Olivia Colman wierzy, że oprócz szczęścia najważniejsze w pracy aktorki jest dogadywanie się z innymi. Nawet w swoich postaciach ceni przede wszystkim dobre dialogi. I – dodaje – wygodne buty. Gwiazda „Faworyty” i „The Crown” świętuje dziś 48. urodziny.
Kiedy pod koniec 2017 roku ogłoszono, że Olivia Colman przejmie rolę królowej Elżbiety w „The Crown” po Claire Foy, nazwisko aktorki było znane niemal wyłącznie wśród fanów brytyjskich seriali. W niespełna dwa lata „Collie”, jak mówią o niej przyjaciele, zdobyła Oscara, Złoty Glob, BAFT-ę i wskoczyła do pierwszej ligi hollywoodzkich gwiazd. A przy tym pozostała sobą – bezpretensjonalną, przezabawną i nietraktującą siebie zbyt serio aktorką, która dla Brytyjczyków jest skarbem narodowym.
Obserwowanie aktorów, którzy odnieśli sukces w Hollywood w dojrzałym wieku, to prawdziwa frajda. Mocno osadzeni, z ugruntowaną pozycją zawodową i imponującym portfolio, w starciu z amerykańskim show-biznesem zachwycają reakcjami, które wywracają niepisane zasady branżowego savoir-vivre’u do góry nogami.
Olivia Colman, na przykład odbierając Oscara, pokazała do kamery język. Najpierw zdziwiła się. Gdy ogłoszono, że to jej – za rolę w „Faworycie” Yorgosa Lanthimosa – przypada statuetka, niepewnie ruszyła w kierunku sceny. Kilkukrotnie zatrzymywała się i odwracała w stronę wiwatujących na jej cześć kolegów z branży, jakby nie do końca była pewna, czy nie padła ofiarą pomyłki i nie popełnia właśnie jakiegoś ogromnego nietaktu. O jej bezpretensjonalnym i pełnym życia wystąpieniu mówiło się jak o powiewie świeżego powietrza podczas nudnej i przegadanej oscarowej gali. – Dostałam Oscara. To przezabawne – mówiła, wskazując na statuetkę. Zwróciła się też do „wszystkich dziewczynek, które ćwiczą kwestie przed telewizorem”: – Nigdy nie wiecie, co się może wydarzyć! Kiedy wreszcie na prompterze ukazał się komunikat: „proszę kończyć”, machnęła ręką, pokazała do kamery język i spokojnie skończyła myśl.
Jakiś czas później w filmowym wywiadzie z serii „73 Questions With…” przyjęła dziennikarza „Vogue’a” w wystawnym pałacu w otoczeniu służby i puszących się w każdym kącie pięknych przedmiotów. Bez mrugnięcia okiem stwierdziła, że tak wygląda codzienność aktorek po zdobyciu Oscara.
Olivia Colman nie wygląda na kogoś, kto marzy o życiu w blasku fleszy i przechadzaniu się po czerwonych dywanach w stylizacjach od znanych projektantów. Twardo stąpająca po ziemi, z ostrym jak brzytwa poczuciem humoru, nie znosi specjalnego traktowania i robienia wokół siebie zamieszania.
David Tennant, jej kolega z planu hitowego serialu „Broadchurch”, w swoim podcaście „David Tennant Does A Podcast With...” przyznał, że nie zna nikogo, kto powiedziałby o niej coś niemiłego.
Ona wierzy, że oprócz szczęścia jednym z najważniejszych aspektów w pracy aktorki jest bycie bezproblemową i dogadywanie się z innymi. Swoją drogą w postaciach, które gra, ceni przede wszystkim „dobre dialogi i wygodne buty”.
Aktorstwo pociągało Colman od dzieciństwa, kiedy występowała w szkolnych przedstawieniach, ale bardzo długo brakowało jej odwagi, by potraktować marzenie serio. Nie czuła się dobrze w szkole. Ze względu na fatalne stopnie musiała w ostatniej klasie powtarzać rok, by poprawić egzaminy końcowe. Potem próbowała jeszcze zostać nauczycielką, ale szybko stało się jasne, że jej miejsce jest na scenie. Po studiach w Bristol Old Vic Theatre School dostała się do teatru amatorskiego Footlights.
Początki jej kariery były bardzo trudne, ale nie zrażała się niepowodzeniami, bo jak powtarza w wywiadach, wiedziała, że nic innego nie potrafi robić. Pierwszą rolę zagrała w 2000 roku w serialu „Bruiser” dzięki poleceniu kolegów z amatorskiego teatru, Roberta Webba i Davida Mitchella. Rok później wyszła za mąż za Eda Sinclaira, który porzucił studia prawnicze, by zostać aktorem i scenarzystą. Są razem do dziś, mają troje dzieci. Niedawno świętowali 25. rocznicę związku.
Jej kariera nabrała rozpędu dzięki występowi w sitcomie „Peep Show”, ale rola Sophie Chapman sprawiła także, że przez wiele lat Colman obsadzano wyłącznie w rolach komediowych. Z jednej strony trudno się dziwić reżyserom castingu – Brytyjka jest mistrzynią humoru sytuacyjnego i ma w sobie tyle charyzmy i dystansu do siebie, że pewnie zrobiłaby błyskotliwą karierę w stand-upie. Phoebe Waller-Bridge napisała rolę cudownie zwyrodniałej Macochy w „Fleabag” specjalnie dla niej. Colman była zachwycona, że mogła zagrać, jak sama mówi, „totalną pi***ę”.
Aktorka nieustannie pomniejsza swoje zasługi i naśmiewa się z samej siebie. Potrafi przyjść do talk-show i zapomnieć imienia postaci z filmu, który miała wypromować. W jednym wywiadzie przyznała, że na casting do roli zakonnicy przyszła ubrana jak prostytutka, podczas innego zjadła niedopałek papierosa. Zapytana, co powiedziałaby 16-letniej wersji siebie, gdyby mogła cofnąć się w czasie, odparła: „Popatrz na mnie, cofnęłam się w czasie!”.
O tym, że Colman ma wyczucie nie tylko komedii, ale i niewyczerpany potencjał do grania ról dramatycznych, widzowie przekonali się, kiedy obsadzono ją w szalenie popularnym serialu „Broadchurch” u boku Davida Tennanta. Rola prostolinijnej policjantki z małego miasteczka podbiła serca widzów, zaś Colman zdobyła za nią nagrodę BAFTA dla pierwszoplanowej aktorki. Później pojawiła się w „Nocnym recepcjoniście”, za który zdobyła Złoty Glob dla najlepszej aktorki drugoplanowej, w „Żelaznej damie”, gdzie wystąpiła u boku Meryl Streep, i „Lobsterze” Yorgosa Lanthimosa. Z greckim reżyserem spotkała się na planie po raz kolejny. Dzięki niemu zagrała swoją najgłośniejszą i jedną z najlepszych ról – w obsypanej nagrodami „Faworycie” wcieliła się w królową Annę.
Hollywood póki co obsadza ją niemal wyłącznie w rolach królowych.
Kilka lat temu wcieliła się w królową matkę, Elżbietę Bowes-Lyon w filmie „Weekend z królem”. Później przejęła po Claire Foy rolę królowej Elżbiety w „The Crown”. W tym roku aktorka wystąpi u boku Anthony'ego Hopkinsa w poruszającym filmie Floriana Zellera, "Ojciec".
Sława przyniosła Olivii Colman możliwości, o jakich marzy każda aktorka, ale jednocześnie pozbawiła ją prywatności. Jej sposób na bycie rozpoznawalną? – Nie wychodzić z domu – śmiała się w podcaście Tennanta i dodała, że odkąd straciła anonimowość, najbardziej tęskni za wieczornym wyjściem do pubu. Dzisiaj trudno jej się odprężyć i pozbyć uczucia, że jest obserwowana. Wciąż zdarza jej się wpadać w panikę, że przestanie dostawać propozycje, i przez to czasami nie potrafi odmawiać. Niezależnie, jak potoczy się jej dalsza kariera, Colman ma oparcie w rodzinie i doświadczenie, które trudno przecenić. Zresztą, na szczęście, przecież „nie potrafi nic innego robić”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.