Znaleziono 0 artykułów
09.02.2025

Oscary 2025 pełne kontrowersji. Jakie nazwiska i filmy znalazły się w ogniu krytyki?

09.02.2025
(Fot. Amy Sussman/Getty Images for Netflix)

Tegoroczny sezon oscarowy to sezon medialnych burz, a nawet skandali. Trudno porównać go z którymkolwiek w minionych 30 latach. Czy stare rasistowskie tweety Karli Sofíi Gascón przekreślą jej szansę na historyczną nagrodę? Czy ingerencja AI w węgierski akcent Adriena Brody’ego zwiększa szanse Timothéego Chalameta na statuetkę za pierwszoplanową rolę? Oto wszystkie kontrowersje, które poprzedzają marcowe rozdanie Oscarów.

Brutalna estetyka filmu „The Brutalist” nie była jedynym powodem, dla którego dzieło Brady’ego Corbeta stało się przedmiotem gorącej debaty. Dziesięć nominacji do Oscara, miejsce wśród najbardziej wyróżnianych produkcji roku – to wszystko zeszło na dalszy plan, gdy ujawniono, że w procesie tworzenia filmu wykorzystano generatywną sztuczną inteligencję. W samym sercu współczesnej kinematografii rozgorzał spór o granice autentyczności, kreatywności i moralności.

„The Brutalist” rozpala dyskusje o wykorzystywaniu sztucznej inteligencji w filmowej postprodukcji

Zaczęło się niewinnie – od wywiadu, którego montażysta filmu, Dávid Jancsó, udzielił portalowi RedShark News. W szczerych słowach opowiedział, że do dopracowania węgierskich dialogów Felicity Jones i Adriena Brody’ego użyto technologii Respeecher. Miała ona pomóc aktorom w opanowaniu zawiłości fonetycznych języka, którego nie znali w stopniu biegłym. Jancsó, rodowity Węgier, przekazał swój głos modelowi AI, który następnie subtelnie poprawił brzmienie kwestii aktorów – tak by były bardziej naturalne i przekonujące dla rodzimego odbiorcy. – To nie jest manipulacja. To doprecyzowanie, rodzaj cyfrowego makijażu dźwiękowego – tłumaczył montażysta.

„The Brutalist”. Brady Corbet (Fot. Materiały prasowe)

Jednak w świecie, w którym narasta lęk przed wypieraniem człowieka przez maszynę, takie wyjaśnienie nie wystarczyło. Dyskusja o „The Brutalist” szybko nabrała temperatury. Głos zabrali filmowcy, aktorzy, dziennikarze. Wielu z nich przyjęło twarde stanowisko przeciwko jakiejkolwiek ingerencji AI w proces artystyczny. „To początek erozji kina” – grzmiał w mediach społecznościowych jeden z krytyków. „Każdy film, który wykorzystuje sztuczną inteligencję, traci duszę. To, co wygląda jak troska o detale, jest w rzeczywistości pierwszym krokiem do eliminacji aktorskiego rzemiosła”.

W odpowiedzi na narastające kontrowersje Corbet wydał oficjalne oświadczenie. Podkreślał, że ani jedno słowo w języku angielskim nie zostało zmienione przez AI, a użycie technologii ograniczyło się do kosmetycznej korekty wybranych dźwięków w węgierskich kwestiach. „To wciąż głosy Adriena i Felicity” – zapewniał reżyser. „Chodziło nam wyłącznie o autentyczność”. Zaprzeczył także doniesieniom, jakoby architektoniczne wizualizacje w filmie były generowane przez AI. Jak przekonywał, za każdy projekt odpowiadał zespół artystów, a jedynie w jednym ujęciu, na drugim planie, celowo wprowadzono cyfrowe renderingi stylizowane na epokę lat 80.

Mimo tych wyjaśnień wątpliwości nie ustały. Wraz ze zbliżaniem się Oscarów pojawił się moralny dylemat: ile AI w filmie jest dopuszczalne? Dla części środowiska odpowiedź była jednoznaczna – zero. Inni wskazywali na pragmatyzm: „The Brutalist" powstawał z budżetem poniżej 10 milionów dolarów, a sztuczna inteligencja pozwoliła zaoszczędzić czas i pieniądze w żmudnym procesie postprodukcji. Corbet znalazł się pod ostrzałem, a jego film – zamiast być triumfem artystycznym – stał się symbolem lęków związanych z przyszłością kina.

W tle narastającego sporu rodzi się pytanie: czy sztuczna inteligencja w kinie to zagrożenie, czy po prostu nowe narzędzie, które – jak każdy postęp technologiczny – wzbudza opór, zanim zostanie zaakceptowane? „The Brutalist” niechcący stał się punktem zwrotnym w tej debacie. Jego losy na Oscarach zadecydują nie tylko o przyszłości Corbeta, ale być może także o kierunku, w jakim podąży cała branża filmowa.

Gwiazdy „The Brutalist”, Adrien Brody i Felicity Jones, zgodnie odrzucają zarzuty wokół wykorzystania AI w produkcji, podkreślając, że narzędzie Respeecher służyło jedynie do subtelnych korekt wymowy i nie zastąpiło pracy aktorów. Brody, którego matka pochodzi z Węgier, zaznaczył, że osobiście wniósł autentyczność do węgierskich dialogów i że całe przedsięwzięcie było standardowym procesem postprodukcji. Felicity Jones natomiast skupiła się na artystycznej wartości filmu, podkreślając, że „The Brutalist” to oryginalna, ambitna opowieść, która nie podąża utartymi schematami i wymaga od widza większego zaangażowania. Oboje zgodnie podkreślili, że technologia nie zastąpiła ich wysiłku, a reżyser Brady Corbet stworzył dzieło autentyczne i wyraziste.

Film „Konklawe” zostaje oskarżony o antykatolicką propagandę

„Konklawe”, reż. Edward Berger (Fot. Materiały prasowe)

„Konklawe” to film, który podjął temat wyboru nowego papieża, a przy tym podpadł środowiskom katolickim. Oskarżany o bluźnierstwo i wypaczanie sacrum konklawe, w rzeczywistości okazał się zgrabnym thrillerem politycznym, który bardziej intrygował, niż oburzał. Krytyczne głosy, oskarżenia o antykatolicką propagandę i nawoływania do bojkotu paradoksalnie podbiły zainteresowanie widzów. W efekcie „Konklawe” nie stał się dziełem przeklętym, lecz jednym z najbardziej dyskutowanych filmów sezonu.

Emocjonalny wpis Cynthii Erivo po fanowskiej edycji plakatu „Wicked” podkręca promocję musicalu

Cynthia Erivo i Ariana Grande w trakcie trasy promującej „Wicked” (Fot. Max Cisotti/Dave Benett/WireImage)

Innego rodzaju zamieszanie wywołał film „Wicked”, ekranizacja kultowego musicalu. Wszystko zaczęło się od pozornie niewinnej edycji plakatu filmowego przez jednego z fanów. W jego wersji Elphaba miała czerwoną szminkę zamiast zielonej, jej oczy ukrywał cień kapelusza, a Ariana Grande, wcielająca się w Glindę, wyglądała bardziej jak postać z teatralnego pierwowzoru. Modyfikacja, choć dobrze przyjęta przez część widowni, nie przypadła do gustu odtwórczyni głównej roli, Cynthii Erivo. Aktorka uznała zmianę za symboliczną próbę jej wymazania i skomentowała to emocjonalnym wpisem, który rozgrzał media społecznościowe. Dyskusja szybko przeniosła się na temat rasy i reprezentacji w Hollywood, co dodatkowo podsyciło debatę. Paradoksalnie całe zamieszanie jedynie zwiększyło zainteresowanie filmem – bo choć Erivo nieprzyjemnie zapamięta ten epizod, to „Wicked” nie tylko na tym nie ucierpiało, ale zyskało dodatkowy rozgłos.

Scenariusz niezgodny z biografią w „Kompletnie nieznanym” oburza fanów Boba Dylana

„Kompletnie nieznany”, reż. James Mangold (Fot. Materiały prasowe)

Podobny los spotkał „Kompletnie nieznanego”: film o Bobie Dylanie, w którym Timothée Chalamet wciela się w legendę muzyki. Jak to zwykle bywa przy biografiach, nie zabrakło zarzutów o historyczne przekłamania. Fani Dylana, zwłaszcza ci, którzy pamiętają jego lata świetności, nie mogli przeboleć sceny rzekomego pożegnania muzyka z Suze Rotolo – chwili, która w rzeczywistości nigdy się nie wydarzyła. Najwięcej emocji wzbudziła jednak finałowa sekwencja – legendarny występ na Newport Folk Festival, gdzie Dylan miał spotkać się z buczeniem i słynnym okrzykiem „Judaszu!”. Dyskusje, jak zwykle w takich przypadkach, szybko przerodziły się w internetowe wojny pokoleniowe, ale film na tym nie stracił – wręcz przeciwnie, dodatkowa kontrowersja przyciągnęła do kin kolejnych widzów.

Rosyjskie konteksty nie podobają się w „Anorze”

„Anora”, reż. Sean Baker (Fot. Materiały prasowe)

Nagrodzona w Cannes Złotą Palmą „Anora” Seana Bakera wywołała spory zarówno wśród krytyków, jak i widzów. Film porusza tematykę klasową i etniczną w sposób przewrotny, co wzbudziło emocje i podzieliło opinię publiczną. Niektórzy zarzucają mu nadmierną prowokację i karykaturalne ujęcie rosyjskiej elity, inni chwalą jego odważne podejście i trafną satyrę na współczesne nierówności społeczne. W Europie nie podoba się natomiast to, że w oscarowym konkursie bryluje Rosjanin Yura Borisow, który na co dzień gra w moskiewskich teatrach.

„Substancja” najpierw okazuje się feministycznym arcydziełem, a potem mizoginistycznym horrorem

„Substancja”, reż. Coralie Fargeat (Fot. Materiały prasowe)

I wreszcie „Substancja”, która już od premiery w Cannes wzbudza skrajne reakcje. Obraz Demi Moore jako bohaterki przechodzącej drastyczną metamorfozę fizyczną wzbudził zachwyty jednych i niesmak innych. Jedni widzieli w nim feministyczne arcydzieło, inni eksploatacyjny horror z nutą mizoginii, bo grana przez Margaret Qualley młodsza wersja głównej bohaterki jest – zdaniem krytyków – za często roznegliżowana.

Fernanda Torres, gwiazda „I’m Still Here”, przeprasza za rasistowski skecz ze swoim udziałem

„I’m Still Here”, reż. Walter Salles (Fot. Materiały prasowe)

Tymczasem nominowana za pierwszy plan w brazylijskim dramacie „I’m Still Here” Fernanda Torres znalazła się w centrum kontrowersji, gdy przypomniano jej udział w skeczu sprzed lat, w którym posłużyła się blackface’em – praktyką, która w dzisiejszych czasach jest powszechnie uznawana za rasistowską. Aktorka początkowo bagatelizowała sprawę, tłumacząc, że nie miała złych intencji i że kontekst kulturowy był wówczas inny. Jednak lawina krytyki, zarówno ze strony środowisk artystycznych, jak i opinii publicznej, zmusiła ją do głębszej refleksji. Po kilku dniach milczenia Torres wystosowała oficjalne przeprosiny, przyznając, że jej wcześniejsze wypowiedzi wynikały z ignorancji.

Nie poprzestała jednak na słowach. Zaangażowała się w działania edukacyjne, wspierając inicjatywy promujące różnorodność w brazylijskim przemyśle filmowym. Mówiła też, że spotkania z młodymi twórcami z czarnoskórych społeczności pozwoliły jej zrozumieć, jak głębokie konsekwencje miały takie przedstawienia w mediach. Ostatecznie skandal jej nie zaszkodził. Powrót na salony, uświetniony obecnością na paryskim tygodniu mody pokazał, że Torres potrafiła przekuć kryzys w PR-owy sukces.

Dawne tweety Karli Sofíi Gascón wywołują skandal i przekreślają jej szanse na historycznego Oscara dla pierwszej transpłciowej aktorki

Jeszcze niedawno Karla Sofía Gascón jawiła się jako gwiazda przełomowa, która miała zapisać się w historii Oscarów złotymi zgłoskami. Nominacja w kategorii najlepsza aktorka za rolę w filmie „Emilia Pérez” wyniosła ją na piedestał, czyniąc z niej nie tylko ikonę artystyczną, ale i symbol walki o równość i akceptację dla transpłciowych aktorów. Miał to być moment historyczny. Tryumf odwagi i talentu. A jednak zamiast triumfalnego marszu ku Oscarowi jej kampania promocyjna rozsypała się jak domek z kart. Wystarczyło kilkanaście dni, by z marzenia pozostały tylko zgliszcza.

„Emilia Pérez”, reż. Jacques Audiard (Fot. Materiały prasowe)

23 stycznia 2025 roku świat obiegła elektryzująca wiadomość: Karla Sofía Gascón stała się pierwszą w historii otwarcie transpłciową aktorką nominowaną do Oscara. Miało to być kamieniem milowym w historii Hollywood, zwiastunem nowych czasów, w których świat filmu otwiera się na pełną różnorodność. Jednak już w chwili ogłoszenia nominacji dało się słyszeć pierwsze głosy sprzeciwu. Clarisse Loughrey, krytyczka „The Independent”, podważyła decyzję Akademii, nazywając nominację Gascón „iluzją postępu” i wskazując na estetyczny regres filmu „Emilia Pérez”. Jej słowa wydawały się początkowo jedynie pojedynczym, niegroźnym głosem w morzu entuzjastycznych reakcji. Jednak był to dopiero przedsmak burzy, która miała nadciągnąć.

Pierwszy prawdziwy cios nadszedł 30 stycznia, gdy Gascón udzieliła wywiadu brazylijskiej gazecie „Folha de S. Paulo”. Krytykując kampanię promocyjną swojej głównej rywalki w wyścigu oscarowym, Fernandy Torres, sugerując, że jej otoczenie prowadzi wobec niej brudną kampanię. Słowa te, zamiast skierować reflektor podejrzeń na Torres, obudziły demony przeszłości samej Gascón. W ciągu kilku godzin media społecznościowe eksplodowały. Internauci zaczęli przeszukiwać stare tweety aktorki z lat 2020–2021. Okazało się, że Gascón niegdyś wypowiadała się w sposób, którego dziś nie sposób obronić. Krytyczne uwagi pod adresem muzułmanów w Hiszpanii, ironiczne komentarze na temat islamu, a przede wszystkim pejoratywne określenia pod adresem George’a Floyda i jego tragicznej śmierci – wszystko to sprawiło, że na aktorkę posypały się gromy. Największym echem odbił się tweet sprzed kilku lat, w którym Gascón, po ceremonii oscarowej 2021 roku, w której tryumfowali Daniel Kaluuya i Youn Yuh-jung, nazwała galę „afro-koreańskim festiwalem”. Gdy gniew opinii publicznej narastał, Gascón postanowiła się bronić. Jej pierwsze oświadczenie było standardowym komunikatem skruchy: zapewniła, że jej słowa były „niewłaściwe”, przeprosiła każdego, kto poczuł się urażony. Ale to nie wystarczyło.

Kiedy kilka dni później stanęła przed kamerami CNN en Español, jej ton był już zupełnie inny. – Byłam oceniana, potępiana, ukrzyżowana i kamieniowana bez sądu i możliwości obrony – mówiła, jej głos drżał. Tyle że to dramatyczne oświadczenie spotkało się z jeszcze większą falą krytyki oraz konsekwencjami. Netflix, dystrybutor „Emilii Pérez”, zdecydował się odciąć od kontrowersyjnej gwiazdy. Jej nazwisko zniknęło z oficjalnych materiałów promocyjnych, a rola Zoë Saldañy, nominowanej za drugoplanową rolę w tym samym filmie, zaczęła być eksponowana znacznie mocniej. To był jasny sygnał: Hollywood nie zamierza jej bronić.

Gascón usunęła swoje konto na platformie X (dawniej Twitter) i ogłosiła, że otrzymuje groźby śmierci. „Nie mogę dłużej pozwolić, by ta kampania nienawiści wpływała na mnie i moich bliskich” – napisała. Jej nazwisko przestało pojawiać się w komunikatach prasowych związanych z filmem, a gdy w Londynie odbywała się konferencja promocyjna „Emilia Pérez”, na scenie zabrakło jej miejsca. Zoë Saldaña skomentowała całą sytuację słowami: „Nie mam za grosz tolerancji dla negatywnej retoryki wobec ludzi z jakiejkolwiek grupy. Smuci mnie to, co się wydarzyło. Smuci mnie, że zamiast świętować nasz film, musimy teraz zmierzyć się z tym niepowodzeniem”. Karla Sofía Gascón być może zapisała się w historii Oscarów – ale nie tak, jak tego pragnęła.

Kto w świetle wszystkich kontrowersji ma szansę na Oscara 2025?

Wobec powyższych zdarzeń trudno wskazać faworytów. Komputerowe wygładzanie akcentu Adriena Brody’ego sprawiło, że teraz największe szanse na Oscara za rolę pierwszoplanową ma Timothée Chalamet. Seria wzruszających przemówień podczas kolejnych gal wręczenia nagród daje też coraz większą przewagę Demi Moore. A co z nagrodą dla najlepszego filmu? Przez chwilę wydawało się, że mimo wszystko wygra „The Brutalist”, ale po Critics’ Choice Awards wiatr zaczyna wiać w stronę „Anory”.

Radosław Korzycki
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. Oscary 2025 pełne kontrowersji. Jakie nazwiska i filmy znalazły się w ogniu krytyki?
Proszę czekać..
Zamknij