W gruzińskiej stolicy nadal czuć kult Demny Gvasalii. Królują tu hardcore i streetwear, kobiecy eklektyzm miesza się z męską surowością, a co drugi gość przemyka ulicami w skórzanym płaszczu jak z „Matrixa”, czarnych okularach i masywnych butach, koniecznie z metką znanego projektanta. I mimo że Tbilisi nadal jest miastem kontrastów, a bieda jest jego nieodzowną częścią, segment mody luksusowej rozwija się tu w błyskawicznym tempie, a na wybiegach rodzą się trendy. Jeśli wierzyć tym ostatnim, moda z metką made in Georgia już niedługo ze streetwearem będzie mieć niewiele wspólnego. Bliżej jej będzie do konceptualnego minimalizmu, nostalgii za minionymi dekadami i nieoczywistego podejścia do sylwetki.
Miałam duże oczekiwania wobec wyjazdu do Tbilisi. Od kilku sezonów bardzo bacznie przyglądałam się bowiem temu, jak tamtejsze marki (wiele z nich odkryłam przez przypadek na Instagramie) torują sobie drogę do globalnej rozpoznawalności. Jak poza obecnością w malutkich, lokalnych concept store’ach wchodzą ze swoją ofertą na największe platformy e-commerce’owe. I jak ewoluują – zarówno artystycznie, jak i biznesowo.
Pełne spektrum doświadczeń
W gruzińskiej stolicy ląduję w środku nocy. To cena, jaką muszę zapłacić za bezpośredni lot z Warszawy. Dla przypomnienia raz jeszcze zerkam w oficjalny kalendarz. Przede mną ponad 30 pokazów, z których większość ma się odbyć w największej hali koncertowej w Tbilisi. Już pierwszego dnia poznaję sporą grupę dziennikarzy, stylistów, fotografów i kupców z najróżniejszych krajów świata, którzy, podobnie jak ja, są tu na zaproszenie organizatorów tygodnia mody. To starzy bywalcy tej imprezy (dla niektórych to już czwarta edycja). – Moda jest tu wyjątkowo mocno osadzona w społecznych i kulturowych ramach, przez co naprawdę intryguje i dostarcza pełnego spektrum doświadczeń – odpowiadają, gdy pytam, co sprawia, że wracają tu co sezon.
Pomiędzy tradycyjnymi kolacjami i obowiązkowymi wizytami w najbardziej oryginalnych klubach techno oglądamy kolekcje najzdolniejszych spośród tutejszych projektantów. Faworyci nie zawodzą, a kilka najjaśniej świecących nazwisk tylko potwierdza swoje pozycje. Wszyscy wypatrujący ich młodszych następców muszą jednak obejść się smakiem.
Situationist: Silna kobieta
Po przyzwoitym pierwszym dniu prawdziwe działa miały zostać wytoczone w piątek, pierwszego dnia listopada. Na początek mała zmiana lokalizacji. Irakli Rusadze – założyciel marki Situationist i jeden z najbardziej zaangażowanych politycznie gruzińskich projektantów – na swój pokaz zaprosił nas bowiem do w połowie rozebranego budynku na przedmieściach Tbilisi. 28-latek znany jest z prezentowania swoich kolekcji w nietypowych miejscach, które za każdym razem korespondują z klimatem jego kolekcji. Projekty na wiosnę-lato 2019 zaprezentował w Bassiani – nieczynnym basenie, w którym dziś beztrosko imprezuje się w rytm muzyki techno, a w maju zeszłego roku doszło tam do starcia klubowiczów z policją.
Rusadze, który tak jak większość gruzińskich projektantów jest samoukiem, zajmuje się w swojej firmie wszystkim – od projektowania po marketing. Jego projekty idealnie wpisują się w nurt płynnej płciowości. Często powraca w nich motyw silnej kobiety, która wreszcie jest niezależna od mężczyzn i wolna od mocno zakorzenionego w historii, politycznego i społecznego tłamszenia. W sezonie wiosna-lato 2020 Rusadze androgyniczny oversize przełamuje opinającymi i odkrywającymi ciało krojami, a kolekcję obudowuje wokół stonowanej kolorystyki – brązu, beżu, butelkowej zieleni oraz głębokiej czerni.
Bessarion: Studium minimalizmu
W podobnym nurcie tworzy Bessarion, którego pokaz zamknął najnowszą edycję tygodnia mody w Tbilisi. Urodzony w Gruzji, ale mieszkający w Moskwie i stamtąd prowadzący swoją markę projektant ukończył najlepszą szkołę artystyczną w Tbilisi oraz tamtejszą akademię sztuk pięknych. Autorski koncept powołał do życia w 2008 roku. Możliwe, że kolekcja na wiosną-lato 2020 będzie dla niego przełomem. Po dość mało spójnych, by nie powiedzieć chaotycznych kolekcjach najnowsza odsłona jego marki to wyjątkowo udane studium minimalizmu, ze specjalnym ukłonem w kierunku jego wersji z lat 90., androgyniczności i mocnych, lecz nietłamszących sylwetek konstrukcji. Oversize’owe koszule z dżinsu służą tu za sukienki, denimowe płaszcze narzucone są na obszerne, uszyte z wełny lub grubego aksamitu marynarki, garnitury zarówno kolorystyką, jak i formą mocno nawiązują do estetyki vintage, a najczęściej powracającym motywem staje się skóra, z której Bessarion uszył ołówkowe sukienki bez ramiączek, luźne koszule, gorsetowe topy i płaszcze. Skóra (koniecznie w miękkim, ekologicznym wydaniu) jest zresztą materiałem, na którym gruzińscy projektanci chyba szczególnie lubią pracować. To temat, do którego podchodzą wyjątkowo kreatywnie – zarówno w kwestii konstrukcji (ze skóry szyte są tu spodnie, krótkie topy, okrycia wierzchnie, sukienki i spódnice o skomplikowanej formie), jak i kolorystyki. Obok czerni skóra farbowana jest tu na ciepłe odcienie beżu i brązu, intensywne zielenie i błękity oraz pudrowy róż i żółty.
MATÉRIEL i jej projektanci
Było to widać w kolekcji MATÉRIEL – najbardziej znanej gruzińskiej marki, którą stworzono na podwalinach założonego w 1949 roku i centralnie zarządzanego w czasach ZSRR Domu Mody Materia. MATÉRIEL to koncept wyjątkowy. Nie tylko dlatego, że jest kolektywem trzech projektantów (do Aleksandre’a Akhalkatsishvilego i Lado Bokuchavy dołączył niedawno 24-letni Aka Prodiashvili). MATÉRIEL nie wymaga od swoich pracowników wyłączności. Umożliwia im jednoczesne prowadzenie własnych marek oraz zapewnia nieograniczone zaplecze produkcyjne, dostęp do tkanin i wsparcie biznesowe. W najnowszej kolekcji MATÉRIEL doskonale widać wpływy kolejnego twórcy. Więcej tu nieoczywistych rozwiązań kolorystycznych, zabawy detalem i formą oraz odwagi w stosowaniu kontrastowych rozwiązań.
Jak się jednak później okazało, projekty dla MATÉRIEL były jedynie smaczną przystawką przed wyśmienitym daniem głównym, na które Akhalkatsishvili i Bokuchava zaserwowali swoje indywidualne kolekcje. Mimo że kompletnie różne, nie były one pozbawione kilku punktów wspólnych. Zarówno Akhalkatsishvili, jak i młodszy od niego o cztery lata Bokuchava zdają się świetnie rozumieć niuanse kobiecej sylwetki. Nie stronią od ozdobnych detali, ale nie pozwalają też, by dominowały one nad konstrukcją. Ostre cięcia mieszają z opływającymi ciało formami, lawirują między stonowaną a intensywną kolorystyką i projektują rzeczy awangardowe, ale nadal spójne z zasadami funkcjonalnego ready-to-wear. Świetnie widać to na przykładach skórzanych kompletów Akhalkatsishvilego (projektant proponuje je w dwóch wersjach kolorystycznych – czarnej i brązowej). Szyte w gruby kant spodnie mają sztywną, prostą nogawkę i korzystny dla sylwetki, lekko podwyższony stan, a żakiet – skrócony fason i detale w postaci krzyżujących się pasków. Ten swoisty konceptualny minimalizm, obecny u Akhalkatsishvilego także w postaci kompletów złożonych z marynarki i spódnicy, krótkich kamizelek i spodni oraz zdekonstruowanych sukienek z jedwabiu, stwarza ogromne pole do interpretacji i czyni kolekcję Gruzina naprawdę wszechstronną. Bokuchava nie pozostaje w tyle – choć u niego dominującą rolę odgrywają warstwy, ciężkie drapowania i zabawa detalem.
Babukhadia: Odkrycie sezonu
Jednym z kilku wniosków, jakie się nasuwają po pięciu dniach tygodnia mody w Tbilisi, jest to, że na gruzińskiej scenie mody dominują mężczyźni. Honor tamtejszych projektantek uratowała jednak Nino Babukhadia. Dla mnie to jedno z największych odkryć tej edycji. Idealnie wyważony miks mody damskiej z motywami zaczerpniętymi z męskiej garderoby, wybijające się na pierwszy plan asymetria, dekonstrukcja i warstwowość, stonowana paleta barw i cała plejada świetnych dodatków przywoływały na myśl najlepsze lata Phoebe Philo w Céline i to, co w domu mody Loewe robi Jonathan Anderson. Marka Babukhadii jest stosunkowo młoda (została założona w 2015 roku). Z tym większą ciekawością będę więc obserwować, jak potoczą się jej losy. A pomyśleć, że akurat podczas tego pokazu chciałam sobie zrobić krótką przerwę!
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.