Ktoś może nie czuć pożądania, ale marzy o romantycznym związku. Ktoś inny czasem czuje pożądanie, ale nie chce uprawiać seksu, nie chce też relacji. Kolejna osoba nie ma libido i nie będzie dążyła do tworzenia związków – mówi psychoterapeutka, seksuolożka Agata Stola. Rozmawiamy o tym, jak aseksualność tylko jednej z osób partnerskich w związku może wpływać na relację.
Czym jest aseksualność?
Orientacją seksualną, która charakteryzuje się brakiem odczuwania albo odczuwaniem w małym stopniu popędu seksualnego. Ale gdybyśmy zaczęły szukać w języku potocznym, okazałoby się, że aseksualność to dość mylące sformułowanie.
Mówimy, że ktoś jest aseksualny, czyli mało atrakcyjny, niezbyt sexy.
Tego słowa używa się do określenia czegoś zupełnie innego niż to, jak rozumieją je osoby aseksualne, które tak definiują swoją orientację. Ja lubię myśleć o aseksualności jak o spektrum.
Co to znaczy?
Ktoś może nie czuć pożądania, ale marzy o romantycznym związku. Ktoś inny czasem czuje pożądanie, ale nie chce uprawiać seksu, nie chce też relacji. Kolejna osoba nie będzie miała libido i nie będzie dążyła do tworzenia związków. Tyle tożsamości seksualnych, ile osób. I o tym staramy się myśleć w gabinecie – szyjemy terapię seksuologiczną na miarę. Staramy się koncentrować na tym, jak osoba, która do nas przychodzi, rozumie pewne rzeczy.
Zdaje się, że aseksualność przez wielu terapeutów nie jest traktowana jako czwarta orientacja, tylko jako problem z pożądaniem albo konsekwencja traum z dzieciństwa.
Na osobie prowadzącej terapię spoczywa odpowiedzialność, to ona musi wychwycić, co jest do diagnozy, a co nie, żeby nie wpuszczać w proces psychoterapeutyczny osoby, która tego nie potrzebuje. To kwestia granic, które niestety w gabinetach terapeutycznych bywają przekraczane. Zatrzymywanie się na tym, że wśród osób, które definiują się jako aseksualne, jest wyższy współczynnik PTSD, uważam za pójście na łatwiznę.
Poza tym osoba, która jest aseksualna i traktuje aseksualność jako orientację, nie będzie odczuwała tego jako problem, a do gabinetu przyjdzie z inną trudnością, na przykład z trudnym coming outem albo stresem mniejszościowym. Ewentualnie przyjdzie na terapię par, jeśli zwiąże się z osobą seksualną.
Ale to chyba rzadko się zdarza? W książce Anny Niemczyk „Aseksualność. Czwarta orientacja” przeczytałam, że osoby aseksualne nie decydują się raczej na związki z osobami seksualnymi. Jeden z bohaterów książki mówi: „Teoretycznie mógłbym uprawiać seks z osobą, którą bym pokochał, ale realnie nie potrafiłbym pokochać osoby, która by ode mnie tego wymagała”.
Osoby aseksualne, zresztą tak jak homoseksualne albo biseksualne, są na różnych poziomach integracji pewnych elementów w swoim życiu. Jeśli wyobrazimy sobie osobę aseksualną, która jednak potrzebuje romantycznych relacji, jest bardzo uczuciowa, to ona prawdopodobnie będzie miała niewielki wpływ na to, w kim się zakocha. Osoba poszukująca romantycznej, głębokiej relacji, chodząc do pracy albo do szkoły, realizując swoje pasje i zainteresowania, spotykając różnych ludzi, zwykle seksualnych, może się po prostu w kimś zakochać. Osoba heteroseksualna też przecież może zakochać się w osobie homoseksualnej.
Albo w kimś zajętym.
Prawda? Nie zawsze możemy skontrolować emocje. I oczywiście są osoby głęboko zidentyfikowane, świadome, które wiedzą, gdzie szukać bezpiecznej strefy, osób, które im odpowiadają. Natomiast do gabinetu trafiają te, które zwykle dopiero będąc w relacji, odkrywają swoją aseksualność.
Do gabinetów przychodzą osoby, które raczej nie mają seksu?
Trochę tak, jak śpiewała Maria Peszek: „Nie mam czasu na seks, a tak bardzo chciałabym mieć… Nie mam czasu na kochanie, na pieprzoty, całowanie…”. Przychodzi do mnie para – atrakcyjni, zadbani ludzie, mają czas na siłownię, manicure, zakupy, imprezy, ale na seks już nie. Dla mnie to jasne, że przed nami długa terapeutyczna droga, bo w tym braku czasu kryje się ogromny opór przed bliskością i szczerością w relacji. W takich przypadkach zazwyczaj jedna osoba w związku jest motorem napędowym, namawia drugą, żeby przyjść i walczyć o seks. I muszę powiedzieć, że często doświadczam dylematów z tym związanych. Mamy na przykład parę z kilkunastoletnią historią – na początku mieli seks, teraz nie mają. Od kilku lat. I jedna z osób nie czuje żadnej potrzeby, a druga cierpi.
Co wtedy?
Trzeba sobie odpowiedzieć na kilka pytań. Przede wszystkim: Jak osoba, która za seksem nie tęskni, w ogóle go przeżywa? Z jakiego powodu go nie potrzebuje? Odczuwa głęboką frustrację, ponieważ seks nie przynosi jej przyjemności? Czy może seks jest dla niej przyjemny, ale zupełnie niepotrzebny? Może jednak chce go znów odkryć, sprawdzić, czy będzie dla niej dobry? To są niuanse, ale ważne w szyciu terapii na miarę.
Widziałam ostatnio litewski film „Slow” o parze, w której on jest aseksualny, a ona seksualna. Do tego jest zmysłową tancerką, dla której ta sfera jest ważna. Widać, że cierpi – chciałaby, żeby on patrzył na nią z pożądaniem.
Jeśli do gabinetu trafia para, w której jedna strona jest aseksualna, a druga seksualna, zwykle zaczynamy zastanawiać się nad kompromisem. Sprawdzamy, co można zrobić z seksualnością osoby, której na seksie zależy. Trzeba urealnić tę sytuację, sprawdzić, czy na przykład otwarcie relacji jest możliwe. Na ile działania, które dla strony aseksualnej nie będą miały miana seksualnego i nie będą przekroczeniem granic, tylko bliskością, staną się możliwością do rozładowywania napięcia seksualnego dla drugiej, seksualnej strony.
To może się udać?
Tak, ale wymaga otwartej głowy, szczerości i wysiłku. Ale każdy związek wymaga wysiłku. Często proponuję parom takie ćwiczenie: proszę, żeby zrobili listę swoich priorytetów, i patrzę, na którym miejscu stawiają seks. Jeśli dla jednej strony seks jest na pierwszym miejscu, a dla drugiej na siódmym, to zastanawiamy się, jak doszło do tego, że u tej drugiej jest prawie na końcu listy – zawsze tam był czy z jakiegoś powodu wypadł z priorytetów? Może ta osoba ma teraz tyle obowiązków, że nie ma na niego siły ani czasu?
Pomyślałam, że bardzo ciekawe w tym litewskim filmie jest to, że to mężczyzna jest aseksualny. Zwykle w kontekście mniejszych potrzeb myślimy o kobietach.
Na nasze myśli mają wpływ pewne stereotypy wokół płci i relacji, ale świat idzie do przodu. Dziś mężczyzna odmawiający seksu to sprawa powszednia w gabinetach seksuologicznych. Kobiety bardzo się frustrują, kiedy myślą, że nie są w stanie pobudzić swojego partnera, i szukają pomocy. On na przykład ma problemy z erekcją, o których nie chce rozmawiać albo w ogóle się do nich przyznać, a ona żyje w przekonaniu, że przestała być dla niego atrakcyjna. Taki sposób myślenia jest ustawiony kulturowo, patriarchalnie – to, czy kobieta działa na swojego mężczyznę, definiuje ją. Natomiast sprawność mężczyzny definiuje jego penis. Dlatego jeśli widzimy mężczyznę aseksualnego, jak w filmie, o którym mówisz, który świadomie nie definiuje się przez swoje prącie, nie uznaje, że to symbol jego sprawczości...
I nie czuje się z tym źle.
Domyślamy się wtedy, że ten mężczyzna czuje się wolny! Bo to jest uwalniające, a nie obciążające. Tylko że deficyt seksu w parach i napięcie, jakie ten temat powoduje, niekoniecznie są łatwe do przyjęcia i zaakceptowania. Informacja, że źródłem braku seksu w relacji jest orientacja, może być dla osoby, która tego seksu potrzebuje, zwyczajnie załamująca. W takiej sytuacji kluczowe wydaje mi się, na ile obie strony oczekują akceptacji dla swojej sytuacji i dopasowania się, a na ile kierują nimi empatia i zrozumienie, co przeżywa druga strona, która ma całkiem inaczej. Czy w ogóle jesteśmy w stanie wczuć się w to, co nasza osoba partnerska czuje.
W aseksualność trudno się wczuć, mało o niej wiemy. Ile jest aseksualnych osób?
Instytut Kinseya oraz inne ośrodki badawcze zajmujące się tematem czwartej orientacji szacują, że to 1 do 2 proc. populacji. Zależy, kogo do grupy badawczej włączymy – czy będą w niej na przykład osoby demiseksualne, czyli takie, które uprawiają seks, tylko jeśli się zakochają i mają z partnerem głęboką, emocjonalną więź, czy nie. Dlatego tak zasadne wydaje mi się myślenie o aseksualności jako o spektrum.
Jakie rozwiązania najczęściej wybierają takie pary?
Rozwiązania zależą od tego, jak silna jest więź emocjonalna w związku. Czasem pary decydują się na poliamorię, poligamię, otwieranie związku, wpuszczenie trzeciej osoby do relacji. Ale są też relacje, w których nie ma mowy o rezygnacji z wyłączności, pojawia się ultimatum, czyli oczekiwanie akceptacji, że seksu po prostu nie będzie. To może być taki moment, kiedy ludzie się rozstają, ale jeśli tego nie zrobią, wracamy do tematu masturbacji, zastanawiamy się, na ile jedna strona może uczestniczyć w masturbacji drugiej. Empatia i uważność na drugą osobę naprawdę pomagają się dopasować, znaleźć kompromis, który zaspokaja potrzeby. Ale, tak jak wspomniałam, nie wszyscy się na to decydują, czasem kończy się rozstaniem.
Miłość jest możliwa bez pożądania?
Oczywiście, nie mam co do tego wątpliwości. I nie jest to już historia z czasów aranżowanych relacji. Dziś jesteśmy na takim poziomie świadomości seksualnej, eksplorowania jej spektrum, że śmiało możemy odrzucić stare klasyfikacje i podziały na fazy miłości. Wiemy już, że nie każda para musi przechodzić od rollercoastera do wypalonego gniazda. Relacja jest żywym organizmem, jeśli będziemy uważni na to, czego sami potrzebujemy, i na to, czego potrzebuje druga strona, nasz związek się nie wypali. To zresztą wielka zaleta relacji: ona się zmienia, a nie utrzymuje w tym samym stanie.
Ale pary często marzą, żeby było jak kiedyś!
Oczywiście, często to słyszę: „Chcemy, żeby było tak jak na początku. Kochaliśmy się wtedy kilka razy dziennie!”. Pytam zwykle: „A czy państwo są dziś tacy sami jak wtedy? Czy waszą ulubioną potrawą jest to samo, co 15 lat temu?”. „No nie” – odpowiadają zgodnie. Przecież się rozwinęli, jeżdżą po świecie, chodzą do różnych restauracji, okazało się, że byli nawet na kursie gotowania. Kiedy coś takiego słyszę, uśmiecham się w duchu, bo wiem, że para ma duży potencjał do odkrywania swojej seksualności na nowo. Wiem, że jest duża szansa, że któreś z nich powie za chwilę: „Faktycznie, nie zamieniłbym już ramenu na pierogi z jagodami!”. A ja tylko na to czekam, bo z seksem jest jak z jedzeniem – całe życie można degustować, próbować, eksplorować. A świadomość tego jest bardzo uwalniająca.
Agata Stola: psychoterapeutka, seksuolożka, specjalistka terapii uzależnień. Współzałożycielka Instytutu Splot. Praktykę zawodową łączy z pracą dydaktyczną na Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego i badawczą na Wydziale Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Działa w Fundacji Edukacji Społecznej i SEXED.PL
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.