Historyczka sztuki i mody, Ingrid E. Mida, w swojej najnowszej książce „Reading Fashion in Art” przekonuje, że pomijając ubiór w dziełach sztuki, popełniamy błąd, ponieważ to właśnie on jest nośnikiem znaczeń i symboli. Tłumaczy, jak tę modę w sztuce odczytać.
Ingrid E. Mida, doktor historii sztuki i kultury wizualnej, o modzie i sztuce mówi z pasją, nie rozumiejąc, dlaczego pierwsza z dziedzin często traktowana jest z lekceważeniem. Według niej nie da się zrozumieć obrazu, ignorując ubiór przedstawionych na nim postaci. W „Reading Fashion in Art” argumentuje swoją tezę i uczy czytelników, jak w odpowiedni sposób ją odczytywać. Robi to w sposób prosty i zrozumiały, by każdy mógł na nowo spojrzeć nawet na obrazy, które bardzo dobrze zna.
Pamiętam zajęcia z historii sztuki w liceum i na studiach, nie przypominam sobie jednak, by poświęcano uwagę ubraniom przedstawionym w dziełach. Raczej skupialiśmy się na oświetleniu, cieniach, kolorystyce.
Historia sztuki bardzo niechętnie angażuje się w opowieść o odzieży i modę. Nawet u nas w Ryerson University w Toronto na kierunku historii sztuki pisanie o modzie było dyskredytowane. To zmienia się dopiero od kilku lat, odkąd coraz większą popularnością cieszą się wystawy o modzie. Większość historyków odrzucało analizę ubrań jako nieważny aspekt, a przecież pozwala ona w bogaty i złożony sposób spojrzeć na inne warstwy znaczeń. Jest kilku uczonych, którzy się tym zajmują i wspaniale piszą o modzie w obrazach, ale nigdy nie zdradzili, jak te dzieła analizują.
W „Reading Fashion in Art” chciałam wypełnić tę lukę. Zależało mi, żeby zrobić to w sposób przystępny, by każdy zainteresowany modą mógł skorzystać z tej wiedzy. Książka nie jest przeznaczona dla studentów historii sztuki czy mody, ale dla wszystkich.
Dlaczego tak ważna jest analiza stroju w sztuce?
Wystarczy pomyśleć, że za każdym razem, gdy patrzymy na inną osobę, od razu ją oceniamy, nie będąc nawet tego świadomym. Intuicyjne zastanawiamy się, czy wygląda podobnie do nas, czy jest od nas bogatsza, wyżej postawiona, co próbuje powiedzieć przez swój strój. Kiedy więc patrzymy na dzieło sztuki, postrzegane jako ponadczasowy wyraz kultury, musimy zdawać sobie sprawę z tego, że artysta dokonał pewnego rodzaju wyboru, osadzonego w niewypowiedzianych zasadach tego, jak w danym czasie ubierały się kobiety i mężczyźni reprezentujący daną klasę społeczną. To jest wpisane w obraz. Jeśli będziemy oglądać go ze złej perspektywy, możemy źle zrozumieć. A naturalne jest, że patrzymy na rzeczy z własnej perspektywy – posiadanej wiedzy i czasów, w których żyjemy. Właśnie dlatego chciałam pokazać proces, dzięki któremu ludzie mogliby interpretować to, co widzą z większą pewnością siebie i zrozumieniem danego okresu i kultury.
Opracowane przez ciebie badanie mody w sztuce składa się z trzech części – obserwacji, refleksji i interpretacji. Wszystkie są równie ważne czy którąś z nich możemy pominąć?
Opracowałam to tak, by każdy mógł pójść w tym procesie tak daleko, jak chce. Na przykład, jeśli pracujemy na rodzinnym zdjęciu, można zrobić tylko kartę pytań (checklistę) i obserwacji. Następne kroki pomogą w krytyczny sposób przeanalizować to, co widzimy.
Zaczynamy więc od obserwacji, która polega na dokładnym, powolnym i uważnym przyglądaniu się. Brzmi prosto, ale ponieważ mamy tendencję do patrzenia na obrazy bardzo szybko (w mediach społecznościowych są to ułamki sekund) i w instynktowny sposób wydawać ich szybką ocenę, wcale nie jest to takie łatwe. Trzeba zwrócić uwagę na szczegóły. Używając przykładu z książki, jeśli jedynie przelotnie spojrzymy na słynny obraz Thomasa Gainsborough „Pan i Pani Andrews”, możemy nie zauważyć, jak sztywna i sztucznie wyprostowana jest Mary Carter, pani Andrews. To postawa, której nauczyła się, gdy dorastała, przyjmując, że kobiety elit powinny siedzieć w określony sposób. Ciała były trenowane do takiej pozycji, także ze względu na fiszbiny, które nosiły pod ubraniem. Oglądałam ten obraz wiele razy, odwiedzając National Gallery w Londynie, ale dopiero za którymś razem zauważyłam, że na kolanach pani Andrews jest puste miejsce. Można patrzeć, ale nie widzieć.
Checklisty mają na celu zadawanie pytań, które pomogą nam więcej widzieć. Odpowiedzi sprawią, że zaczniemy patrzeć na dzieło w sposób krytyczny, np. porównując je do innych dzieł tego artysty lub podobnych dzieł innych malarzy, a również do strojów z epoki znanych z ilustracji czy szkiców. Wreszcie mamy ostatnią fazę – interpretacji, która pomaga połączyć to wszystko w zgrabny tekst. To przydatne dla kuratorów czy studentów lub pasjonatów mody i sztuki, którzy chcą o tym pisać.
Każdy rozdział w książce zaczyna się od obrazu, który bardzo dokładnie badasz, także przez zestawianie go z wyszukanymi wśród muzealnych eksponatów ubraniami z tamtego czasu. Dlaczego jest to ważne?
Moja pierwsza książka „The Dress Detective” skupiała się na rozszyfrowaniu ukrytych opowieści, które są nieodłącznym elementem każdej części garderoby z przeszłości. Wprowadzając to do czytania sztuki, chcę pomóc zrozumieć fizyczny obiekt, nad którym artysta prawdopodobnie pracował. Artyści często przechowywali suknie, w które później ubierali portretowane kobiety. W ten sposób można jeszcze dalej weryfikować, co tak naprawdę artysta miał na myśli, co chciał nam przekazać. Nawet tak prostą sprawę, jak to, czy kobieta z portretu była w modzie czy nie.
Czy analizując modę w sztuce, bierzesz pod uwagę jej praktyczność?
Oczywiście, co jest dość zabawne, jeśli myślimy o tym, co kobiety nosiły w XVIII i XIX w. Zawsze fascynowało mnie to, jak bardzo wyszukane były te kreacje i jak trudne musiało być w nich pozowanie i życie. Kiedy pracowałam jako kuratorka sztuki, miałam do dyspozycji replikę krynoliny. Wykorzystywałam ją do lekcji ze studentami. Okazywało się, że studenci przymierzając ją, zmieniali postawę. Trudno im było się poruszać, przejść przez drzwi czy usiąść. Aż dziwne, że nie wróciły do mody teraz, kiedy tak ważny jest dystans społeczny. Te z połowy XVIII w. są tak szerokie, że automatycznie tworzą odstępy między ludźmi.
Ciekawie jest też spojrzeć na praktyczność ubioru w danej, przedstawionej na obrazie scenie. W „Autoportrecie z dwoma uczennicami” francuskiej malarki Adélaïde Labille-Guiard widzimy artystkę przy pracy, ubraną w piękną, bladoniebieską, jedwabną satynową suknię à l'anglaise z głębokim dekoltem obszytym delikatną koronką. Dość niepraktyczny wybór jak na brudną robotę przy sztaludze. Stojące za nią uczennice są już ubrane skromnie i bardzo prosto. Adélaïde Labille-Guiard chciała pokazać swoje umiejętności w malowaniu trudnych tkanin. Takich, które nosiłyby jej klientki. W tym czasie we Francji artystki, które publicznie wystawiały swoje prace, były krytykowane za brak skromności.
To, jak ważna jest pokazana na obrazie kreacja, uzmysławia przedstawiona w książce sytuacja związana z Marią Antoniną.
Dwa obrazy Marii Antoniny pędzla Élisabeth Vigée Le Brun z 1778 i 1783 r. otwierają książkę, także z tego powodu, że są tak dobrze znane. Pierwszy ukazuje Marię Antoninę w wielkiej sukni z symbolami władzy, drugi pokazuje ją jako kobietę w lekkiej codziennej sukience (później nazwaną chemise à la reine), co wzbudziło wielką kontrowersję. Jak można tak pokazywać królową? To uzmysławia, że jej ciało było właściwie instrumentem politycznym. Dzisiaj, patrząc na obraz z 1783 r., nie widzimy w nim nic złego – piękna kobieta w białej sukni. Dlatego tak bardzo liczy się kontekst.
Piszesz, że ciało może być modne, nawet jeśli jest nagie. Czy mogłabyś to wyjaśnić?
Artyści, ukazując ciało, przyjmują pewne konwencje związane z modą danych czasów. Na przykład, jeśli pożądaną cechą są długie, smukłe szyje, często je wydłużają. Jeśli spojrzymy na „Śniadanie na trawie” Édouarda Maneta z dzisiejszej perspektywy, powiemy, że ukazana naga kobieta nie wpisuje się w kanony piękna, ale w połowie XIX w. krąglejsze sylwetki były uważane za najbardziej pożądane i kobiece. Artyści bawili się więc nie tylko ubiorem, lecz także ciałem.
„Zawarte w książce checklisty zostały zaprojektowane tak, by uniknąć typowych pułapek”, piszesz. O jakich pułapkach mowa?
Pułapką mogą być uprzednie założenia. Bez odpowiedniej analizy i porównania z kulturowym kontekstem możemy dojść do błędnych wniosków. Kiedy po raz pierwszy wymyśliłam checklistę, wysłałam ją do mojej siostrzenicy, która ma dyplom z historii sztuki. Powiedziała mi, że żałuje, że nie miała tej książki podczas swojej edukacji.
Zgłaszają się do ciebie osoby z prośbą o pomoc w interpretacji zdjęcia lub obrazu?
Tak, szczególnie jeśli chodzi o fotografię. Dostaję wiele próśb, wiadomości i e-maili zarówno od osób, które mają stare rodzinne zdjęcia, jak i od muzeów, które nie są pewne, jak niektóre fotografie datować. Wtedy szukam wszelkich, nawet najmniejszych detali w ubiorze. Prowadziłam też wykłady dla towarzystw genealogicznych, gdzie ludzie próbują zrozumieć historię swojej rodziny. I to także dla nich napisałam tę książkę.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.