Gdy w 2002 roku dostał Oscara za rolę w „Pianiście” Romana Polańskiego, złożył na ustach wręczającej mu statuetkę Halle Berry pamiętny pocałunek. Ale sławnych scen z udziałem obchodzącego dziś 50. urodziny aktora, tych uwiecznionych na taśmie filmowej, jest więcej. Należy do ulubieńców Wesa Andersona, a udział w mrocznych thrillerach klasy B przeplata zaangażowaniem w kino niezależne.
„Pianista” (2002)
Roman Polański, przygotowując ekranizację wspomnień Władysława Szpilmana, w roli legendarnego pianisty widział tylko Brody’ego. Fizyczne podobieństwo aktora do żydowskiego muzyka, który przetrwał w wojennej Warszawie, było tylko punktem wyjścia. Aktor wychowany w Nowym Jorku sam ma żydowskie korzenie – duża część rodziny jego ojca zginęła w Holocauście. Doświadczenie ucieczki nosi w sobie mama Adriena, fotografka Sylvia Plachy, która wyjechała z rodzicami z komunistycznych Węgier w 1956 roku. Pracując więc nad rolą artysty, który przetrwał dzięki muzyce, ale przede wszystkim samodyscyplinie, samozaparciu i samoograniczeniu, Brody sięgnął w głąb własnego dziedzictwa. Jego ekranowa przemiana od subtelnego pianisty w garniturze do ukrywającego się w ruinach miasta nędzarza w łachmanach, przekonała Amerykańską Akademię Filmową – dostał Oscara dla najlepszego aktora.
„Pociąg do Darjeeling” (2007)
Wes Anderson w pierwszym filmie po „Genialnym klanie”, który uznano za otwarcie nowej epoki w kinie niezależnym, zabrał swoich bohaterów w podróż do Indii. Trzej skłóceni bracia (obok Brody’ego Jason Schwartzman i Owen Wilson) rok po pogrzebie ojca wybierają się w drogę – dosłowną i duchową – do kraju innej kultury, kolorów i kontrastów. Peter, nienagannie ubrany mimo upałów, jest z pozoru najbardziej pragmatycznym z braci, ale odkrywa w sobie nieznane dotąd pokłady wrażliwości. Anderson kocha swoich aktorów, więc od tego czasu Brody należy do stałej ekipy jego współpracowników.
„Z dystansu” (2011)
Film Tony’ego Kaye’a („Więzień nienawiści”) wpisuje się w bogatą anglosaską tradycję opowieści o wyjątkowych nauczycielach. Ale grany przez Brody’ego Henry Barthes, który przychodzi na zastępstwo do liceum, choć uwielbiany przez uczniów, nie jest ani tak idealistyczny jak Robin Williams w „Stowarzyszeniu Umarłych Poetów”, ani tak zdeterminowany jak Michelle Pfeiffer w „Młodych gniewnych”.
Brody z subtelnością pokazuje, jak demony przeszłości (samobójstwo matki, z którym nigdy się nie pogodził) rzutują na jego relacje z kobietami w dorosłym życiu. Z przeszłością pomogą mu się zmierzyć trzy kobiety – prostytutka o złotym sercu, której Henry będzie chciał pomóc, zagubiona nastolatka, którą uczy, i zauroczona nim nauczycielka.
Film nie zarobił milionów, ale zrobił furorę na festiwalach kina niezależnego. Recenzenci podkreślali, że Brody stworzył najlepszą kreację od czasów „Pianisty”. Warto zobaczyć – zwłaszcza teraz, by jeszcze bardziej docenić trud, jaki nauczyciele wkładają nie tylko w edukację, ale i wychowanie swoich podopiecznych.
„O północy w Paryżu” (2011)
Wystarczyła jedna scena, żeby Salvador Dalí już na zawsze miał twarz Brody’ego. W najbardziej kasowym filmie Woody’ego Allena hiszpańskiego surrealistę spotyka w paryskim barze amerykański pisarz. Nieudacznik Gil, podróżując w czasie i przestrzeni, spełnia swoje marzenie o życiu bohemy. Przy kawiarnianym stoliku Dalí rysuje mu nosorożca, do którego podobieństwo odnalazł w twarzy Gila. Cały film daje widzom eskapistyczną uciechę. Niepozbawioną konsekwencji, ale zwieńczoną happy endem. I konstatacją, że jednak trawa nie jest bardziej zielona – ani po drugiej stronie płotu, ani w innej epoce. Dostępny na Netfliksie.
„Grand Budapest Hotel” (2014)
Zanim na ekrany wejdzie najnowszy film Wesa Andersona, „The French Dispatch”, w którym grają wszyscy ulubieńcy reżysera, można przypomnieć sobie zdaniem wielu najlepsze dotychczasowe dzieło kinowego ekscentryka. Chociaż pierwsze skrzypce gra tu Ralph Fiennes, Brody w roli jego antagonisty, krewkiego Dmitriego Desgoffe’a-und-Taxisa, który nie zatrzyma się przed niczym, żeby zdobyć fortunę swojej matki, arystokratki, jest uroczo złowieszczy niczym czarny charakter z kreskówek. Mimiką przypomina Tajemniczego Don Pedra z Krainy Deszczowców, a cały film to absurdalna pochwała wyobraźni w jej najbardziej przewrotnych przejawach. Kto marzy teraz o podróżach, niech uda się w przeszłość, o sto lat wstecz, do nieistniejącej Zubrowki, położonej ponoć gdzieś w Europie Środkowej.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.