Śniadanie z widokiem na Pałac Kultury, deser na Powiślu, a potem kolacja jak w szlacheckim dworku w Hotelu Raffles Europejski – to nowa najsmaczniejsza trasa po stolicy.
Restauracja Epoka, Hotel Europejski, ul. Ossolińskich 3
Przygotowania do otwarcia restauracji ruszyły równo rok temu. Oczekiwania były duże, bo chodziło przecież o jedno z najbardziej luksusowych miejsc na kulinarnej mapie Warszawy. Neorenesansowy Hotel Europejski zaprojektowany przez Henryka i Leandra Marconich oddany do użytku w 1857 roku, po latach remontu właśnie odzyskał swój utracony blask.
Jesienią zeszłego roku otwarto tu elegancki hotel sieci Raffles. Z drugiej strony budynku jednak, od placu Piłsudskiego, pozostała niezagospodarowana przestrzeń o długiej gastronomicznej tradycji. Przed remontem mieściła się tu restauracja U Kucharzy, a jeszcze wcześniej, w szarych czasach PRL-u, orbisowska restauracja, która była wówczas jedną z nielicznych na wysokim poziomie. Nic więc dziwnego, że w prace nad nową Epoką zaangażował się cały jej zespół, nie tylko inwestorzy i architekci, ale także kucharze i serwis. Zadbano o najdrobniejsze detale. Zaczynając od biżuteryjnych wręcz pierścieni z porcelany do serwetek, które chciałoby się włożyć na przegub dłoni, i secesyjnych pater w kształcie muszli do serwowania pieczywa z warszawskich pracowni ceramicznych, a kończąc na historycznych elementach budynku umiejętnie wyeksponowanych w wystroju zaprojektowanym przez Borisa Kudličkę.
W trakcie remontu odsłonięto m.in. potężne legary, w które uzbrojono hotel w czasach, gdy przy placu Piłsudskiego rozpoczęła się budowa cerkwi i były obawy, że wstrząśnie ona fundamentami hotelu, a w głównej sali restauracji znaleziono gzymsy z 1857 roku i zachowano je jako dekorację koktajlbaru. Z inicjatywy szefa kuchni restauracji Marcina Przybysza, znanego szerszej publiczności ze zwycięstwa w trzeciej edycji programu „Top Chef”, cała kuchnia restauracji jest transparentna. Pracę kucharzy mogą obserwować zarówno goście restauracji, jak i spacerujący ulicą Ossolińskich. Przybysz, który doświadczenie zdobywał m.in. w Osterii Francescanie, Geranium, Nomie czy Atelier Amaro, stworzył w Epoce niezwykłą kartę. W czasach, kiedy fine dining przechodzi kryzys i potrzeba mu nowej formuły, on zdaje się ją właśnie kreować. Dysponując perfekcyjnym warsztatem, sięga po historyczne inspiracje i tworzy z nich pełne niespodzianek, bardzo przemyślane, nowoczesne i pełne smaku dania. W jego menu znajdziemy mnóstwo cytatów ze starych książek kucharskich (najstarsza pochodzi z 1682 roku), na bazie których zbudowano nie tylko kartę, lecz także całą kuchnię. Każda z jej pięciu sekcji dedykowana jest innej książce. Restauracja serwuje tylko menu degustacyjne w formie kolacji lub – przez trzy dni w tygodniu – również w formie lanczu. W zależności od apetytu, można wybierać pomiędzy 10, 15 lub 20 pozycjami. Rekomenduję wersję największą, by nie przegapić żadnego z dań. Daję słowo, że wiele z nich zostanie w waszej pamięci na długo. Ja będę pamiętać budyń z kalafiora, malutkie jajka w jadalnych skorupkach wypełnione słodkim mięsem raków, smażoną ostrygę w sosie z kiszonej kapusty, tatar z okonia z masłem z wędzonego śledzia i słoniną z podwędzanego kalmara, gorące bułeczki z truflami, pieczonego węgorza z kminkiem i lody grzybowe z czarną porzeczką podane w tutkach z ziemniaczanego szkła. Chyba nie zdradziłam wszystkich niespodzianek. Koniecznie odkryjcie je sami.
Muus, ul. Tamka 22/24
Warszawskie ptysie mogą się czuć zagrożone. W mieście pojawił się nowy pistacjowy ptyś, który ma szansę szturmem podbić podniebienia mieszkańców stolicy. W minioną sobotę otwarto bowiem nową cukiernię na stołecznym Powiślu. I choć adres pachnie jeszcze świeżą farbą, to jego właściciele debiut na rynku mają już dawno za sobą. Kasia Kaszubska od paru lat dostarcza słodkości do warszawskich kawiarni, m.in. do wszystkich punktów kawiarni Etno. Zaczęła na studiach z fizjoterapii i wkrótce zainteresowanie jej wypiekami było tak duże, że stół do masażu musiał posłużyć do dekoracji tortów. W biznesie pomaga jej teraz brat Mikołaj, kiedyś specjalista od finansów i nieruchomości. Kasia od początku korzystała z przepisów swojej babci, po której odziedziczyła predylekcję do gastronomii. Babcia w swoim życiu prowadziła m.in. stołówkę na sto osób w Rybienku Leśnym, zarządzała Złotą Kurką oraz innymi popularnymi barami mlecznymi w Warszawie.
Babcine przepisy zostały odświeżone i unowocześnione, a Kasia dodała od siebie nietuzinkowe dekoracje, świeże kwiaty, owoce i zioła, które dziś są jej znakiem rozpoznawczym. Można je podziwiać za witryną w malutkiej, ale wysmakowanej przestrzeni Muusu w pudrowych różach, zieleniach i odcieniach złota. Na miejscu można zjeść nie tylko ptysia, ale także m.in. sernik z galaretką yuzu, bezę jagodową czy torcik z musem mango, a wszystko popić dopasowanym do deserów winem. Najlepsze połączenie to wino musujące i czekoladowy mus. Dużo musu w musie. W głowie od tego się może zakręcić, ale przecież takiego miejsca łączącego wszystkie przyjemności naraz jeszcze chyba nie było. Na wynos dostępne są wszystkie desery w większej wersji, jak również wytrawne wypieki. Wśród nich jest też jeden babciny specjał. To cebularz, tyle że w wersji Kasi jest z konfiturą z czerwonej cebuli, serem kozim i tymiankiem.
Projekt 44, ul. Złota 44
Miejsc ze śniadaniem, które można zjeść jeszcze przed 8 rano, wciąż jest w Warszawie jak na lekarstwo. Cieszy więc otwarcie Projektu 44, zwłaszcza w tak strategicznej lokalizacji, tuż obok Złotych Tarasów, PKiN i Dworca Centralnego, na parterze popularnego swego czasu wieżowca Złota 44. Śniadania te w dodatku są w iście dekadenckim wydaniu.
Duże muffiny podawane z jajkami w koszulce, bekonem i szpinakiem, omlety z warzywami w paście miso czy kukurydziance taco faszerowane jajkami, cheddarem i ziemniakami. Do Projektu 44 można wpadać przez cały dzień – na lancz (w cenie 32 złotych są: zupa, główne danie i deser), kolację, jak i drinka. Za sterami tego dużego miejsca na ponad 100 osób stoją sami wytrawni gracze. Właściciel to doświadczony restaurator, zajmuje się gastronomią od 25 lat i oprócz Projektu 44 ma jeszcze siedem restauracji. Szefem kuchni jest zaś Marcin Molik, kiedyś odpowiedzialny za Drukarnię przy Mińskiej, świeżo upieczony autor książki kucharskiej „Jak smakuje rok” wydanej nakładem wydawnictwa Zwierciadło, zdeklarowany wielbiciel rzemiosła.
Za punkt honoru uważa bowiem przygotowanie swojej kuchni od podstaw. Wszystkie kiełbasy i pieczywo w restauracji wychodzą spod jego ręki. Molik lubi zdecydowane smaki. W karcie więc prawdziwy przegląd tego, co w kuchni najbardziej wyraziste. Chrupiącą pierś kaczki podaje się tu z azjatyckimi sajgonkami, w których zawinięta jest kaszanka z sosem hoisin i duszoną kapustą, makaron cacio e pepe posypuje się prażonymi kaparami i anchois, a wegański bulion robi się z grzybów shitake i serwuje z pierożkami gyoza z kapustą kimchi oraz serem bursztyn uwędzonym na kuchni.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.