. Nikt nie próbuje tu bohaterek oceniać ani stawiać diagnoz społecznych. To tylko wycinek z rzeczywistości. W czasach, gdy i w Stanach, i w Polsce próbuje się odebrać kobietom ich prawa, każdy głos w ich sprawie się liczy.
„Nie ma nas w domu”: Na obrzeżach dobrobytu
Film Kena Loacha, dwukrotnego zdobywcy Złotej Palmy, to subtelne spojrzenie na tych, od których najczęściej odwraca się wzrok. „Genialny” – określił film jednym słowem „Guardian”. Loach, współczesny mistrz kina społecznego, opowiada o rodzinie, która pozbawiona szans i wsparcia ze strony społeczeństwa musi sobie radzić sama. Morał jest oczywiście lewicowy – jeśli nie pomożemy słabszym, sami sobie też zaszkodzimy.
„Pięciu braci”: Czarny Wietnam
W pierwszym filmie nakręconym dla platformy streamingowej Spike Lee opowiada o czwórce czarnych weteranów wojny w Wietnamie, którzy powracają na dawne pole bitwy w poszukiwaniu ciała towarzysza broni i… skarbu. W obsadzie Chadwick Boseman z „Czarnej Pantery” i dawno niewidziany Jean Reno. Kultowy reżyser w lekkim tonie opowiada o amerykańskich traumach – rasizmie, konfliktach zbrojnych i rewolucji obyczajowej przełomu lat 60. i 70.
„Queen & Slim”: Bonnie i Clyde XXI wieku
To skandal, że film Meliny Matsoukas (twórczyni teledysków Beyoncé i Rihanny) przeoczyła oscarowa akademia. Opowiadał o systemowym rasizmie, zanim rozpętała się dyskusja po zabójstwie George’a Floyda z rąk białego policjanta. Queen (Jodie Turner-Smith) i Daniel Kaluuya („Uciekaj!”) mają pecha. Nie dość, że randka średnio im się udała, to jeszcze zatrzymuje ich policjant, co oznacza kłopoty. Ale gdy przypadkiem policjant zginie, rozpęta się piekło. Współcześni Bonnie i Clyde nie dadzą jednak za wygraną. Nie pozwolą, by kolor ich skóry skazał ich na niebyt.
„Sala samobójców. Hejter”: Krytyka klas
Najnowszy film twórcy nominowanego do Oscara „Bożego Ciała” można już oglądać na VOD. Nasz recenzent Łukasz Knap określił film mianem „Polskiego Jokera” Jan Komasa z równą bezwzględnością jak twórcy francuskich „Nędzników” i południowokoreańskiego „Parasite” mierzy się z tematem walki klas. Tytułowym hejterem, czyli Tomkiem (Maciej Musiałowski jest moim zdaniem największą nadzieją polskiego kina), pogardzano, więc i on zaczyna pogardzać.
Dla mnie, wiernej fanki wszystkich poprzednich filmów Komasy (podczas kwarantanny wracam też do „Miasta 44”), „Sala samobójców. Hejter” zapowiada zupełnie nową jakość w rodzimym kinie. Tak jak kino Krzysztofa Kieślowskiego 30 lat temu. To koniec wieku niewinności. Od tej pory filmowcy będą musieli na poważnie rozmawiać o niesprawiedliwości społecznej, różnicach klasowych i błędach transformacji ustrojowej. Zwłaszcza że w kryzysie, który nadchodzi, konflikt między uprzywilejowanymi i marginalizowanymi jeszcze się zaostrzy.
„Shirley”: Gierki i obsesje
Elisabeth Moss należy do najbardziej wziętych aktorek w Hollywood. Wciąż jeszcze gra w „Opowieści podręcznej”, a już szykuje się nowy serial z jej udziałem. Coraz więcej ma też do powiedzenia na dużym ekranie. Po sukcesie „Niewidzialnego człowieka” przyszedł czas na „Shirley”, jeden z najmocniejszych filmów ostatniego Sundance. Josephine Decker („Madeline i Madeline”) opowiada o Shirley Jackson, autorce horrorów, która odnajduje inspirację, gdy ją i jej męża odwiedza młodsza para. Granica między fikcją a rzeczywistością zaciera się. Nie wiadomo, co trafi na karty powieści, a co zostanie zakopane na zawsze… Onirycznych filmów grozy było już sporo, ale dzięki przerażającej kreacji Moss film wznosi się na wyżyny.
„Zła edukacja”: Przekręt niemal doskonały
Wszyscy kochają Franka Tassone’a (Hugh Jackman). A Frank najbardziej kocha siebie i swoje pieniądze. A właściwie nie swoje, tylko ukradzione rodzicom, uczniom i nauczycielom liceum Roslyn w stanie Nowy Jork. Jako kurator szkoły zdefraudował miliony dolarów. Prawdziwą historię sprzed 20 lat opowiada Cory Finley („Panny z dobrych domów”), a produkuje HBO. Dekonstrukcja amerykańskiego snu, szkodliwy kult jednostki, krytyka oportunizmu – z filmu wyłania się lewicowy, karykaturalny i mocno zjadliwy obraz świata.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.