W Cannes międzynarodową premierę miał film „Oleg” łotewskiego reżysera Jurisa Kursietisa poruszający temat wyzysku emigrantów. Z odtwórcami głównych ról, Dawidem Ogrodnikiem i Anną Próchniak, rozmawiamy zaraz po pierwszej projekcji.
Jak się czujecie na Lazurowym Wybrzeżu?
Dawid Ogrodnik: Chciałbym powiedzieć: Pozdrawiam bardzo serdecznie ze słonecznego Cannes, ale niestety pogoda nas nie rozpieszcza. Wolałbym zostać tu trochę dłużej. Zobaczyć, jak to magiczne miasteczko wygląda w lepszym świetle, ale gnam z jednego miejsca do drugiego.
Anna Próchniak: To wielkie przeżycie. Kiedy rok temu droga na plan filmu „Oleg” prowadziła nas z Polski na Łotwę, a potem do Belgii, nikt nie spodziewał się, że zawiedzie nas w końcu do Cannes.
Dawid Ogrodnik: Przyleciałem tutaj prosto z planu „Najmro”, i to po zdjęciach nocnych. Wsiadłem w samolot po nieprzespanej nocy, dlatego tego szaleństwa, które dzieje się w Cannes wokół filmu „Oleg”, doświadczam jakby przez szybę. Mam wrażenie, że to sen, który zaraz się skończy. Łapię się na tym, że życzę sobie w myślach, żebym po przebudzeniu był nadal w Cannes.
Co zapamiętacie z wizyty w Cannes?
Anna Próchniak: Na pewno to, że wieje i pada (śmiech). Żałuję, że nie mam więcej czasu, żeby chodzić na premiery, ale mamy bardzo dużo zobowiązań związanych z promocją filmu.
Dawid Ogrodnik: Na pewno tę deszczową pogodę. Gdy wyjeżdżałem z Krakowa, wszyscy mówili mi: Ale ci dobrze! Lecisz z deszczowej Małopolski na słoneczną Riwierę. Nie mogli się spodziewać, że trafię z deszczu pod rynnę! Nie zapomnę też odbytych tutaj rozmów z Jurisem Kursietisem, reżyserem „Olega”, i Adamem Szyszkowskim, który w nim z nami zagrał, ani tego, że przemysł filmowy nas tutaj zaprosił. To jest najlepszy dowód na to, że nasza ciężka praca została zauważona i doceniona. Mogliśmy się poczuć częścią najwyższego poziomu twórczości.
Cannes rozbudza ochotę na więcej?
Dawid Ogrodnik: Ja chciałbym przede wszystkim więcej filmów pooglądać, nasiąknąć tą atmosferą święta kina. Musiałem tutaj przyjechać, żeby zrozumieć, co to znaczy, że w Cannes nie ma czasu na jedzenie. To faktycznie spore wyzwanie, żeby znaleźć czas na posiłek.
A ta cała otoczka – fraki, fotoreporterzy, czerwony dywan?
Anna Próchniak: Mamy kilka pokazów dziennie, sesje zdjęciowe, rozmowy z publicznością, wywiady – odbiór filmu jest naprawdę niesamowity. Na nim się skupiamy, nie mamy czasu na cały ten glamour.
Dawid Ogrodnik: Mnie ten glamour bardziej śmieszy, niż zachwyca. Nigdy nie czułem się dobrze w podobnych miejscach, ale na szczęście nie muszę się do nich zbyt często naginać. Zresztą mnie wyjazd do Los Angeles albo na festiwale filmowe kojarzy się jednak przede wszystkim z kinem, a nie z całym tym blichtrem. On mnie krępuje, nie lubię go. Wolę sobie cichaczem razem z tłumem przemknąć przez czerwony dywan w drodze na film, niż przejmować się etykietą. Dla mnie takie miejsca służą zaspokajaniu potrzeb intelektualnych, a nie emocjonalnych. Ale rozumiem, że festiwal to duża machina. Nie ma w niej miejsce na rozdzielenie jednego od drugiego.
Odczuwacie szczególne zainteresowanie polskimi aktorami w Cannes?
Anna Próchniak: Polskie kino zatacza na świecie coraz szersze kręgi. Dzięki takim twórcom jak Małgorzata Szumowska, Tomek Wasilewski czy Paweł Pawlikowski jest o nas głośno na międzynarodowych festiwalach. Coraz więcej moich kolegów i koleżanek pracuje za granicą.
Dawid Ogrodnik: Nie jest tak, że nagle dostajemy fory, bo jesteśmy z Polski. Każdy z nas – ja, Asia Kulig, Rafał Zawierucha – konsekwentnie robimy swoje, tyle że teraz robimy to znacznie szerzej niż do tej pory. Wychodzimy z filmami poza Polskę, one są globalnie odbierane. To tak jak w Rumunii, gdzie tacy reżyserzy jak Cristian Mungiu zrobili znakomite filmy, które odbiły się szerokim echem na festiwalach filmowych. Ale czy one otworzyły rumuńskim aktorom drogę do Hollywood albo innych dużych produkcji? Nie, ale bezsprzecznie udało im się zaistnieć w świadomości widzów i w historii kina, a tego nikt już Rumunom nie odbierze.
Czujecie, że wy też zaistnieliście w szerszej świadomości?
Dawid Ogrodnik: Filmy, w których zagrałem, tak. Doskonałym przykładem jest „Ida” Pawła Pawlikowskiego, która zdobyła Oscara. Dzięki temu, że ten film został zauważony, ja i Joasia Kulig nie startujemy już z pozycji nikomu nieznanych aktorów. Mamy jakiś punkt odniesienia w postaci ról w tym filmie.
Anna Próchniak: Sama w ostatnim czasie częściej goszczę na planach poza Polską niż w kraju. W 2017 roku przez dwa miesiące kręciłam film fabularny w Reykjaviku, w zeszłym roku pracowałam w Belgii i Holandii, byłam na planie serialu BBC. Dostrzegam to, że granice zaczęły się rozmywać także dlatego, że już nie trzeba jechać na casting do Londynu czy Los Angeles. Wystarczy self tape, który może zostać nagrany nawet w mieszkaniu. Ja mam agenta nie tylko w Warszawie, ale też w Londynie i w Berlinie, co przynosi efekty.
Polacy mają szansę na karierę za granicą?
Anna Próchniak: Świat jest w zasięgu ręki. Musimy się tylko pozbyć naszej narodowej skromności. Moim pierwszym zderzeniem z zagranicznym planem była koprodukcja polsko-francuska Anne Fontaine „Niewinne”. Ona jest reżyserką światową, ma na koncie nominację do Oscara za „Coco Chanel”. Była zachwycona tym, jak pracują polskie aktorki. Mamy niesamowitą wrażliwość, którą powinniśmy eksplorować. Mam nadzieję, że aktorki z mojego pokolenia będą miały szansę ją światu pokazać.
Film „Oleg”, który pokazaliście w Cannes, też może stać się takim punktem. Miał wymarzone przyjęcie – oklaski po projekcji, dobre recenzje, zainteresowanie selekcjonerów festiwali.
Dawid Ogrodnik: Mieliśmy świetny odbiór. Dla mnie to dodatkowa nagroda, bo najważniejsze było spotkanie z ekipą filmu. Nie widzieliśmy się od zdjęć, a więc ponad rok.
Co w „Olegu” jest niesamowitego?
Anna Próchniak: Pokazana w nim historia jest oparta na prawdziwych wydarzeniach. Scenariusz powstawał parę lat, a metoda reżysera jest niecodzienna. Chociaż tekst scenariusza był dość dokładny, praca na planie była oparta całkowicie na improwizacji. Każdy dubel był kompletnie inny. Dla aktora to duże wyzwanie. Dzięki temu jednak na ekranie czuć autentyzm. Stylistyka zdjęć przypomina dokumenty czy twórczość braci Dardenne, których film „Młody Ahmed” jest zresztą w konkursie głównym w Cannes.
Twoja postać też ma pierwowzór w rzeczywistości?
Anna Próchniak: Moja bohaterka została wymyślona na potrzeby udramatyzowania historii. Prototyp postaci Olega złożył na policji bogate zeznania. To one pomogły twórcom stworzyć scenariusz.
Jak się czuliście na projekcji w legendarnym pałacu festiwalowym?
Dawid Ogrodnik: To była moja pierwsza projekcja, a pierwsze oglądanie filmu jest zawsze niesprawiedliwe, bo aktor ma jeszcze w głowie scenariusz, zastanawia się, co wypadło na montażu, co zostało, przypomina sobie kolejne sceny i ujęcia z planu. Dopiero w drugiej kolejności zastanawiałem się nad kwestiami, jakich film dotyka: że tacy ludzie jak Oleg, wyzyskiwani emigranci, są wokół nas, że jest to problem, że różnice kulturowe istnieją, ale nikt nie zwraca na nie uwagi. Język, pochodzenie, wychowanie tworzą bariery, które podważamy. Kiedy chcemy być otwarci na świat i na innych, często zdarza się nam je przegapiać. Orientujemy się o ich istnieniu, dopiero kiedy urosną potężne mury. Ten film jest właśnie o burzeniu i powstawaniu na nowo takich granic. Bardzo chętnie zobaczyłbym go ponownie, żeby się w te kwestie bardziej zagłębić.
Filmy takie jak „Oleg” mają moc burzenia prawdziwych granic?
Dawid Ogrodnik: Kino nie ma na pewno takiej mocy, za to może wywołać społeczną debatę. Najlepszym przykładem jest film braci Sekielskich „Tylko nie mów nikomu”, który w trzy dni poruszył kilka milionów Polaków. Stał się punktem wyjścia do debaty społecznej. I to jest dowód na to, że film sam w sobie takich barier nie zburzy, ale może być doskonałym narzędziem, które powoduje, że zaczynamy coś przebudowywać.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.