Świat już nie potrzebuje nowych ubrań, skoro co roku na wysypiska śmieci trafia 92 mln ton starych. Na szczęście coraz częściej kupujemy używane. Zgodnie z podpisanym przez „Vogue Polska” manifestem odpowiedzialnego rozwoju prezentujemy wybór sklepów vintage, które oferują autorską selekcję ubrań i dodatków z duszą.
New Lady in Town Vintage, ul. Chmielna 21, Warszawa
Założycielką i pomysłodawczynią warszawskiego butiku jest Oli Hajn. – Od zawsze wiedziałam, że chcę mieć sklep z ubraniami takimi, w jakich chodzili moja mama, ciotki i wujowie. Zdecydowałam się na otwarcie sklepu dziewięć lat temu. Początkowo butik miał się mieścić w Amsterdamie, gdzie wtedy mieszkałam. Znalazłam lokal, zebrałam sporą kolekcję ubrań i dodatków, ale coś mnie tknęło, że powinnam natychmiast wracać do Warszawy – opowiada Hajn.
W Warszawie trwał akurat boom na młodych projektantów, więc Oli musiała trochę poczekać. New Lady in Town działa od trzech lat.
Ekstrawaganckie ciuchy właściwe dla stylu bohemy towarzyszyły Hajn od dzieciństwa. – Jestem córką muzyka. Mama z kumpelami zawsze szyły swoje ubrania albo przerabiały wszystko, co wpadło im w ręce. Doszywały koraliki, nabijały ćwieki, szyły kostiumy, zarówno dla mojego taty na scenę, jak i na sprzedaż – opowiada. Sama też nosi vintage – najpierw były to ubrania po mamie i ciotkach, potem sama zaczęła odkrywać perełki.
Pierwsze znalezisko? Torebka z lat 30. z targu staroci w Berlinie. Teraz z każdej podróży wraca z pełnymi walizkami. Już nie tyle dla siebie, ale przede wszystkim dla swoich klientów. Co dla nich wybiera? – Inspiruję się sceną punkową i rockandrollową – mówi. Dlatego właśnie New Lady in Town słynie z panterek i koronek. Oli podobają się też taliowane spodnie, militarne płaszcze, marynarki z podkreślonymi ramionami.
Vintage to dla niej zdecydowanie więcej niż biznes, a nawet więcej niż dobry styl. – To sposób życia – mówi. Jej zdaniem kupowanie z drugiej ręki wymusza wybieranie tylko tego, co naprawdę potrzebne, i jest szacunkiem dla ubrań.
Ventimiglia, ul. Poznańska 24, Warszawa
Sklep to projekt trzech kobiet – Joanny Szaszewskiej, Martyny Szaszewskiej i Magdaleny Kozickiej. Pomysł narodził się w 2014 roku w Ventimiglii, włoskim miasteczku nad morzem, gdzie w każdy weekend mieszkańcy wychodzą na ulicę, żeby napić się wina, porozmawiać i przy okazji sprzedać swoje ubrania, bibeloty i meble. – Lokalni sprzedawcy bardziej niż utargiem przejmują się tym, czy wszyscy spróbowali ich ciasta, a częściej niż o cenach rozmawiają o życiu – mówią właścicielki.
Joanna postanowiła tę atmosferę i ubrania zabrać ze sobą do Warszawy. Najpierw wystawiały się z Martyną na targach vintage. Tam poznały Magdę, z którą zaczęły planować otwarcie butiku. Ubrania vintage pokochały, bo „mają bezbłędne kroje, odważne wzory i najwyższą jakość”.
Pierwsze ważne przedmioty, które znalazły się na wieszakach? – Żółto-zielona torebka Toma Forda dla Gucciego i wełniany sweter Chanel, który należał do pracownika paryskiego butiku. Jakiej estetyki mogą się spodziewać klientki butiku? – Uwielbiamy zwierzęce motywy z lat 80. połączone z paskami w stylu hippie albo rockowymi T-shirtami i błyszczącą biżuterią z lat 90. Ostatnio nie rozstajemy się też z naszymi torbami jamnikami z lat 90. oraz z wielkimi płaszczami z wełny i kaszmiru – naturalne materiały to zdecydowanie nasz ulubiony trend – mówią dziewczyny.
Safripsti, ul. Oleandrów 3, Warszawa
Butik o ugruntowanej już renomie był pierwotnie pomysłem makijażystki Magdaleny Wińskiej. Jako stała bywalczyni butików vintage w paryskiej dzielnicy Marais postanowiła sprawdzić, czy ten trend chwyci w Warszawie. Siedem lat temu połączyła siły z Szymonem Makohinem, wokalistą jazzowym i samozwańczym freakiem vintage (od kilku miesięcy współpracuje z nimi też młodziutka Ida Małachowska). – Zawsze wolałem znaleźć coś wyjątkowego, innego, z drugiej ręki, niż pójść do zwykłego sklepu, w którym ubrania i akcesoria może znaleźć każdy. Kupując vintage, mam pewność, że nie spotkam na ulicy ani na imprezie kogoś w takim samym T-shircie – mówi Szymon.
Przyciągają go konkretne przedmioty, a nie znane metki. – Naturalne skarby z odzysku, jedwab, kaszmir, ale też skóry. Nigdy nie kupiłem i nie kupiłbym nowej, ale te z odzysku wydają mi się moralnie uprawomocnione – przekonuje.
Wspomina też swoją najważniejszą zdobycz, od której wszystko się zaczęło. – Katana Levi’sa jest ze mną od późnej szkoły podstawowej. Poprzecierana, połatana, ale cały czas ma to coś – mówi.
Njuromantik, Wrocław
Trzy lata temu w jednej z wrocławskich kawiarni odbywały się targi vintage. Właścicielka Njuromantik, Katarzyna Orzołek, która dziś sama organizuje podobne targi we Wrocławiu, doznała olśnienia: chce zostać kolekcjonerką vintage. – Nie był to pomysł z księżyca, bo od zawsze spędzałam długie godziny w second handach. Do dziś wydaje mi się to dużo bardziej ekscytujące niż wypad do galerii handlowej, bo nigdy nie wiesz, co znajdziesz – mówi.
Szuka ubrań z pięknych tkanin: jedwabiu, wełny dziewiczej, kaszmiru. Kiedyś najbardziej inspirowały ją lata 80. – zwierzęce printy, zwariowane wzory, marmurkowe dżinsy. Teraz zauważa u siebie zwrot ku latom 70., ale wciąż nosi ulubioną dużą ramoneskę z poduszkami w ramionach.
Cukier Puder Vintage Store, al. Tadeusza Kościuszki 51, Łódź
Sklep prowadzą dwie pasjonatki i kolekcjonerki mody z dawnych lat – Katarzyna Krzeszewska oraz Agnieszka Pawliczak. W 2011 roku działalność zaczęła Kasia, trzy lata później dołączyła do niej Aga, która wcześniej zbierała perełki vintage, „przemierzając Londyn wzdłuż i wszerz”. – Urodziłyśmy się w latach 80. W głowie mamy obraz naszych mam, które nosiły bufiaste swetry, kolorowe marynarki, skórzane płaszcze i dużo błyszczącej biżuterii. Nas zaś ubierały w bardzo wygodne legginsy z lycry i kreszowe dresy. Wizyta w peweksie była dużym przeżyciem. Podobne emocje odczuwamy teraz, kiedy w nasze ręce trafiają skarby z tamtych lat – opowiadają.
Najpierw szukały rzeczy na łódzkim WIM-ie (Widzewskie Zakłady Przemysłu Bawełnianego), gdzie w starych fabrykach mieścił się sklep z ubraniami, wśród których były też rzeczy z teatralnych garderób – góry płaszczy, sukienek, swetrów i walizek. – Pierwsze prawdziwe objawienie? Patchworkowa bomberka Moschino z lat 90. To było coś!
Chociaż łączy je pasja, gust mają odmienny. Kasia woli street lat 80. i 90., Aga zaś kocha elegancję lat 70., a dla kontrastu kicz, głównie w dodatkach z lat 80. Dzięki temu Cukier jest tak różnorodny.
Koty Vintage Store, Warszawa
Miejsce w sieci, które fizycznej formy nabiera na targach, prowadzą od pięciu lat Kasia i Tomek. Ona przez wiele lat pracowała jako stylistka w znanym magazynie modowym, on zajmuje się biznesem. – Zaczęło się od targów vintage, których organizatorzy nie chcieli kontynuować, a my wyczuliśmy w nich wielki potencjał. Chcieliśmy szerzyć świadomość zalet ekologicznej mody vintage – wspominają.
Pierwsze ważne znalezisko, które sprzedali? Uszyta z jedwabiu czarna marynarka YSL z lat 80. o subtelnym kroju. – Najbardziej interesującą epoką jest dla nas przełom lat 80. i 90. – Szóstka z Antwerpii, w szczególności Dries Van Noten i Martin Margiela, który w swych projektach inspirował się modą vintage – rozpruwał i krojąc na nowo ubrania z pchlich targów, nadawał im nowoczesną formę – mówią Kasia i Tomek.
Retro Vintage Shop, Warszawa
Powstały w 2012 roku, jest jednym z najdłużej nieprzerwanie działających internetowych sklepów vintage w Polsce. Magda wnosi do niego pomysły, jej partner Mariusz – zacięcie biznesowe.
– Moja miłość do vintage zaczęła się jeszcze w podstawówce, gdy odwiedzałam second handy razem z babcią. Nosiłam wtedy fioletowe dżinsy i do kompletu zieloną bluzę w kolorowe kwiaty. Potem jako nastolatka wstydziłam się przyznać, że mam ciuchy z lumpeksu. Rozum wrócił mi na studiach i wtedy sama lub z koleżankami przemierzałam stacjonarne second handy i bazary w poszukiwaniu perełek – opowiada Magda.
W jej sklepie można znaleźć trochę rzeczy od projektantów (np. żakiet Chanel czy krótki płaszcz z Mody Polskiej) oraz ubrania bardzo dobre jakościowo, np. płaszcz z kaszmirem i wełną wielbłądzią. – Najbardziej podobają mi się stylizacje z lat 30., 40. i 50. Podziwiam osoby, które noszą się tak na co dzień. Ja stawiając na wygodę, miksuję różne style i dekady. W sklepie mam rzeczy od lat 50. do 90. Dla każdego coś miłego – mówi.
KEX Vintage Store, ul. Nowy Świat 22 i Chmielna 9, Warszawa
Wspólna pasja połączyła trzy dziewczyny. Dwie z nich – Ania i Sabina – znają się od dziecka z jednej z wadowickich podstawówek. Z Martą poznały się w Warszawie na targach vintage. Po kilku miesiącach wymyśliły, by razem otworzyć sklep. Teraz są już dwa – ten mieszczący się w podwórku przy Nowym Świecie obchodził niedawno pierwsze urodziny, drugi przy Chmielnej 9 właśnie otworzyły.
Jak właścicielki pokochały vintage? – Pierwsza fascynacja to kolorowe sukienki z lat 60. szyte przez babcię. W przedszkolu robiłam w nich pokazy mody. Prawdziwa miłość do vintage narodziła się, gdy w liceum szukałam swojego stylu. Mama pokazała mi rzeczy, które przechowywała w szafie od czasów młodości – przywiezione z Paryża Diory, Celine i Lacroix. Spódnicę Celine noszę do dziś. Tak jak torebkę prababci z lat 20. z przyczepioną karteczką, na której kawalerowie ołówkiem wpisywali się kolejno do tańca – opowiada Marta.
U Ani zaczęło się od biżuterii babci (złoty pierścionek z Londynu z prawdziwym szmaragdem), mebli art déco i ubrań z lat 90., które mama przywoziła ze Stanów. Sabina polowała na rarytasy najpierw w Krakowie, gdzie studiowała, potem już w Warszawie. – Mój skarb to jedwabna sukienka od Lanvin z lat 80.– mówi.
W ich sklepie wszystko jest posegregowane kolorami, żeby łatwiej było znaleźć to, czego szukamy. Zachwyca ogromny wybór dżinsów – od śnieżnobiałych po czarne i od rurek po dzwony. KEX często organizuje przeceny i wyprzedaże – tym bardziej warto śledzić ich profile w mediach społecznościowych, gdzie systematycznie prezentują nowości.
Odessa Vintage
Kasia Stupnicka, właścicielka sklepu, wcześniej była asystentką kuratora sztuki współczesnej, robiła kwerendy dla muzeów i do filmów dokumentalnych. Sklep powstał dopiero w tym roku, ale Kasia od kilkunastu lat, od czasów studiów na ASP, buduje swoją kolekcję inspirowaną złotą erą Hollywood.
– Mam sporo skarbów i trudno mi wybrać jeden najważniejszy. Jeśli muszę, to chyba będzie to indyjska suknia Adini z lat 70. – św. Graal boho, ręcznie farbowana suknia z bawełnianej gazy. Ceny niektórych egzemplarzy dochodzą nawet do 3 tys. złotych. Sprzedała się natychmiast. To była pierwsza rzecz, która dała mi sporą marżę – mówi.
W ofercie znajdziemy miks zapomnianych luksusowych marek, o których historii właścicielka opowiada z pasją, oraz kultowych klasyków znanych firm. Są też rzeczy niekoniecznie markowe, ale oryginalne. Ulubione dekady w Odessie to lata 70., 80., 90. i wczesne 2000. – Jeśli ktoś szuka luksusowego żakietu vintage albo delikatnych sandałków w stylu Carrie Bradshaw, to trafił w odpowiednie miejsce. Nasz ulubiony element to ostatnio złote guziki, na żakiecie oczywiście. A ulubiony mikrotrend to rajstopy do odkrytych sandałków vintage.
Vintage For Ever, ul. Szeroka 44/45, Gdańsk
W trójmiejskim butiku można znaleźć płaszcze, marynarki i spódnice Mody Polskiej, balowe sukienki i markowe buty. Zimą – wełnę, kaszmir i skórę, latem – jedwab, len i bawełnę. Ubrania pochodzą przede wszystkim z lat 60.–90., choć w pierwotnym zamyśle właściciele, Karina Borejszo i Dominik Podbereski, stawiali na ubrania z lat 20. i 30.
Stacjonarnie działają od trzech lat, wcześniej byli w sieci. Dla nich vintage znaczy tyle, co wartościowe – etyczne i ponadczasowe.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.