Poliamoryczne relacje są fetyszyzowane. A tu nie chodzi o seks. Tak samo jak w związku monogamicznym, łączą nas bliskość emocjonalna, intymność i zaangażowanie – mówi Ewa, żona Szymona i partnerka Kasi. Od ponad półtora roku mieszkają we trójkę. Ich relacja nie różni się jednak za wiele od relacji normatywnych.
Czy wasi bliscy wiedzą, jak wygląda wasze życie?
Szymon: Stwierdziłem, że nie będę rozmawiał o nas z moją rodziną. Uważam, że by tego nie zrozumieli. Poza tym, nasza komunikacja jest czysto informacyjna. Nie mamy głębszych relacji, nie dzielimy się swoimi emocjami.
Kasia: Na początku mój tata dowiedział się tylko, że mam dziewczynę. O tym, że jest ktoś jeszcze, dopiero po kilku miesiącach. Miałam wrażenie, że się ucieszył, ale potem zrozumiałam, że uśmiechał się, bo był zdziwiony. Nie wiedział, co powiedzieć. Pytał, czy nasze relacje wyglądają tak, jak w filmie „Sztuka kochania”, w którym jedna z osób uprawia seks nie tylko ze swoją stałą osobą partnerską. Próbowałam wytłumaczyć, że jestem w zwyczajnym związku, tylko tworzą go trzy osoby. Przemyślał to sobie i koniec końców powiedział, że mnie akceptuje, nigdy nie wykluczy z rodziny, ale nie potrafi tego zrozumieć.
Jedna z moich dwóch kuzynek zapytała, czy Ewa i Szymon nie chcą wykorzystać mnie seksualnie. Po roku była już bardziej otwarta. Chyba zobaczyła, że jestem szczęśliwa i nawet chciała poznać Ewę. Reszcie rodziny nie chcę o nas mówić. Podobnie jak Szymon, wiem, że nie zrozumieją. Znajomi wiedzą wszyscy. Nie spotkałam się z ich strony z żadną przykrą reakcją.
Ewa: Wiedzą moi rodzice, rodzeństwo, ludzie w pracy. Nie mam problemu, by mówić, że tworzę dwa równoległe związki. Moja rodzina jest katolicka, ale tata, dla którego wiara zawsze była istotna, raz nas nawet odwiedził. Widziałam, jak dużym wyzwaniem jest dla niego przyjęcie informacji, że żyjemy we trójkę. Z jednej strony chce mnie wspierać, z drugiej, jestem w relacji, która jest zupełnie sprzeczna z jego światopoglądem. Nie rozumie, jak mogę być szczęśliwa w związku, który według niego nie może dawać spełnienia. Oczekiwał, że mu to wytłumaczę. Zadawał też pytania dotyczące intymnych rzeczy, a na takie nie udzielam odpowiedzi.
Często ludzie pytają wprost o wasze życie seksualne?
E.: Dość często, dlatego ważne jest, żeby wiedzieć, gdzie stawiać granice. Gdy ludzie spotykają się z czymś, co postrzegają jako dziwne, pozwalają sobie zadawać pytania, których normalnie by nie zadali. Są ciekawi, czy mój mąż współżyje z moją dziewczyną albo „co robimy we trójkę”. Nie chcę seksualizować naszej relacji. Nie uważam, że to historia, która mogłaby znaleźć się na Pornhubie. Tak samo jak w związku monogamicznym jest u nas bliskość emocjonalna, intymność i zaangażowanie.
Jak myślisz, dlaczego to robią?
E.: Poliamoryczne relacje są fetyszyzowane. Kiedy mówisz ludziom, że jesteś w takim związku, wydaje im się, że masz na myśli tylko życie seksualne. Bliska jest nam jako społeczeństwu też taka disnejowska fantazja: na świecie jest jedna przeznaczona nam osoba, a gdy ją znajdziemy, będziemy żyć długo i szczęśliwie. Jeżeli ją kochasz, nie możesz kochać nikogo innego. No ale, czy zakładając, że masz dwoje rodziców albo kilkoro rodzeństwa, musisz wybierać, kogo kochasz najbardziej? A gdy mowa o monogamii seryjnej – czy jeśli miałaś w życiu kilka osób partnerskich, dalej jesteś monogamistką?
Kiedy zdałaś sobie sprawę z tego, że jesteś osobą poliamoryczną?
E.: Zawsze łatwo było mi kochać, wchodzić w relacje z ludźmi. Wcześniej, zanim poznałam Szymona, miałam dużo związków, zwykle trwały one krótko. Raz byłam w dwóch jednocześnie, ale nie udały się. W żaden nie byłam w pełni zaangażowana emocjonalnie. Wtedy chyba nie byłam też gotowa świadomie zarządzać czasem tak, żeby je utrzymać.
Czy w takim razie związek twój i Szymona od początku był otwarty?
E.: Nie. Zdarzało się, że budowaliśmy z kimś jakąś relację wspólnie, ale to były raczej jednorazowe doświadczenia.
Jak się poznaliście?
Sz.: To było w 2016 r. Był koniec sezonu, więc w domu kultury, w którym pracowałem, odbywało się dużo imprez. Ewa organizowała koncert dla firmy, w której pracowała.
E.: Nagle zerwała się straszna ulewa, więc do tego domu kultury weszłam całkowicie przemoczona. Nie wiedziałam, do kogo mam się zgłosić. W kawiarni zobaczyłam dwóch młodych chłopaków, jeden – Szymon – był cały wytatuowany. Pomyślałam, że muszę poszukać kogoś poważnego (śmiech). Wtedy do mnie podszedł. Uśmiechnął się, wydał się ułożony, sympatyczny i ciepły. Od razu poczułam się przy nim komfortowo. To on odpowiadał za obsługę techniczną wydarzenia.
Szymon zrobił na mnie ogromne wrażenie. Był niesamowicie uważny i dobry w tym, co robił. Przewidywał, co może się stać i zapobiegał ewentualnym potknięciom na scenie. Stwierdziłam, że to jest człowiek, z którym chcę dalej pracować, ale nie miałam odwagi, żeby do niego podejść. Gdy wyszłam, zorientowałam się, że nie pamiętam nawet, jak się nazywa (śmiech).
Jak się odnaleźliście?
Sz.: Na szczęście miałem dane Ewy, które wcześniej wziąłem do faktury. Dodałem ją do znajomych na Facebooku.
E.: A ja następnego dnia napisałam do Szymona z pytaniem, czy nie chciałby się poznać. Gdy się spotkaliśmy, poprosiłam, żeby został na noc. Pojechaliśmy po jego rzeczy, wróciliśmy do mnie, i właściwie od tamtej pory mieszkamy razem. Ślub wzięliśmy po trzech latach, w 2019 r.
Jak to się stało, że rok po tym, jak zostaliście małżeństwem, związałaś się z Kasią?
E.: W pewnym momencie poczułam, że chciałabym doświadczyć czegoś więcej. Zapytałam Szymona, czy miałby coś przeciwko, gdybym spotykała się jeszcze z jakąś kobietą. Zgodził się, więc zaczęłam szukać kogoś, z kim mogłabym nawiązać również głębszą relację. W Kasi ujęły mnie delikatność, wrażliwość, spokój… To było coś niecodziennego.
Szymon, jak się czułeś, gdy Kasia pojawiła się w waszym życiu?
Sz.: Trochę przestraszony, trochę osamotniony. To była dla mnie nowa sytuacja. Przychodzi obca osoba, w dodatku dziewczyna, więc jest to inne, „dziwne”… Gdy Ewa i Kasia spędzały czas we dwie, a ja siedziałem w pokoju obok, czułem się jak rodzic, który zastanawia się, co robią młodzi. Musiałem koniecznie wiedzieć, co się tam dzieje. Podczas ich drugiego spotkania – czyli pierwszego w naszym mieszkaniu – byłem bardzo zajęty. Siedziałem przed komputerem i obsługiwałem technicznie warsztat online, więc tylko się przywitaliśmy.
W końcu się uspokoiłem. Na pewno pomógł mi czas i to, że przyzwyczaiłem się do tej sytuacji. Zaczęliśmy też robić różne rzeczy we trójkę – wspólnie jeść posiłki, oglądać filmy.
A ty, Kasiu, angażując się w ten związek?
K.: Wcześniej byłam w różnych relacjach, również z osobami, które miały partnerów. Poznając Ewę i spotykając się z nią, czułam, że chcę coś budować, ale nie wiedziałam jeszcze, w jaki sposób. Po pewnym czasie zachowywałyśmy się tak, jakbyśmy były w związku. Gdy któregoś razu zapytałam, czy jesteśmy razem, Ewa powiedziała, że tak. Początki na pewno były trudne, ale wszyscy jesteśmy nastawieni na komunikację. Dużo rozmawiałam z Szymonem o emocjach – o tym, jak się w tej sytuacji czujemy. Z zazdrością było i jest różnie – trzeba ją przepracować.
W końcu Kasia z wami zamieszkała.
E.: Spędzała u nas coraz więcej czasu, a ja martwiłam się, gdy wracała sama późno w nocy do domu. Ja i Szymon jesteśmy introwertykami. Bardzo cenimy sobie spokój oraz ciszę w naszej przestrzeni domowej, a Kasia zupełnie nie zaburzała atmosfery, jaką chcieliśmy mieć w mieszkaniu. Po dwóch miesiącach zapytałam Szymona, czy nie mogłaby się do nas wprowadzić. Zaskoczył mnie, bo powiedział, że sam chciał to zaproponować, skoro nasze relacje dobrze się układają.
Jak wygląda wasze życie na co dzień?
E.: Ja robię bałagan w mieszkaniu, a Kasia i Szymon sprzątają (śmiech). Staram się dostosowywać do ich potrzeb. Nie jest tak, że każdego dnia oboje potrzebują ode mnie tyle samo uwagi. Bardzo cenię aktywności, które są zaplanowane – czasem sama proponuję, żebyśmy gdzieś wyszli, czasem przystaję na propozycje drugiej strony. Ale tak naprawdę najwięcej czasu spędzam sama ze sobą. Dla mnie jest to podstawa do zachowania równowagi.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.