Lady Gaga i Bradley Cooper wzruszającym wykonaniem „Shallow” podsycili plotki o romansie, Billy Porter zarządził czerwonym dywanem, a Rami Malek, Spike Lee i Olivia Colman zabłysnęli najbardziej wyrazistymi przemowami.
Oscary zbliżają się do setki. 91. rozdanie nagród Akademii poprzedziło kilka skandali. Najpierw ceremonia straciła prowadzącego. Po homofobicznych komentarzach podziękowano Kevinowi Hartowi, nie powołując na jego miejsce następcy. Potem w ramach oszczędności czasu chciano kilka nagród przyznać w przerwie reklamowej, na co ostrym sprzeciwem zareagowali zainteresowani. Mówiło się też o co najmniej kilku niedopatrzeniach w nominacjach. My, w Polsce, cieszyliśmy się z trzech nominacji dla „Zimnej wojny” Pawła Pawlikowskiego. Szkoda, że nadzieje na zwycięstwo drużyny narodowej były płonne... Cóż, miało być tak pięknie, a wyszło jak zawsze. Trzygodzinnej ceremonii nie udało się skrócić ani o minutę, wiele decyzji Akademii można uznać za niesprawiedliwe (w tym triumf przeciętnego „Green Booka”), a kiepskie żarty świadczyły najlepiej o tym, że formuła ceremonii powoli się wyczerpuje. Najwyższy czas na nowe rozdanie. Co nie zmienia faktu, że rozdanie przyniosło nam kilka niespodzianek, olśnień i zachwytów.
Billy Porter zawojował czerwony dywan w sukni projektu Christiana Siriano
Jeśli z 91. ceremonii rozdania Oscarów pozostanie jeden ślad, będzie nim zdjęcie Billy'ego Portera z czerwonego dywanu. Aktor z serialu „Pose” zasłużył na najwyższy noty za smokingową suknię w wiktoriańskim stylu, która podważała tradycyjne przekonania o tym, co w modzie męskie, a co kobiece. – Czułem się wolny, czułem, że żyję, Czułem się piękny – mówił o swojej kreacji Porter, podkreślając, że moda jest polityczna, a on wykorzystuje ją po to, żeby obalać stereotypy. Jak powiedziałby jego serialowy Pray Tell, „Kategoria: ubierz się tam, jakbyś zmieniał świat”.
Oscary bez prowadzącego
Po skandalu z udziałem Kevina Harta, Akademia nie zdecydowała się na powołanie nowego prowadzącego. Pałeczkę przejęli wręczający nagrody. Zaczęło się od triumwiratu Rudolph-Fey-Poehler, zabawniejszego od większości obecnych na sali mężczyzn, a skończyło na Julii Roberts, która ogłaszając zwycięstwo „Green Book”, musiała jednocześnie pożegnać gości. Gwiazdy, mniej lub bardziej stając na wysokości zadania, udowodniły, że Oscary wodzireja nie potrzebują. A jeśli w przyszłym roku takowy znów przejmie stery, powinien być kimś młodym, świeżym, nieschematycznym. Typem krytyczki filmowej i naszej stałej współpracowniczki, Anny Tatarskiej jest Trevor Noah. Pozostaje nam trzymać kciuki, że ten przewrotny, wybitnie inteligentny i autoironiczny gospodarz „The Daily Show” będzie miał szansę zabłysnąć także na scenie Dolby Theater.
Czarne kobiety rządzą!
Nigdy wcześniej tylu nagród nie zdobyły Afroamerykanki. Ruth E. Carter nagrodzono za kostiumy, a Hannę Beachler za scenografię do „Czarnej Pantery”. Regina King otrzymała natomiast nagrodę dla najlepszej aktorki drugoplanowej w filmie „Gdyby ulica Beale umiała mówić”.
Lady Gaga i Bradley Cooper zaśpiewali „Shallow”. Był ogień!
Dlaczego ten ogień tlił się do tej pory tak słabo? – pytano w kuluarach. Może gdyby Lady Gaga i Bradley Cooper przyłożyli się do trasy promującej „Narodziny gwiazdy” tak jak do wykonania oscarowego „Shallow”, opuściliby ceremonię z więcej niż jedną statuetką? Uczuciowemu, żeby nie powiedzieć egzaltowanemu, wykonaniu utworu towarzyszyły powłóczyste spojrzenia, czuły dotyk, zmysłowe przytulanie...
Reakcja dziewczyny Bradleya, supermodelki Iriny Shayk? Pełne wsparcie. Jako pierwsza wstała z krzesła, by zachęcić resztę zgromadzonych do nagrodzenia występu owacją na stojąco, a potem wyściskała Gagę i ucałowała Bradleya. Zdusiła tym samym w zarodku wszelkie plotki o kryzysie w ich związku. #likeaboss
Drugi najlepszy występ? Queen i „We Will Rock You”. Sprawdza się bez pudła.
Joanna Kulig pojawiła się na gali
Polska aktorka, która niedawno urodziła swoje pierwsze dziecko, wsparła swoich kolegów z planu „Zimnej wojny”. W czarnej kreacji, platynowych falach i czerwonych ustach przypominała Marilyn Monroe. W Hollywood czeka Kulig kariera na miarę tamtej legendy. Jeśli tylko zechce po tę sławę sięgnąć.
Twórcy „Zimnej wojny” na czerwonym dywanie
Na pocieszenie dla fanów filmu, którzy spodziewali się nagród aż w trzech kategoriach (zdobyła je „Roma” Alfonso Cuaróna), na czerwonym dywanie Pawlikowski pojawił się z naszą dyrektor kreatywną, Małgorzatą Belą.
Melissa McCarthy i Brian Tyree Henry wyśmiewają pełne przepychu kreacje
Melissa McCarthy nie dostała co prawda nagrody za najlepszą rolę, ale pełnię swojego komediowego talentu pokazała, prezentując nominację do nagrody za najlepsze kostiumy. Mówiąc, że nawet te najbardziej szalone nie odwracają uwagi od fabuły, Melissa niczym magik wyciągnęła królika z kapelusza... Jej suknia będąca skrzyżowaniem kreacji Królowej Kier z Szalonym Kapelusznikiem zasługuje na osobną nagrodę.
Najważniejsze przemowy: Spike Lee, Rami Malek, Olivia Colman
– To przezabawne! – powiedziała Olivia Colman, odbierając statuetkę za najlepszą rolę w „Faworycie”. Potem zwróciła się do Glenn Close, by przeprosić ją za swoje zwycięstwo. – Od dawna jesteś moją idolką – przyznała. A potem obiecała reżyserowi, Giorgosowi Lanthimosowi „wielkiego całusa”. Wyznała też miłość mężowi, Edowi Sinclairowi oraz partnerkom z planu, Rachel Weisz i Emmie Stone. Ta najlżejsza z oscarowych przemów udowodniła, że potrzebujemy więcej Colman – czy to w roli królowej (Anny i, już za chwilę, Elżbiety II), pani detektyw z Broadchurch, czy też w jakiejkolwiek brytyjskiej komedii, a ma ich na koncie co niemiara. Pierwszego Oscara otrzymał także Rami Malek. Ze sceny podziękował Freddiemu Mercuremu, w którego rolę wcielił się w „Bohemian Rhapsody”, za inspirację. Przypomniał też, że sam pochodzi z rodziny imigrantów i, tak jak Mercury, mierzył się ze swoją tożsamością. Aktor nie wspomniał natomiast o reżyserze Bryanie Singerze, wyrzuconym z pracy w połowie zdjęć... Ale prawdziwym bohaterem gali był Spike Lee. Nie dość, że 62-letni mistrz nareszcie odebrał zasłużoną od dawna statuetkę (za scenariusz adaptację, w 2016 roku nagrodzono go Oscarem honorowym), to wykorzystał swoje pięć minut, by zabrać głos w sprawie nadchodzących wyborów. – Stańmy po stronie miłości, a nie nienawiści, a nie będziemy wstydzić się przed historią – mówił, podkreślając, że Amerykę zbudowali jego przodkowie, niewolnicy.
„Green Book” najlepszym filmem?
Akademia trochę nie miała wyboru. „Faworyta” była zbyt dziwna, „Narodziny gwiazdy” zbyt banalne, „Vice” zbyt polityczny. „Roma” zwyciężyła już w kategorii film nieanglojęzyczny, „Czarna Pantera” to jednak film o superbohaterach, „Czarne bractwo. BlacKKKlansman” weszło do kin zbyt wcześnie, żeby odbyć skuteczną trasę promocyjną, a „Bohemian Rhapsody”, pomijając fakt, że po prostu nie jest wystarczająco dobrym filmem, na dodatek zostało wyreżyserowane przez oskarżonego o molestowanie seksualne Bryana Singera. Został tylko „Green Book”, film przyzwoity, a przede wszystkim, poprawiający w tych niełatwych czasach humor. Widzom i Akademii, zadowolonej z siebie, że nagradza różnorodność.
Po podsumowaniu tej ceremonii czas na spojrzenie w przyszłość. Czy Oscary wyjdą wreszcie poza strefę komfortu? Czy przekażą pałeczkę młodszemu pokoleniu? Czy zmienią formułę na bardziej wpółczesną? – Gwiazd na gali nie brakowało, ale przekonaliśmy się już, że znane twarze to za mało – mówi Anna Tatarska. – Stara formuła już się wyczerpała. Chociaż coraz więcej nagród trafia do twórców o różnym pochodzeniu i kolorze skóry, coraz większa jest także rola kobiet, wydaje mi się, że Akademia wprowadza te zmiany w imię fałszywie pojętej poprawności politycznej, a nie z prawdziwej potrzeby. Oscary płyną z prądem, a mogłyby tworzyć trendy – dodaje krytyczka filmowa. Czy kolejny rok przyniesie rewolucję? Czekamy na to z niecierpliwością.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.