
Postanowieniem Sejmu jedną z patronek roku 2025 ogłoszona została Olga Boznańska. To teraz właśnie przypada 160. rocznica urodzin, a także 85. rocznica śmierci wybitnej malarki, której kariera stanowi jeden z największych polskich sukcesów artystycznych na arenie międzynarodowej.
Pod koniec marca 1887 roku Olga Boznańska wysłała pocztą kopertę zaadresowaną do rodzinnego domu przy ulicy Wolskiej 21 (obecnie Piłsudskiego) w Krakowie. Mieszkała już wówczas w Monachium, gdzie podjęła studia artystyczne. „Niech Tato tylko mi [w] to jedno wierzy, że jeżeli zdaje się, że nie postępuję, to nie z braku miłości do sztuki, ani z lenistwa, bo żyję całą duszą malarstwem” – pisała do ojca, Adama Boznańskiego, inżyniera o błękitnym rodowodzie. W tym samym liście, ale już w języku francuskim, zwróciła się także do matki – Eugénie Mondant, nauczycielki pochodzącej z Valence. Do młodszej siostry, Izabeli, studiującej muzykę w Lipsku, pisywała natomiast po angielsku. Zapewniała wszystkich, że nie próżnuje – maluje „zażarcie od rana do nocy”. Z rodzicami korespondowała często, gdyż to oni łożyli na jej edukację i utrzymanie, a w Monachium pragnęła zostać jak najdłużej.

W Polsce Boznańska wyczerpała już wszelkie możliwości kształcenia, na jakie mogła liczyć aspirująca artystka (do 1920 roku w krakowskiej Szkole Sztuk Pięknych studiowali wyłącznie mężczyźni). Najpierw rysunku uczyła ją matka, a później domowych lekcji udzielali malarze Józef Siedlecki i Antoni Piotrowski. W 1884 roku zaczęła uczęszczać na Wyższe Kursy dla Kobiet – fakultet powstały z inicjatywy Adriana Baranieckiego. Godziny spędzone na odrysowywaniu grafik oraz szkicowaniu gipsowych odlewów nie wzbudzały jednak w dwudziestolatce entuzjazmu. Prócz wprawy technicznej nie obiecywały zbyt wiele: ani wyrobienia własnego stylu, ani zawrotnej kariery. Zajęcia służyły szlifowaniu talentu zdolnych amatorek, a nie zawodowych artystek. Jedynie studia zagraniczne (choć nie na państwowych akademiach) dawały kobietom szansę, by rozwinęły skrzydła, a z uprawiania sztuki uczyniły pełnoprawną profesję.
W „sosie monachijskim”

Poszukujący artyści ściągali do stolicy Bawarii z całej Europy. Głodni estetycznych podniet i twórczych wyzwań, znajdowali mentorów na tamtejszych uczelniach oraz inspirację w miejscowych muzeach. Malarz Witold Pruszkowski wspominał, że „ważną zaletą szkoły monachijskiej była wolność, zupełny brak pedantyzmu, o ile można najmniej przepisów, formułek”. W drugiej połowie XIX wieku wśród Polaków osiadłych w „nadizerskich Atenach” znaleźli się m.in.: bracia Gierymscy, Stanisław Witkiewicz, Józef Chełmoński, Józef Brandt i Alfred Wierusz-Kowalski. Dwaj ostatni – na prośbę Adama Boznańskiego – służyli radą i pomocą Oldze, która do Monachium przyjechała pod koniec 1885 roku (lub na początku 1886). Nauki pobierała w atelier Carla Kricheldorfa – realisty co najwyżej przyzwoitego, za to znakomitego dydaktyka. Stosowała się do uwag mistrza, choć nie zawsze przynosiło to oczekiwane rezultaty. „Żądam od siebie bardzo wiele” – przyznawała.

Boznańska sporo nauczyła się również od Rubensa, van Dycka czy Velázqueza, których dzieła podziwiała z nabożną czcią w Pinakotekach. W swojej pracowni nanosiła farby na płótno (a częściej na zagruntowaną tekturę) tak, jak to czynili wówczas niemal wszyscy w Monachium. Obszerne połacie brunatnych tonów – ciemne, lecz lśniące od oleju – nazywano prześmiewczo „sosami monachijskimi”. Na obrazach Olgi (np. „Mnich”, „Studium dziewczyny w kapeluszu z piórkiem”, „Ze spaceru”) też dominuje spłowiała ziemistopopielata kolorystyka. Tak się przynajmniej wydaje. Z szarością łatwo bowiem pomylić blade fiolety, a czernie z pruskim błękitem. Biel natomiast łamią inne, cieplejsze pigmenty. W porównaniu z „sosami” paleta Boznańskiej okazuje się wyjątkowo żywa i różnorodna. Bliżej jej do tonalizmu Whistlera. „Jestem przekonana, że w tym roku wiem o malarstwie zdecydowanie więcej niż w ubiegłym, tylko niestety za bardzo lubię kolor, co mi często zarzucają” – zwierzała się w liście do matki. W Monachium była zbyt barwna, z kolei w Polsce niewystarczająco. Olga przesyłała ojcu swoje prace, by wyeksponowano je w Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych w Krakowie (TPSP). Dość powiedzieć: nie spotkały się z aprobatą rodzimych artystów ani krytyków.
Kto ma szczęście w kartach, ten nie ma w miłości

W 1894 roku coś się zmieniło. Krakowskie Towarzystwo, dotąd nieprzychylne, nagle poznało się na talencie Boznańskiej i wyraziło chęć zaprezentowania jej malarstwa. Na decyzję wpłynął fakt, że krótko wcześniej Polka została uhonorowana najwyższym wyróżnieniem na wystawie w Künstlerhaus w Wiedniu. Złoty medal wręczył jej osobiście arcyksiążę Karol Ludwik Habsburg. Po złocie nadszedł medal srebrny we Lwowie, a następnie druga nagroda w Warszawie. Wszystkie te sukcesy przyniósł Boznańskiej „Portret Paula Nauena”. Tytułowego bohatera, niemieckiego malarza, Olga poznała w Monachium. Uwieczniła go siedzącego w płaszczu na wzorzystej sofie, obok lakowej tacy z porcelanową filiżanką. Model zastygł w bezruchu, w niezbyt komfortowej pozie, rzucając z ukosa przenikliwe spojrzenie. Kompozycja obrazu – oszczędna, asymetryczna, ciasno skadrowana i pozbawiona głębi – zdradza wpływy japońskiej sztuki ukiyo-e, zafascynowaniu której uległo wielu europejskich twórców przełomu XIX i XX wieku. Japonizm (mniej lub bardziej czytelnie) ujawniał się w malarstwie Boznańskiej wielokrotnie. Wyjątkowość „Portretu Nauena” nie tkwi jednak w jego „japońskości”. Był to pierwszy obraz, który zwrócił uwagę na polską artystkę, a zarazem pierwsze jej dzieło zakupione do kolekcji narodowej (Muzeum Narodowe w Krakowie). Niewykluczone też, że właśnie to płótno skłoniło malarkę, by skoncentrowała swe wysiłki na sztuce portretowej.

W roku 1894 Boznańska namalowała Józefa Czajkowskiego – studenta monachijskiej akademii, obiecującego malarza i architekta, w przyszłości projektanta Pawilonu Polskiego na Wystawie Sztuki Dekoracyjnej i Wzornictwa w Paryżu (1925). Na obrazie smukły brunet, wyraźnie rozluźniony, wspiera rękę i głowę na oparciu ledwo widocznego krzesła. Nie ma niczego, co odwracałoby uwagę od mężczyzny. Był młodszy od Olgi o siedem lat, choć według niej przewyższała go wiekiem dwukrotnie. Ich znajomość przerodziła się wpierw w uczucie, a następnie w narzeczeństwo. Do oświadczyn doszło zapewne drogą korespondencyjną, gdyż Czajkowski wyjechał do Krakowa na praktyki. W listach dowodził swojej miłości, tęsknoty i woli ożenku, jednak Boznańska trzymała narzeczonego w niepewności. Trudno stwierdzić, jaki miała ku temu powód. Czy to, że jej ojciec nie przepadał za Czajkowskim? Że zamążpójście zniewoli i odciągnie ją od pracy twórczej? Może to wina jej domniemanego lęku przed intymnością? Czajkowski zerwał zaręczyny, a w jednym z ostatnich listów prosił: „Niech Pani zapomni o moim istnieniu”. Jego portret towarzyszył Oldze do końca życia. Nigdy go nie sprzedała.
W paryskim atelier

Wraz ze zniknięciem narzeczonego z życia Boznańskiej zniknęło również Monachium. Zastąpił je Paryż, do którego przeniosła się na stałe w 1898 roku. Własną pracownię artystka urządziła najpierw przy rue de Vaugirard, a później przy boulevard du Montparnasse. W obu – pośród książek, figurek, kapeluszy, bibelotów i papierosów – znajdowały się sterty narzędzi malarskich, farb, kartonów i płócien, które – jak wspominał Antoni Potocki – „wędrują tu z kąta i do kąta […], często stoją niegrzecznie do publiczności, jakby na penitencji”. W ciągu lat studio Boznańskiej nawiedzali starzy, ale i nowi znajomi, m.in. Artur Rubinstein, Maja Berezowska i Zofia Stryjeńska. Gościli tam też artyści École de Paris, którzy nadali koloryt bohemie Montparnasse’u (m.in. Leopold Gottlieb, Mela Muter). Olga nie narzekała na brak towarzystwa. Na co dzień asystowała jej zwierzęca menażeria buszująca samopas po atelier. Składały się na nią kanarki, papuga, białe myszy, świnka morska i dwa psy: Boby i Kwi-Kwi.

Do pracowni na posiedzenia portretowe przychodzili Ludwik Puget, Feliks Jasieński, August Radwan, Gabrielle Réval, Xawery Dunikowski i inni, nieznani już dziś z nazwiska. Boznańska malowała powoli (rzadko robiła przygotowawcze szkice). Zamiast idealizować fizjonomię modeli, wolała wydobyć ich charakter. Jak sama mówiła: „W tem siedzi dusza myśląca, pracująca, cierpiąca, znużona lub umęczona. Nie wolno niczego zmieniać z takich rysów. Zresztą ja nie potrafię poprawiać przyrody – maluję, co widzę”. Niektóre partie obrazu traktowała zamaszystymi pociągnięciami pędzla, rozmywając kontury. Gdzie indziej farbę nakładała z pietyzmem. Najwięcej skupienia poświęcała oczom i dłoniom. Dzieła Polki prezentowano w Berlinie, Monachium, Wiedniu, Londynie, Pittsburghu. Paryż też ją docenił. W 1902 roku została mianowana nadzwyczajną członkinią Salon de la Société Nationale des Beaux-Arts, do którego należeli m.in. Pierre Puvis de Chavannes, Édouard Manet, Auguste Rodin i Henri de Toulouse-Lautrec. Dwa lata później „Portret panny Dygat” (Portrait de jeune dame) został zakupiony do francuskich zbiorów państwowych (obecnie w kolekcji Musée d’Orsay). W recenzji jednej z wystaw krytyk Louis Vauxcelles – ten, który ukuł termin „fowizm” – pisał: „Panna de Bosznanska (sic) jest kobietą o niezwykle rzadkim talencie, którego nie doceniamy wystarczająco. Jej sztuka odznacza się przeszywającą, acz subtelną przenikliwością psychologiczną, zaś materia malarska wielkim pięknem”.
Ciemne chmury nad Miastem Świateł

Do europejskiej stolicy sztuki Boznańska sprowadziła ojca – schorowanego wdowca, który do końca swych dni dbał o finansowe zabezpieczenie córek. Zmarł w Paryżu w 1906 roku. Jedynie wynajem rodzinnego domu w Krakowie stanowił stałe źródło utrzymania. Olga urządziła w nim pracownię, jednak jej miejscem na ziemi na zawsze pozostało Miasto Świateł. Nad Sekwaną zamieszkała też Izabela Boznańska. Skłoniły ją do tego dotychczasowe niepowodzenia na niwie zawodowej. Siostry trzymały się razem – blisko, choć nie bez scysji. Izabela cierpiała na zaburzenia psychiczne, które wzmagały się, gdy nadużywała alkoholu i narkotyków (dostęp do opium, kokainy czy morfiny był w Paryżu powszechny). Na domiar złego nad Europą zawisły ciemne chmury. Pierwsza wojna światowa silnie wpłynęła na Olgę Boznańską. Wielu jej przyjaciół straciło życie. Finanse drastycznie topniały, a długi rosły. Obrazy rzadko znajdowały nabywców. Chude lata – z małymi przerwami – utrzymywały się jeszcze długo po wojnie.
Autoportret podwójny

Helena Blum pisała w biografii malarki: „Nie tylko z kobiecej ciekawości szukałam w życiu Boznańskiej przejawów jakiegoś uczucia, wydaje mi się, że zagadka jej tak tajemniczej osobowości zaciążyła niemało na jej sztuce. Jej osamotnienie w życiu wynika niewątpliwie z psychicznych pobudek”. Śledząc losy artystki, można zaryzykować stwierdzenie, że w Boznańskiej żyły dwie Olgi. Ta pierwsza miała pogodne, dobroduszne, dziecięco naiwne usposobienie. Drugiej natomiast nieraz zdarzało się tracić panowanie nad sobą albo wpadać w – „odziedziczony” po matce – stan melancholii. Cieszyła się sympatią ludzi, a jednocześnie od nich stroniła, przesiadując całymi dniami w pracowni. Zaloty mężczyzn przyjmowała, ale ich nie odwzajemniała. Tworzyła z duchem czasów, a zarazem tkwiła w minionej epoce. Potwierdzał to jej ubiór. Według słów Zofii Stryjeńskiej Boznańska „była wściekle stylowa – tylko że, psiakość, opóźniła swą aktualność o pół wieku”.

O tym, jak Boznańska postrzegała samą siebie, świadczą autoportrety. Stworzyła ich blisko 30. Ukazują drobną kobietę o nienagannie spiętych ciemnych włosach. Lekko uniesione brwi i podbródek oraz kamienny wzrok skierowany wprost na widza można poczytywać za przejaw poczucia wyższości. Ograniczone środki wyrazu przemawiają jednak za skromnością i powściągliwością. Niezależnie od roku powstania autoportretów jej twarz pozostaje niemal niezmieniona, ponadczasowa. To oblicze la vieille fille – starej panny, ale też la grande dame – wielkiej damy.
Komitet Opieki

W latach 20. XX wieku prace malarskie Boznańskiej regularnie pojawiały się na ekspozycjach w paryskich Salon des Beaux Arts i Salon des Tuileries, w Carnegie Institute w Pittsburghu czy Salon de la Société Royale w Brukseli. W 1931 roku krakowskie TPSP zorganizowało w Pałacu Sztuki pierwszy monograficzny przegląd twórczości Polki, którą kilka lat wcześniej odznaczono Krzyżem Oficerskim Orderu Polonia Restituta. Honory i sukcesy nie osładzały jednak trudów codzienności, które z roku na rok stawały się coraz cięższe. U 66-letniej artystki zdiagnozowano artretyzm. Traciła wzrok. Doskwierała jej także egzema. Przez krótki czas leczyła się w rodzinnym Krakowie, lecz choroba postępowała. Nie pozostało to bez wpływu na pracę twórczą. Zresztą obrazy, jak i najem domu w Krakowie przestały przynosić dochód. Boznańskie znalazły się na skraju nędzy. „Kilka razy groziła, że obrazy i pracownię spali, a teraz wierzę, że mogłaby to uczynić” – pisała siostra artystki. W 1934 roku Izabela Boznańska popełniła samobójstwo (zażyła truciznę własnej receptury). Olga nigdy nie podźwignęła się z tej tragedii.

W 1937 roku, z inicjatywy Mai Berezowskiej, został powołany Komitet Opieki nad Olgą Boznańską. Ten oddolny ruch, w który zaangażowali się m.in. pisarka Zofia Arciszewska, rzeźbiarka Ludwika Nitschowa i Jan Szymański – radca Ambasady Polskiej w Paryżu, powstał w reakcji na dramatyczną sytuację bytową, w jakiej znalazła się malarka. Wspierając ją (np. zbiórką środków na kupno obrazu do Muzeum Narodowego), należało zachować dyskrecję. Jak zauważała Helena Blum: „Ile taktu i subtelności trzeba było, by pani Olga nie dostrzegła tej opieki, gdyż jej despotyczna natura opierała się wszelkim radom”. Działania komitetu przynosiły efekty. Boznańska była sama, lecz nie osamotniona.
„To moje szczęście”

Kiedy międzynarodowa publiczność oglądała 27 obrazów Olgi Boznańskiej na XXI Biennale w Wenecji, ich autorka przekroczyła wiek 73 lat. I choć zawodziła ją pamięć, demencja fałszowała rzeczywistość, a dłonie odmawiały posłuszeństwa, to jednak wciąż malowała – niezmiennie w pracowni na boulevard du Montparnasse. Malowała też dwa lata później, gdy hitlerowcy wkraczali do Paryża. Malarstwo – jak mówiła w młodości – „to moje szczęście, innego nie pragnę na świecie i w chwili, kiedy nie będę mogła więcej malować, powinnam przestać żyć”. Jesienią 1940 roku odłożyła pędzle na zawsze.
Źródła cytowań:
- H. Blum, „Olga Boznańska 1865-1940. Materiały do monografii”, Wydawnictwo Państwowego Instytutu Historii Sztuki, Warszawa 1949
- A. Kuźniak, „Boznańska. Non finito”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2019
- A. Potocki, „Listy z Paryża”, „Kurjer Warszawski” 1903, nr 216
- L. Vauxcelles, „Les Quelques”, „Gil Blas” 1908, nr 10312
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.