Jedni montują jaskrawe TikToki i składają memy. Inni cytują klasyków literatury i wertują nowe publikacje z zakresu gender studies. Mają różne pola zainteresowań, działają w innych serwisach, a mimo to łączy ich wiele. Niezależność, talent do budowania społeczności i umiejętność opowiadania o modzie bardziej angażująco, niż robią to tradycyjne media. Wszyscy wprowadzają do branży jakąś zmianę.
„W 2022 roku dostałem zaproszenia na wszystkie pokazy mody, jakie można sobie wymarzyć” – napisał w sylwestra minionego roku na Instagramie Beka Gvishiani. Do czasu tajemniczy, dziś powszechnie znany już z nazwiska autor profilu @stylenotcom. Te zaproszenia to tylko jedna z wielu rzeczy, którymi mógł się pochwalić Gvishiani na koniec 2022. Nie skala jest tu jednak najbardziej imponująca, a skromne wykorzystanie środków w drodze do sukcesu. Jego instagramowy feed składa się wyłącznie z niebieskich kwadratów. Na nich Beka umieszcza krótkie informacje pisane białymi kapitalikami. Nie ma tu zabaw formą czy typografią, nie ma wideo-montaży, podkładów audio, efektów specjalnych, dopiero ostatnio Gvishiani zaczął gdzieniegdzie przemycać zdjęcia. Dwa proste elementy graficzne i zacięcie do storytellingu wystarczyły, by napisał o nim „Vogue” i „Business of Fashion”, by przytulił go dziennikarz Tim Blanks i wykrzyknął: „Powinieneś kandydować na prezydenta!”. Udokumentowane na fotografii objęcie jest symbolem zmiany zachodzącej w branżowych mediach.
Gvishiani jest Gruzinem. Na stałe mieszka w Tbilisi, gdzie od lat pracuje w modzie. Długo był menedżerem Anouki, jednej z lokalnych marek znanych dziś globalnie. Od 2018 roku prowadzi własną agencję produkcyjną. Modę zna od strony, która nie mieści się w kadrze. Profil nazwał „style not com”, bo tęsknił za portalem style.com – pierwszą internetową mekką pasjonatów mody, którą w 2017 roku pożarł i zamknął amerykański „Vogue”. Gvishiani ściągnął wszystkie 1400 filmów opublikowanych w serwisie. W obawie, że znikną, skopiował też najważniejsze artykuły. Do dziś trzyma je na twardym dysku, a ich fragmenty czasem publikuje w galeriach za błękitnymi kwadratami. Wizualna część jego profilu też powstała z nostalgii. Beka inspirował się logotypem paryskiego concept store’u Colette, którego zamknięcie okrzyknięto końcem pewnej ery. Dokonał trafnej diagnozy, wyczuł tęsknotę do minionych czasów i wymyślił formułę – pozornie niezgodną z regułami mediów społecznościowych, ale niezwykle skuteczną. Te krótkie komunikaty bazują na naszych nawykach – statystyczna większość przytłoczonych nadmiarem informacji i bodźców czytelników przewija wyłącznie nagłówki. Są ciekawe, aktualne i inne niż u konkurencji, bo wybijają obserwatorów z automatyzmu przewijania. Gvishiani pisze np. „Butik Bottegi Venety w Zurychu ma nową klamkę. Idźcie zobaczyć!”. Po przeklikaniu kilku niebieskich klatek galerii wiemy coś więcej o klamce i o klamrze torebki, po której odziedziczyła kształt. Jesteśmy zaciekawieni, zachęceni, by poszperać, zobaczyć. Choć wnikliwy, profil Gvishianiego jest też superpraktyczny. Wystarczy wejść tam na chwilę, by objąć wzrokiem rozpisane w punktach najnowsze wydarzenia w branży. Dowiedzieć się, jaki pokaz odbywa się kiedy i gdzie, która marka wytoczyła komu proces i dlaczego. Wszystko, co najważniejsze, przewinąć palcem w kilkadziesiąt sekund.
Podobny stylistyczny trik stosuje Elias Medini (@ly.as). Na Instastories na czerwonej apli umieszcza wycięte z tła sylwetki z najciekawszych pokazów. Do każdej wybranej dodaje komentarze opatrzone GIF-ami, emotikonami czy kadrami z popkultury; często zabawne lub ironiczne pozwalają spojrzeć na kolekcję nieco inaczej i dobrze ją zapamiętać. Diora skojarzyć z kolonizującymi kosmos pszczelarzami z bractwa iluminatów, a sylwetki Ricka Owensa z więziennymi uniformami z filmów Luca Bessona. Elias jest początkującym dziennikarzem z zacięciem influencera, działa też na TikToku. Na swoim profilu poza zabawnymi klatkami publikuje zdjęcia własnych stylizacji i odsyła do artykułów, które pisze dla magazynu „Fucking Young”. Na miejsca na widowni pokazów nie może liczyć, raz tylko wprosił się na show Vetements w Paryżu, na który dojechał pociągiem na gapę. To kolejna rzecz, która czyni treści młodych komentatorów atrakcyjnymi dla odbiorców. Tygodnie mody relacjonują z rozbrajającą szczerością, ich rzeczywistość pokazują bez filtra. Zamiast pięciogwiazdkowych hoteli, prezentów na puchowych poduszkach, służbowych taksówek i wypożyczonych looków dostajemy wgląd w prawdziwy obraz tygodnia mody – bagaż w wymiarach dozwolonych w Wizzairze, trudy zabiegania o wstęp na backstage z kamerą, chaos, tłumy na ulicach i widowniach, niezręczności popełniane wśród obytych insiderów.
Cały tekst znajdziecie w marcowym wydaniu magazynu „Vogue Polska”. Do kupienia w salonach prasowych, online z wygodną dostawą do domu oraz w formie e-wydania.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.