Przewodnik po Trójmieście na Open’era i nie tylko

Na Open’era przyjeżdża się, by zobaczyć swoich idoli i odkryć nowe muzyczne zajawki, by spędzić czas ze znajomymi i oficjalnie rozpocząć festiwalowy sezon. Ale dla mnie przyjazd na ten festiwal to zawsze także okazja do tego, by odwiedzić ulubione trójmiejskie restauracje i sprawdzić te nowo otwarte. Oto moje ulubione adresy: od kawiarni z idealnie zrobioną kawą przez miejscówki dobre na długie, leniwe śniadanie po adresy na przedkoncertowe aperitivo we włoskim stylu. A pomiędzy zaplanujcie wizytę w galerii lub niezależnej księgarni, by dopełnić nadmorskiego wypoczynku.

Na kawę

Cafe Luis, ul. Olejarna 2, Gdańsk

Urokowi Luisa trudno się oprzeć. Kawiarnia ukryta w bocznej uliczce, nieco poza ścisłym gdańskim centrum, z miejsca zachwyca sielską atmosferą. Tańczące na wietrze kolorowe wstążki, architektura przypominająca starą szklarnię w ogrodzie dziadków, ostróżki i lewkonie zdobiące niewielki ogródek sprawiają, że Luis przenosi nas w klimat beztroskich wakacji. Do kawy można zamówić domowy sernik o aksamitnej teksturze albo rollsa z francuskiego ciasta wypełnionego nadzieniem z owoców leśnych czy pistacji. Moim zdaniem najmilej jest usiąść w ogródku z ulubioną książką lub magazynem, ale w środku znajdziecie też miękkie kanapy i wygodne stoliki.

Publiczna, ul Łąkowa 35/38, Gdańsk

Ukryta w postindustrialnym podwórku Publiczna idealnie nadaje się na kawowy chill. Zaglądam tu od dobrych kilku sezonów, w lecie najchętniej na firmowe shakerato, czyli aromatyczne espresso wstrząśnięte z lodem i skórką grejpfruta, czy musującą cascarę. Od niedawna Publiczna rozwinęła swoją działalność – popołudniami zamienia się w pizzerię serwującą placki w neapolitańskim stylu, a do nich naturalne wina, w weekendy zaś serwuje rozbudowane nowe menu.

Tłok, ul. Józefa Wybickiego 3, Gdynia

Świetne miejsce, jeśli chcemy napić się kawy, ale też przysiąść na chwilę do miłej czy niezbędnej (niestety, czasem zdarza się i tak) pracy na komputerze. Centralnie zlokalizowany Tłok przygotował dla gości dwie sale: główną z kilkoma stolikami oraz znajdującą się głębiej salę z dużym stołem do pracy. Prócz świetnej kawy Tłok słynie z fenomenalnych autorskich wypieków. W szklanej witrynie znajdziecie drożdżówki, kremowe serniki w oryginalnych smakach (np. z czarnym sezamem i malinami!) oraz kanapki na chlebie wypiekanym przez sąsiednią piekarnię Pokusa, widoczną na zdjęciu.

Na śniadanie

Flow Cafe, ul. Świętojańska 69, Gdynia

Lubię dobrze zacząć dzień. A nic nie robi mi lepiej, jak dobre śniadanie. Gdy ruszył, Flow totalnie zmienił śniadaniowa grę w Trójmieście i do dzisiaj trzyma w tym zakresie wysoki poziom. Poranne menu podlega regularnym zmianom, by w daniach mogły zabłysnąć sezonowe składniki. Możecie zjeść tutaj tosty z chleba na zakwasie z cytrynową ricottą i groszkiem, a do nich – jajko na miękko z olejem chili lub chrupiącą posypką z panko, idealnie pulchniutkie omlety z kromką chleba z ricottą i ogórkiem lub popisowe croque madame zwieńczone płynnym żółtkiem. Do tego kawa z lubianej palarni Bonanza. Czego chcieć więcej?

Pokusa, ul. Świętojańska 3, Gdynia

Pokusa to rzemieślnicza piekarnia, ale taka, do której można przyjść nie tylko na zakupy, lecz także na śniadanie lub brunch. Cenię ją za bawienie się tematem śniadań: luźne nawiązanie do klasyki albo jej delikatne podkręcanie. Jajecznica podawana jest tu z kromką chleba na zakwasie z rzodkiewkowym tzatziki, omlet w formie japońskiego tamago trafia do miękkiej bułeczki, słodko-słony pudding ryżowy dopieszcza się odrobiną pełnego umami miso, a tosty francuskie przyrządza na słodko (z kremem angielskim i rabarbarem), ale i na wytrawnie (cheddar, miód, pietruszkowa salsa verde). Zadowoleni będą wszyscy: wegetarianie, weganie, ci, co wolą na słodko, i ci, co na wytrawnie. Śniadanie ponad podziałami i na każdy smak. PS Wychodząc, nie zapomnijcie kupić wypiekanych tutaj brioszek lub drożdżówek. A jeśli przyjechaliście nad morze z własnym sprzętem do parzenia kawy, w Pokusie zaopatrzycie się w ziarna z wiodących mikropalarni.

Buns. Gdynia, ul. Świętojańska 59 lok 1, Gdynia

Bułeczki z Buns to prawdopodobnie najbardziej wiralowe ciastka w Trójmieście. Wyobraźcie sobie szklaną witrynę wypełnioną blachą pulchnych, wyrośniętych drożdżowych bułeczek w różnych smakach. Z owocami leśnymi, pistacjami, truskawkami lub kremem o smaku tiramisu. Każda pięknie ozdobiona, gotowa do zjedzenia na miejscu lub zabrania w plener, choćby na pobliską plażę.

Na lunch

TBT Food & Art, ul. Świętojańska 64, Gdynia

TBT otwiera się już o 9, ale moim zdaniem najfajniej wpaść tutaj na brunch lub wczesny lunch. Do tego zachęca menu, w którym obok „talerzyka polskiego”, czyli tradycyjnego śniadaniowego zestawu z jajkiem na miękko, twarożkiem i serem Antek, znajdziemy np. hummus z kurkami i ziarnami granatu albo pierogi leniwe z jagodami i acai oraz kwaśną śmietaną. Na pewno waszą uwagę zwróci niebanalny wystrój, który także jest dziełem szefowej kuchni.

White Marlin, aleja Wojska Polskiego 1, Sopot

Miejsce, gdzie posmakujemy sopockiego „resort life”, niezależnie od tego, czy chcemy poleniuchować z koktajlem na plaży na wygodnych kanapach, zjeść lunch, nie spuszczając z oczu morza, lub wybrać się na kolację w większym gronie.

W menu przewijają się akcenty rodem z Azji, której miłośnikiem jest szef kuchni Tomasz Purol. Krewetki podaje w sosie z wasabi na liściu bananowca, tatar z wołowiny Limousine – z dodatkiem ponzu, majonezem o smaku wasabi oraz grzybami shimeji i shitake, a terrine z ośmiornicy – z zielonym ogórkiem, owocami calamansi, mango i kolendrą.

W zależności od nastroju i potrzeby chwili możemy usiąść w utrzymanych w stylu boho wnętrzach, na rozległej werandzie z widokiem na Bałtyk lub wpaść na chwilę do tutejszego beach baru na popołudniowe aperitivo, czyli niezobowiązujące spotkanie przy koktajlach, które mają rozbudzić apetyt przed kolacja i wprowadzić nas w wieczorny nastrój. Tradycja aperitivo to jeden z naszych ulubionych włoskich zwyczajów, który z powodzeniem można praktykować także w Polsce.

Na kolację

Treinta y Tres, budynek Olivia Star,
aleja Grunwaldzka 472 C, Gdańsk

Restauracja zrodzona z miłości do kultury tapas i hiszpańskiego stylu życia. Zlokalizowana na 33. piętrze wieżowca Olivia Star restauracja zachwyca panoramicznym widokiem na oliwskie dachy oraz wybrzeże Bałtyku. Za menu odpowiada szef kuchni Antonio Arcieri, który dowodzi także sąsiednią restauracją Arco By Paco Pérez, niedawno odznaczoną gwiazdką Michelin, co zapowiada poziom czekającej nas uczty. Karta to luźna interpretacja katalońskich klasyków, podanych w eleganckiej formie, a do tego podrasowanych ręką szefa oraz kreatywnym podejściem do znanego tematu. Znajdziemy w niej patatas bravas czy anchois w oliwie, ale też tempurę z cukinii i krewetek, wytrawne churros, tatara podanego na domowej brioszce z robionymi na miejscu chipsami ziemniaczanymi, ryż z homarem czy grillowaną ośmiornicę Tokyo-Tarragona, podaną z płatkami katsuobushi z tuńczyka bonito.

PS. Najlepiej przyjść tu późnym popołudniem i zacząć wieczór od aperitivo, podziwiając zachód słońca.

Niesztuka, ul. Mariacka 2/3, Gdańsk

Niewielka restauracja ukryła się w zabytkowej kamienicy mieszczącej także Dom Aktora. To neobistro par excellence, gdzie karta jest krótka, ale dynamiczna i zmienia się wraz z sezonem oraz dostępnością produktów. W lecie możecie trafić np. na smażone kwiaty cukinii nadziewane kozim twarożkiem, ceviche z przegrzebków z krabem śnieżnym, truskawkami, śliwką umeboshi i jalapeno oraz tatara z bawety z chrupiąca botwinką, rzodkiewką oraz kwaśną śmietaną. Do tego bardzo solidna karta win oraz świetnie znająca się na rzeczy obsługa.

PS. Moje ulubione miejsce to jest to w oknie, skąd można podpatrywać przechodniów spacerujących po gdańskiej starówce.

Bar Leon, ul. Stągiewna 5/1, Gdańsk

Leon jest o spędzaniu wspólnego czasu i dzieleniu się jedzeniem, od śniadania przez lunch po długie kolacje. To, co lubię w Leonie najbardziej, to różne strefy dopasowane do potrzeb gości. Jest długi bar idealny na kolację solo, okrągłe stoły dla większych grup znajomych oraz kameralne stoliki dobre na randkę. Menu bazuje na mniejszych i większych talerzykach, a dania pomyślano tak, by łatwo było się nimi dzielić i spróbować jak największej liczby propozycji. Moje ulubione to tutejsza baba ghanoush (klasyk, zawsze w menu), letnia sałatka z młodych ziemniaków i fasolki szparagowej oraz grillowane marchewki na ziołowej fecie. Do tego zamówcie rumianego bajgla jerozolimskiego, który idealnie nadaje się do wyczyszczenia talerzy.

Na pizzę

Ostro, ul. Długie Pobrzeże 15, Gdańsk

Ostro to zdecydowany pizzowy faworyt Trójmiasta. Lokal znajduje się w ciągu turystycznych miejscówek nad brzegiem Motławy, przyciąga więc równie mocno zarówno lokalnych koneserów włoskich placków, jak i wczasowiczów. Nie zdziwcie się, ale też nie martwcie, jeśli przed wejściem zobaczycie kolejkę – stoi tutaj właściwie zawsze, ale też jest bardzo sprawnie i mile zarządzana przez obsługę, a na stolik nie czeka się dłużej niż kwadrans.

Ostro stawia na neapolitanę. Obok klasycznych propozycji, takich jak margherita, marinara czy quattro formaggi, w karcie znajdziemy też np. pizzę z pikantną soppressatą (rodzajem wędliny) oraz kozim serem lub z grzybami leśnymi, cebulkami borettane i orzechami włoskimi.

Na każdy smak

Stacja Food Hall, Jana Kilińskiego 4, 80-266 Gdańsk

Wakacje są po to, by spełniać zachcianki. A gdy każdy ma inny smak i pomysł na to, co by chciała zjeść, często najlepszym rozwiązaniem okazują się food halle - przestrzenie zrzeszające różne koncepty kulinarne. Jednym z popularniejszych i największych w Trójmieście jest Stacja Food Hall, w której znajduje się ponad 20 różnych restauracji, od greckiej przez polską po meksykańską.

System jest prosty - zamawiamy ulubione pozycje z knajpek, koktajle - z centralnie ulokowanego baru, siadamy przy dużym stole lub wysokim barze i czekamy na sygnał, że nasze zamówienie jest gotowe do odbioru.

PS. Stacja Food Hall znajduje się na drugim piętrze Galerii Metropolia, więc to też dobra opcja, gdy będziemy chcieli coś zjeść podczas niezbędnych awaryjnych zakupów (z pogodą nad morzem nigdy nie wiadomo).

Na chwilę oddechu

Jeśli w waszym harmonogramie znajdzie się chwila wolnego czasu lub zechcecie poszukać oddechu od festiwalowego zgiełku, polecam wam spacer po Kępie Redłowskiej. To jedno z moich ulubionych miejsc w Trójmieście, gdzie bujny las spotyka się morzem. Zajrzyjcie do którejś z gdyńskich kawiarni, przejdźcie się deptakiem wzdłuż morza, a potem odbijcie w górę, w zieloną gęstwinę.

W poszukiwaniu nowych tytułów do czytania zaglądam do Sztuki Wyboru w Gdańsku – choć wybór książek może wydać się w pierwszej chwili skromny, to jest to naprawdę solidna selekcja, a pracownicy tej kawiarnio-księgarni zawsze kompetentnie doradzają zainteresowanym.

Odwiedzając Gdynię, zajrzyjcie także do galerii Traffic Design (zawsze czeka tu coś dobrego), a w przypadku niepogody – do Muzeum Emigracji, jednej z najciekawszych placówek wystawienniczych w Polsce.

Na chwilę przed koncertem

Strefa Martini, Gdynia Kosakowo

Podczas tegorocznej edycji festiwalu Open’er zadebiutuje specjalna strefa Martini, designerska przestrzeń na świeżym powietrzu, w której będzie można urządzić sobie przedkoncertowe aperitvo i otworzyć w ten sposób wieczór lub zrelaksować między występami ulubionych artystów. Oprócz baru, goście czerwonej strefy sygnowanej przez Martini znajdą w niej fotobudkę, w której - przy wsparciu profesjonalnego fotografa - będzie można uwiecznić festiwalowe chwile. Dodatkowo, by nie wyjść z koncertowego klimatu, w strefie można bawić się przy setach popularnych DJ-ów i DJ-ek.

Materiał powstał przy współpracy z marką Martini.
#pijodpowiedzialnie