Wszystkiego mamy za dużo – w szafie, kuchni, garażu, na biurku. A im mniej mamy rzeczy, tym lepiej jesteśmy zorganizowani. Żeby oszczędzić czas, zacznijmy więc żyć w porządku.
Zacznijmy od szafy. Osoby zajmujące bardzo wysokie stanowiska wypełniają swoją szafę kilkoma lub kilkunastoma tymi samymi zestawami ubrań. Steve Jobs, współzałożyciel Apple Inc. przez blisko 20 lat ubierał się w ten sam sposób – czarny golf japońskiego projektanta Issey Miyake, lewisy model 501 oraz buty New Balance. Tę samą zasadę stosował Mark Zuckerberg, twórca Facebooka, który codziennie zakładał jedną z wielu swoich szarych koszulek. Kobiety tylko pozornie mają bardziej skomplikowaną sytuację. Matilda Kahl, dyrektor kreatywna nowojorskiego oddziału Saatchi&Saatchi, miała w swojej szafie 15 tych samych outfitów, na który składały się czarne spodnie i biała koszula z czarną wstążką. Swój wizerunek uzupełniała makijażem – wyraziście pomalowanymi ustami, oczami czy paznokciami, oraz uczesaniem – rozpuszczonymi włosami, upięciem w kok lub kucyk. Do tego biżuteria i buty. Nie trzeba jednak stosować tak restrykcyjnej metody, aby zyskać więcej czasu. Popularna już na całym świecie moda kapsułowa to przemyślana i skuteczna strategia. Na każde trzy miesiące wybiera się tylko i aż 33 elementy garderoby – nie zaliczą się do tego: biżuteria, bielizna, piżama, akcesoria, rzeczy do ćwiczeń ani odzież wierzchnia. Pozostałe ubrania i dodatki wkłada się do pudła i zamyka na cały kwartał. To, co nam zostaje, czyli precyzyjnie wybrane 33 elementy garderoby, pozwala stworzyć ok. 50 niepowtarzalnych outfitów. Zasada ta pozwala na różnorodność i jednocześnie budowę spójności w indywidualnym kodzie ubrań.
Koleżanka, która stosowała modę kapsułową lub „zasadę mundurka”, twierdziła, że jej życie stało się o wiele łatwiejsze. Ta zmiana skłoniła ją też do poznania własnego stylu, co miało swoje odbicie w przemyślanych i oszczędnych zakupach. Decydującym argumentem była oszczędność czasu, bo pozbyła się dylematu, co na siebie włożyć.
Ale nie chodzi tylko o ubrania. Mój najlepszy przyjaciel powiedział kiedyś, że stan jego mieszkania jest odzwierciedleniem jego kondycji psychicznej. Kiedy czuje się dobrze, w mieszkaniu panuje harmonia. W gorszym okresie ubrania i naczynia rozrzucone są po całym mieszkaniu, a on sam potrafi godzinami wpatrywać się w więdnące rośliny i nie znajduje motywacji, żeby je podlać. Jednak wystarczy, że w takim momencie znajdzie w sobie siłę, żeby podnieść się z krzesła i zabrać się za otaczającą go przestrzeń, i od razu doznaje przypływu pozytywnej energii. Jedno wpływa na drugie, jedno wynika z drugiego. Skórę ratuje w tej sytuacji minimalizm, który nie oznacza małej liczby rzeczy, tylko ich wystarczającą liczbę.
Przestrzeń i otaczające przedmioty są, wbrew pozorom, bardzo angażujące. Choćby na poziomie sprzątania. Rewolucyjna książka Japonki Marie Kondo „Magia sprzątania” opowiada o systemie segregowania ubrań, książek, kosmetyków, akcesoriów czy dokumentów. To płynnie przenosi się na inne sfery życia. Chodzi o to, aby każda z rzeczy miała swoje stałe i logiczne miejsce w domu. Jeśli regularnie zdarza ci się biegać po mieszkaniu w poszukiwaniu jakiejś rzeczy, to wiesz, że wyznaczenie dla niej stałego miejsca bezpośrednio przekłada się na oszczędność czasu.
Jest jeszcze jeden, najważniejszy chyba aspekt metody Kondo, któremu sama dopisałam zakończenie. Chodzi o pozbywanie się rzeczy, które nie sprawiają radości. Nie należy mylić radości z przywiązaniem. W metodzie Kondo brakuje mi pomysłu na to, co zrobić z rzeczami, których chcemy się pozbyć. Zwłaszcza jeśli dotyczy to rzeczy drogich, efektownych albo zwyczajnie praktycznych. Tu odzywa się moja praktyczna strona – czasem rzeczy są po prostu użyteczne i tyle. Wyrzucanie ich tylko po to, żeby kupić je jeszcze raz, kojarzy mi się z marnotrawstwem i napędzaniem spirali konsumpcjonizmu. Więc jeżeli coś ma być odrzucone, muszę mieć pomysł, co się z tą rzeczą stanie później, gdzie trafi, komu będzie służyć. Gdy mowa o ubraniach, staram się znaleźć osobę, np. młodą dziewczynę, której gestem przekazania dobrego jakościowo i sparowanego pod względem gustu pakietu rzeczy mogę „zrobić” szafę, na którą w normalnych warunkach, tak od ręki, nie byłoby jej stać. Wierzcie mi, że wywołanego uczucia radości nie da się porównać z żadnymi pieniędzmi, uzyskanymi często w wyniku długiego i męczącego procesu wyprzedaży swojej szafy. Jest szybko, konkretnie i cała akcja ma pozytywny wymiar. Tak samo z książkami, które zajmują dużo miejsca i rzadko się do nich wraca, więc stoją bezużytecznie i zbierają kurz. Jest bardzo wiele organizacji, które przyjmują książki i rozwożą je do więzień – a książki są podobno jednym z najlepszych sposobów resocjalizacji.
Moją największą inspiracją w temacie pozbywania się cennych rzeczy była siostra mojego męża, która wiele lat temu, podczas naszego trzeciego spotkania, na informację, że jadę z moim nowo poznanym chłopakiem, a jej bratem, na skałki, przyniosła nowiutkie, profesjonalne i bardzo drogie buty wspinaczkowe. Twierdziła, że kupiła, ale „są trochę małe”. Dodam, że buty służą mi do dziś. A rzeczy od szwagierki mam o wiele więcej. Wśród moich znajomych słynna jest już historia kołyski dziecięcej, którą puściła w świat i dzięki temu służyła jeszcze siódemce dzieci (zdaje się, że jej historia jeszcze trwa). Zresztą nie tylko ona miała taką postawę. Wydawczyni magazynu o modzie, od którego wszystko się dla mnie zaczęło, widząc, że miotam się w moich ograniczonych wyborach dotyczących ubrań, regularnie kładła przede mną torby ubrań, zachęcając, żebym brała to, na co mam ochotę. A najbardziej spektakularne i wzruszające było ofiarowanie mi swojego prywatnego Maca w ramach podnoszenia moich kompetencji.
Gdy uporządkujemy przestrzeń, odzyskamy kontrolę. Jak to zrobić? Po pierwsze, zacznij od podłogi. Im mniej zagracona, tym więcej przestrzeni. Po drugie, choćby się waliło i paliło, zwróć uwagę na blaty – biurka, stołu, w kuchni czy umywalki. Muszą być czyste i puste. Po trzecie, ustal, który przedmiot zawsze krąży po domu. W moim przypadku to nożyczki. Odkąd o tym wiem, mam w domu tyle nożyczek, ile szuflad.
*
Bożena Kowalkowska - absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Była sekretarzem redakcji „Magazynu A4”, „Vice”, „Kikimora” oraz ostatniego wydania „Twojego Weekendu”, który zdobył nagrody na całym świecie, m.in. Grand Prix w Cannes w kategorii projektów zmieniających świat. Przez siedem lat była współwydawcą rocznika o polskich formach drukowanych – Print Control. Jako dziennikarka przeprowadza serię wywiadów z kobietami do portalu Gazeta.pl. Na co dzień zajmuje się organizacją czasu pracy i przestrzeni, pisze teksty i prowadzi warsztaty oraz wykłady poświęcone tworzeniu kalendarza i planowaniu.
www.bozenakowalkowska.com
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.