
Iran nigdy nie zgłosiłby do Oscara filmu takiego jak „Nasienie świętej figi”. Reżyser Mohammad Rasoulof kręcił z ukrycia. Sportretował współczesny Iran i to, jak działają ludzie poddani dyktaturze. Dostał za film wyrok więzienia.
Zło nie ma długich zębów ani przekrwionych oczu. Wygląda przeciętnie, nie odwrócisz się za nim na ulicy. Je to, co wszyscy. Noce przesypia spokojnie. Jak to możliwe, skoro za dnia zabija niewinnych ludzi? Tego nie wie nawet ono samo. Wyobrażało sobie, że będzie je to więcej kosztować. A tu nic, bez większych emocji wciąga odkurzaczem popiół z kogoś, kto jeszcze przed chwilą oddychał, a teraz już nie istnieje.

„Nasienie świętej figi” Mohammad Rasoulof reżyserował zdalnie
Nikt nie poświęcił tyle uwagi katom, co reżyser filmowy z Iranu. Nakręcił dotąd osiem filmów, prawie wszystkie potajemnie. Dwukrotnie odsiedział wyroki w więzieniach, w tym dużą część w izolatkach. Pierwszy raz został skazany za filmowanie bez zezwolenia w 2010 r. Po roku wyszedł za kaucją i wyjechał do Niemiec, gdzie dzięki międzynarodowemu wsparciu nadal realizował filmy. Premierowo pokazywał je w Cannes: „Pożegnanie”, „Rękopisy nie płoną”, „Uczciwy człowiek”. Za ten ostatni z powrotem trafił do więzienia, bo według władz irańskich film był równoznaczny ze „zmową przeciwko bezpieczeństwu narodowemu oraz propagandą przeciwko systemowi”. W 2017 r. odebrano mu paszport, a w 2020 r. jury Berlinale przyznało mu główną nagrodę za „Zło nie istnieje”.
Za „Nasienie świętej figi” dostał wyrok ośmiu lat więzienia oraz chłosty, grzywny i konfiskaty mienia. Oficjalnie – za brak licencji na zdjęcia, w których biorą udział kobiety bez hidżabu. Prawdziwym powodem jest krytyka represji autorytarnego, łamiącego prawa człowieka reżimu. Rasoulof zbiegł pieszo przez góry zupełnie sam, pozbawiony urządzeń, które pozwoliłyby go namierzyć. Film przeszmuglowano do Cannes, a on zjawił się na festiwalu pod ścisłą ochroną. Wybrał życie na wygnaniu.
„Nasienie świętej figi” reżyserował zdalnie – z ukrycia w innym miejscu. Na planie obecni byli jego asystenci. Jeden odpowiadał za aspekty techniczne nagrania, drugi przekazywał uwagi aktorom. Wszyscy potem trafili pod sąd, jedni we własnej osobie, inni zaocznie. Kręcenie filmu potraktowali jako akt oporu, którym mogą dotrzeć do ludzi na całym świecie. Bo to ostry komentarz na temat śmierci w areszcie Mahsy Amini, 22-letniej Kurdyjki pochodzenia irańskiego, zatrzymanej za nieprawidłowe noszenie islamskiej chusty. Jej śmierć wywołała masowe protesty przeciwko duchowieństwu rządzącemu Iranem nieprzerwanie od 1979 r., powstał globalny ruch społeczny. Rasoulof zabrał głos we właściwy dla siebie sposób: nakręcił film, jakby toczył wojnę. Skalibrował niczym broń dalekiego zasięgu.
Akcję umieścił w mieszkaniu zwyczajnej rodziny. Historia wdziera się tu za pośrednictwem reżimowej telewizji, poprzez wiralowe nagrania w mediach społecznościowych i szparę w żaluzjach, przez którą widać zamieszki na ulicach. Duchota tej sytuacji, paraliżujący lęk i rozpacz uwięzionych w domu kobiet – matki i córek – zostają zderzone z tajemniczą pracą ciągle nieobecnego ojca. Ich zadaniem jest podtrzymywać jego honor i dobre imię, wierzyć, że cokolwiek robi, ma rację. To dzięki jego poświęceniu rodzina żyje na godnym poziomie, muszą być więc wdzięczne i bezkrytyczne wobec dobroczyńcy. Przecież karierę w strukturach władzy robi dla nich. Nie kieruje się wielką ambicją, a instynktem przetrwania.
Na ekranie nie widzimy wykonywania wyroków, tylko zaplecze – reperkusje, przygotowania i konsekwencje. Te dotyczą nie tylko sprawcy, lecz także jego otoczenia.
Reżyser „Nasienia świętej figi” zło obserwował w więzieniu
W więzieniu Mohammad Rasoulof przyglądał się pracownikom aparatu władzy. Zastanawiał go człowiek po drugiej stronie: Po latach kontaktów z agentami bezpieczeństwa, przesłuchań, chodzenia do sądów i odróżniania się od tych ludzi zadałem sobie pytanie, co ich różni ode mnie. Dlaczego oni są w stanie robić takie rzeczy, a ja nie? Siedziałem w więzieniu, gdy ruch Kobieta, Życie, Wolność był u szczytu. Pewien funkcjonariusz więzienny powiedział mi, że szczerze nienawidzi swojej pracy. Nie podoba mu się sposób, w jaki traktuje go jego rodzina. Myśli o samobójstwie. Ta rozmowa zainspirowała mnie do nakręcenia filmu o rodzinie z głęboką wyrwą.
W „Nasieniu świętej figi” rodzina kata może pójść razem kolację, ale nie powinna dyskutować o tym, co widzą w telewizji. Lepiej też nie zaglądać do kosza z brudną bielizną, gdzie mogła zostać broń, którą nosi ojciec i mąż.
W filmie „Zło nie istnieje” egzekutor odrabia z córką lekcje, żonie farbuje włosy, czule opiekuje się matką. Gotuje dla nich obiady, nawet ratuje kota, który utknął w garażu.
„Rękopisy nie płoną” to film, w którym oglądamy niewyspanych, nieogolonych katów plączących się po mieście od rozkazu do rozkazu. Palą tanie papierosy, nie dojadają, zatrudnieni są na śmieciówkach.
W sumie mają gorzej niż ci, na których polują – irańscy intelektualiści zabarykadowani regałami bibliotek w przestronnych mieszkaniach. Czy zatem jest szansa na współczucie?
W „Nasieniu świętej figi” brak rauszu wiary w ludzi, który w poprzednich filmach równoważył okrucieństwo
Nic nie jest bardziej banalne niż teza o banalności zła, ale nie ma innych wytłumaczeń. Ktoś taki sam jak ty i ja niszczy ciebie i mnie, odbiera życie. Rasoulof zachęca: „Wyobraź sobie, że nim jesteś”.
Zwyczajny człowiek idzie więc do pracy, naciska guzik, który dokonuje powieszenia pięciu osób naraz. Maszyna unicestwia tych, którzy uprzednio zostali skazani przez sąd. Mężczyzna tylko ją obsługuje. Zła to robota?
„Każą ci opuścić zapadnię, robisz to, bo inaczej twój najlepszy przyjaciel opuści ją pod tobą” – tłumaczy jeden kat drugiemu w filmie „Zło nie istnieje” – studium mordercy w roli ustanowionej przez władze.
Rasoulof analizuje decyzję kata, który odmawiając zabijania, naraża własne życie. Jeden ma obiekcje, ale dziewczyna prosi go, żeby zabił, bo wtedy dostanie paszport i będą mogli wyjechać z kraju. Prawiczek zabijania nie chce przelewu krwi, deklaruje, że zastrzeli każdego, kto zmusi go do egzekucji. Gdy w euforycznej scenie ucieczki zdezelowanym golfem śpiewa „Bella ciao”, na nieboskłonie wschodzi nadzieja wolności.
Tego rauszu wiary w ludzi, który równoważył trudne do zniesienia okrucieństwo, w „Nasieniu świętej figi” brak. Wcześniej niedoszły kat zamaszystym ruchem zrzucał karabin. Teraz kat spełniony ponosi karę wymierzoną przez córki. Rzecz dzieje się w odrealnionej przestrzeni. Ruina ze świątynią na szczycie zapada się i z gruzów wystaje tylko upierścieniona, owłosiona męska ręka – symbol zbyt dosłowny, by mógł wzruszyć. „Nasienie świętej figi” pozbawione jest momentów jasności, znacznie mniej tu niż w „Zło nie istnieje” imponujących skalą sekwencji. To jednak tylko znak, jak zaostrzyła się sytuacja w Iranie. Problemy reżysera w zderzeniu z reżimem osiągnęły poziom niemożliwy do zniesienia. Dłużej w więzieniu nie mógł zostać, bo jego misja jest inna – pokazywać światu, co dzieje się w teokratycznym państwie. Jakie kino będzie kręcił na uchodźstwie?
Reżyser „Nasienia świętej figi” o młodym pokoleniu Iranu
Niesłychane, z jakim uporem Mohammad Rasoulof pielęgnuje w sobie empatię wobec wroga. Przygląda się katu, jakby to było etyczne ćwiczenie – z różnych perspektyw, szukając szpary, przez którą wślizgnęło się doń zło. Ten ze „Zła…”, który nie potrafi zabić, prowadząc skazanego, blednie, przewraca się, słabnie, jakby to on miał zaraz umrzeć. Ofiara jest spokojniejsza niż sprawca, pogodzona albo znieczulona myślą, że zaraz umrze. Dylemat moralny lub jego brak – czy to właściwie coś zmienia? Efekt pozostaje taki sam bez względu na chęci.
„Nasienie świętej figi” rozpoczyna opis rośliny gatunku Figowiec pagodowy (Ficus religiosa): „To drzewo o niezwykłym cyklu życia. Jego nasiona, zawarte w ptasich odchodach, spadają na inne drzewa. Korzenie powietrzne wyrastają aż do ziemi. Następnie gałęzie owijają się wokół drzewa żywiciela i duszą je. Na koniec figowiec zostaje sam”. Oczywista metafora Islamskiej Republiki Iranu opartej na religijnej dyktaturze szariatu zyskuje kształt sercowatych zielonych liści. Rasoulof proponuje, by wczuć się w perspektywę oprawcy. Ten jako fikus oplata kolejne ofiary, nie widzi siebie jako drapieżnika, po prostu przeszkadza mu wszystko, co od niego różne. Egosystem zamiast ekosystemu.
W sumie może dziwić, że Ficus religiosa to właśnie drzewo, pod którym Budda miał przeżyć oświecenie.
Zło ciasno otacza Imana – sędziego śledczego w Sądzie Rewolucji Islamskiej w Teheranie, bohatera „Nasienia świętej figi”. Jego ambicje, by piąć się po szczeblach wymiaru sprawiedliwości, muszą zderzyć się z betonem. Dzieje się to stopniowo, aż straci przytomność umysłu. Nie wątpimy, że kiedyś ją miał, ale poznajemy go, gdy zapomniał już, że ma orzekać o winie lub niewinności. Dobrze pamięta, że jest tylko automatem do zatwierdzania wyroków. Automatem do torturowania, przesłuchiwania i karania sprawcy, nawet jeśli zdaje mu się, że żyje z nim (lub nią) pod jednym dachem.
Mohammad Rasoulof w wywiadzie dla „Asian Cut” mówił, że najważniejszym aspektem osobowości Imana jest jego „sar sepordeghee” — w języku perskim oznacza to oddanie głowy komuś innemu, kto będzie za ciebie myślał i czyjej decyzji będziesz przestrzegać. – Poddanie się władzy lub ideologii powoduje fanatyzm, a fanatyzm powoduje przemoc. Ten właśnie łańcuch uosabia Iman – tłumaczył reżyser. Imanowi przeciwstawia się córka Sana, milcząca aż do finałowej sekwencji, kiedy zmienia formę oporu.
Sana uosabia młode pokolenie Iranu, które zaskoczyło nas wszystkich w czasie ruchu Kobieta, Życie, Wolność odwagą, ale także „bi parva”, co po persku oznacza brak skrupułów i nieukrywanie niczego – wyjaśnia Rasoulof. – Sana reprezentuje sposób, w jaki to pokolenie wyraża żądania nie tylko wobec rządu, lecz także całego świata. Nie zwracają uwagi na władze. Po prostu robią swoje.
„Nasienie świętej figi” to przypowieść o destrukcyjnym patriarchacie
Świat „Nasienia świętej figi” opiera się na dychotomii zawoalowanych celów i nagiej autentyczności. To nie tylko męskie-żeńskie, stare-młode, patriarchalne-równościowe, ale przede wszystkim tchórzliwe-prawdziwe. Iman w żadnym momencie nie ma cywilnej odwagi, aby przyznać – ani przed sobą, ani przed bliskimi – co się naprawdę dzieje. Do czego dopuszcza, jakie są warunki jego statusu, o czym wolałby zapomnieć. Doprowadza sytuację do ekstremum, z którego nie ma już odwrotu. Próby sprawowania przez niego wyłącznej kontroli doprowadzają do autodestrukcji. A że przy okazji niszczy swoją rodzinę – to, co miał w życiu najcenniejszego, jedyną realną wartość w pieczołowicie utkanej symulacji własnej potęgi – nie ma dla niego znaczenia. Jest tak zaślepiony czy też opleciony Ficus religiosa, że upatruje wroga najbliżej siebie. Można tylko odciąć mu głowę, którą i tak oddał we władanie cudzych decyzji. Bynajmniej nie po to, by go ratować, ale żeby ratować siebie.
Podobnie jak w innych filmach Rasoulofa i tu pojawia się ablucja –oczyszczający rytuał obmywania, jaki w ciemnych wnętrzach domu przeprowadza żona, czule i uroczyście myjąc męża. Jego ciało na zbliżeniach – gęsto porośnięta pierś, szerokie ramiona, masywne plecy, zaokrąglony brzuch – traktowane jest z podziwem dla form, jakie przybiera męskość. Czuć uwielbienie dla ociężałej figury, zwalistej i bezwładnej, która mieści cierpiącą jaźń. Ta scena – wypełniona fascynacją użytą w złej sprawie siłą – może wydać się erotyczna. Na drugim biegunie jest scena opatrywania dziewczyny – ofiary wojskowej i policyjnej przemocy podczas strajków studenckich. Na zbliżeniu widzimy zmiażdżoną twarz, ledwo widoczne spod rany oko i wodę, która gasi ból. Studentka rozpacza, błaga o pomoc, ale nie trafiła najlepiej. Granice współczucia zostają ostro nakreślone.
Jak w prawie każdej przypowieści o patriarchacie, tu też mężczyzna nawet nie zapłacze, lecz zatrzaskuje w sobie uczucia, które potem wyważą wszystkie drzwi naraz.
Mohammad Rasoulof potrafi przejść od grozy szczegółu do momentu piękna jak niegdyś w swoim kinie Abbas Kiarostami. „Nasienie świętej figi” jest portretem współczesnego Iranu, dowodem w sprawie przeciwko reżyserowi i jego ekipie. Jest też wiernym opisem tego, jak działają ludzie w skrajnych warunkach, poddani dyktaturze. Nikt nie myśli długo o krytycznych decyzjach życiowych, nie umie powiedzieć, kiedy właściwie je podjął, wszyscy działają pod wpływem impulsu w celu zachowania wyobrażonego status quo i nie przewidują, że efekty będą dręczyły jeszcze długo.
Współczucie dla kata trzeba mieć przed tym, jak podjął decyzję. Po niej pozostaje go tylko zgładzić.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.