Gdy temperatura spada, dni są coraz krótsze, a do świąt zostało jeszcze kilka tygodni, trzeba osłodzić sobie życie. Pytanie tylko, czym – puszystą ricottą, ciężką drożdżówką czy rurkami z kremem?
Ptyś coco z Deseo
Najbardziej kokosowy deser świata. Oblana białą czekoladą i obsypana kokosową kruszonką ptysiowa kopułka odkrywa swoje prawdziwe oblicze dopiero po nadgryzieniu. W środku kryją się bowiem puszysty kokosowy krem i gęsta pralina kokosowo-migdałowa. Całość pokryta jest czapeczką kokosowego kremu chantilly. Coco odwiedza Deseo tylko w weekendy, a żeby mieć pewność, że uda się go spróbować, najlepiej zamówić ciastko przez stronę internetową cukierni.
Cassata z La Bomboniery
La Bomboniera to jeden z niewielu warszawskich adresów, pod którymi można spróbować prawdziwych włoskich smaków – chrupkich cannoli, prawdziwego tiramisu, bez i deserów z ricottą. Wśród nich najpyszniejsza jest cassata, pochodzący z Sycylii biszkoptowy torcik. Ten oryginalny zdobiony jest marcepanem i kandyzowanymi owocami, La Bomboniera serwuje jego prostszą i dzięki temu chyba jeszcze smaczniejszą wersję. Między warstwą kruchego ciasta i biszkoptu zamknięta jest wilgotna warstwa ricotty z drobinami czekolady, a wierzch pokrywa cukier puder.
Kardamonka z Miss Mellow
Jeśli kogoś ciągnie do przytulnej Skandynawii, to zamiast kupować bilet na Północ, uda się na Wilczą. Słodki zapach doprowadzi go do jasnej dziupli Miss Mellow, w której za ladą czekają słodkości w duchu amerykańskim i nie tylko. Pracujące tu cukierniczki często robią ukłon w stronę Włoch, smażąc i obtaczając w cukrze pękate bomboloni, a także w stronę Skandynawii właśnie, tocząc cynamonowe bułki i ostatni hit – kardamonki. Drożdżowe supełki z pachnącym nadzieniem z masła, tłuczonego kardamonu i odrobiny kawy idealnie będą pasować do kawy właśnie oraz do apetycznego tomiszcza skandynawskiego kryminału.
Drożdżówka w Słodkim Słonym
Warszawskie łasuchy drożdżowe wypieki ze Słodkiego Słonego rozpoznają z zamkniętymi oczami. Ciężkie od masła, pachnące wanilią i skrywające niewyobrażalne wręcz bogactwo nadzienia, ledwo tylko okrytego kołderką z ciasta i grubymi bryłkami kruszonki – gdy już wejdzie się do cukierni, trudno się oprzeć pokusie zakupu i natychmiastowego zjedzenia chociaż jednego ciastka. Nie ma znaczenia, co będzie w środku – maliny, czarne porzeczki, ser czy mak. Satysfakcja gwarantowana aż do ostatniego okruszka zlizanego z błyszczących od masła palców.
Far Breton z Fest Portu Czerniakowskiego
Spośród francuskich deserów najbardziej obeznani jesteśmy z eklerami, crème brulée, makaronikami czy sufletami. Tymczasem nad Loarą wymyślono dużo więcej kuszących słodkości. Far to jajeczny deser przypominający pieczonego naleśnika lub budyń. Pochodzi z Bretanii, regionu słynące z deszczu, wiatru i solonego masła, które koi smutki. W Fest Porcie Czerniakowskim far pieczony jest z wędzoną suską sechlońską, leży w kałuży ciemnego solonego karmelu i posypany jest czipsami z topinambura. Do tego kleks kwaśnej koziej śmietany i bramy do raju są otwarte.
Ulipki z restauracji Epoka
Najstarsza polska książka kucharska wydana została w 1682 roku. Napisał ją Stanisław Czerniecki, kucharz książąt Lubomirskich. Jej ponowne opracowanie przywróciło do życia ulipki – rodzaj staropolskich rurek waflowych. Ciasto robiono je z mąki z mlekiem i cukrem, pieczono jak opłatki, po czym zwijano i wypełniano „pianą” – kremem na bazie śmietany. Ulipki w wykonaniu Marcina Przybysza są niezwykle kruche, ściśle wypełnione i podane z pomarańczą i lodami maślankowymi z olejem laurowym. Oby więcej takich powrotów do przeszłości.
Brioszka z kremem pralinowym z piekarni Rano
Jeden z niewielu powodów, dla których naprawdę warto wygrzebać się z pościeli w sobotni poranek, kryje się na Pradze-Północ. Puszysta brioszka z maślanego ciasta, które dojrzewa dwa dni, po upieczeniu turlana jest w cukrze i nadziewana lekkim kremem pralinowym z mielonymi orzechami laskowymi. Pochodzą one z ekologicznego sadu w Jankowicach i jakimś cudem smakują jak najlepsze orzechy z Piemontu. To deser, którym nie sposób się podzielić, urzekająco lekki, wciągający i pełen smaku. Warto zrobić rezerwację, bo bułeczki znikają błyskawicznie.
Różany pączek z Lorety
Loreta Bar mieszczący się na ostatnim piętrze hotelu Puro sam w sobie jest piękny jak cukierek – kusi stylowymi kanapami i widokiem na dachy metropolii. We wtorki apetyt nakręcony koktajlami lub szerokim wyborem innych alkoholi można tu zaspokoić pączkiem specjalnie przygotowywanym przez MOD Donuts właśnie dla frywolnej Lorety. Oponka z puszystego ciasta pokryta jest polewą z białej czekolady i róży oraz udekorowana kandyzowanym płatkiem kwiatu.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.