Pamiątka na życie: Rozmawiamy z Anią Wibig, fotografką dokumentującą narodziny
Nie chciałabyś zobaczyć swojej mamy, jak płacze ze szczęścia, trzymając cię po raz pierwszy w rękach? – pyta Ania Wibig, fotografka dokumentująca porody. Rozmawiamy o jej pracy, o tym, w jaki sposób przedstawiane jest ciało rodzących kobiet, o nurcie birth photography.
Kiedy umawiam się na wywiad, mówi szczerze: – Postaram się, ale czekam na poród klientki, w każdej chwili mogę dostać telefon i zniknę. To w jej pracy naturalny tryb. Zazwyczaj zaczyna się od nieśmiałego SMS-a „Chyba rodzimy”. Wtedy Ania często robi pierwsze zdjęcie do projektu – telefonu z taką właśnie wiadomością. A potem bierze torbę z aparatem, wodą i kanapką i jedzie. Nigdy nie wie, czy wejdzie w środku akcji porodowej, czy będzie wyczekiwać godzinami.
– Nie ma sensu planować scen czy kadrów. Jeśli ktoś pokazuje w moim portfolio konkretne zdjęcie palcem i mówi „poproszę takie”, tylko się uśmiecham – mówi – to się po prostu nie uda. Czuje się reportażystką, jej tematem są narodziny, a ambicją rejestracja najbardziej ulotnych momentów.
Najczęściej zgłaszają się kobiety, które mają już dzieci. Przekonały się, że poród to trudne, ale też bardzo wzniosłe przeżycie. Jak często potem mówią, „najważniejszy moment wżyciu”, „najbardziej wzruszająca chwila”. Dzwonią do Ani, bo czują, że brakuje im wspomnień pełnych szczegółów.
– Tak działa natura, że czyści pamięć po porodzie.
To mechanizm obronny, żeby matki nie wystraszyły się i były gotowe rodzić ponownie. Ale czy przy obecnym postępie medycyny poród wciąż musi być traumatyczny? – Chyba nie, choć mogę mówić tylko o swoim doświadczeniu – mówi Ania, która jest też matką. – Dlaczego dziś, kiedy fotografujemy wszystko, od porannej kawy z ciasteczkiem aż po wielkie wesele z dziesiątkami gości, moment narodzin dziecka, punkt zwrotny w życiu, miałyby zostać pominięty? – zastanawia się.
Fotografie podczas narodzin to nie sesja zdjęciowa
Być może do Ani zgłasza się szczególna grupa kobiet, takich, które akceptują siebie, lubią swoje ciążowe krągłości, odnajduje się w macierzyństwie. W końcu zapraszają fotografkę, żeby towarzyszyła im w prawdziwej wyprawie w nieznane. Nawet jeśli rodziły wcześniej, wiedzą, że wszystko może potoczyć się inaczej, że stracą kontrolę nad swoim wyglądem i zachowaniem. Że mogą krzyczeć z bólu albo płakać, czuć wielkie zmęczenie czy krwawić.
– Czasem szpital stawia warunek: przy porodzie może towarzyszyć tylko jedna dodatkowa osoba – doula albo fotografka. I zdarzyło się, że rodzice wybrali właśnie mnie, mówiąc, że chcą zapamiętać ten czas narodzin dla siebie i swojego dziecka – mówi Ania.
Dobrze zna swoją rolę. Rozmawia, wspiera, ale nie jest doulą, przede wszystkim obserwuje.
– Jedyna rada, jaką dzielę się już na pierwszym spotkaniu, jeszcze przed porodem, to sugestia, żeby przyszła mama miała przygotowany sportowy stanik – mówi. Elastyczny i wygodny, zasłaniający piersi, dzięki czemu powstanie więcej portretów, które będzie można pokazać dalszej rodzinie. Poza tym Ania nie poleca żadnych przygotowań – makijażu czy fryzur. – To nie sesja zdjęciowa – zastrzega, – Zresztą, zobacz, one są naturalnie piękne, silne i szalenie kobiece. A właśnie dokonały czegoś niezwykłego.
Ania otwiera duży album oprawiony w płótno. Na jednym zdjęciu dziecko z wielkimi ciemnymi źrenicami po raz pierwszy patrzy na świat. Na drugim para przytulonych rodziców – patrzą z niedowierzaniem na becik. Dopiero dociera do nich, że dziecko już z nimi jest. Uczą się jego rysów twarzy.
Spokojnie, to tylko ciało
Tematem zdjęć Anny są narodziny, a ich wszechobecnym motywem ciało – więc twarz, piersi, brzuch, ale też sinoniebieska pępowina czy niemowlę w białej mazi płodowej, zanim jeszcze położna wytrze je, odkrywając różową miękką skórę. Zdarza się też, że noworodek tuż po przyjściu na świat ma nieregularną główkę, która odkształciła się podczas przeciskania przez wąskie drogi rodne. Ania, która towarzyszyła już przy kilkudziesięciu porodach, wie, że ten stan utrzyma się tylko kilka chwil, po czym kształt wróci do normy.
Czasem fotografuje krocze w trakcie akcji porodowej, niezwykły moment z wysuwającą się głową dziecka. – Moją rolą jest po części dostarczenie odpowiedzi na pytania: „Jak było?”, „Jak to wyglądało?”. Wiele kobiet prosi mnie o taki rodzaj zdjęć. I chociaż wiem, że to nie jest materiał dla wszystkich – na pewno nie powinna oglądać go dalsza rodzina, koleżanki czy nawet partner, to rozumiem ich potrzebę. Często podsyłam te najbardziej intymne kadry w osobnym mailu, tylko dla oczu matki.
Jak przyznaje Ania, ten kluczowy moment porodu jest dla wielu matek niezwykle wzruszający, choć przemilczany i wyparty z kultury, bo odstający od wyidealizowanego obrazu ciała.
– Jeśli prześledzisz najważniejsze konkursy i portfolia nurtu birth photography, bo to już ważna gałąź w fotografii, zobaczysz, że nie ma w tych ujęciach nic sensacyjnego. To po prostu ciało – zapewnia.
Fotografki – z reguły w tej roli występują kobiety – towarzyszące z aparatem przy narodzinach w USA czy Europie Zachodniej za punkt honoru stawiają sobie odmitologizowanie porodu, który z jednej strony przedstawiany jest często jako niebezpieczeństwo i trauma, a z drugiej jako komercyjny obrazek uśmiechniętej mamy z pulchnym, różowym bobasem. Żadna z tych wersji nie jest bliska rzeczywistości, a tabu wokół porodu narasta i wywołuje niezdrowe napięcia i lęki. – Staram się, żeby w moich zdjęciach na pierwszy plan wychodziły emocje – czułość, wzruszenie, zachwyt – to jest mój główny cel i motywacja – mówi.
Jak tłumaczy, wyzwaniem są dla niej również zupełnie inne zdjęcia – te, które dotyczą planowanych porodów śmiertelnie chorych, a czasem martwych dzieci. To też ważne, ale ekstremalnie trudne doświadczenie pewnej grupy rodziców. Niektórzy z nich mają potrzebę utrwalenia krótkich wspólnych chwil spędzonych razem z dzieckiem, by móc się pożegnać. A wyspecjalizowani fotografowie i fotografki, którzy stale współpracują ze szpitalami, umożliwiają im to.
– Nie miałam jeszcze takiej prośby. Sama nie wiem, czy umiałabym zrealizować tego rodzaju zlecenie, czy umiałabym zachować profesjonalizm, utrzymać emocje w ryzach. Pewnie zależałoby to od momentu w moim życiu – przyznaje.
Fotografka w sali porodowej: Męska perspektywa
– Właściwie największy problem z moją obecnością przy narodzinach mają nie kobiety czy personel szpitala, ale ojcowie. Z jakiegoś powodu to ich najtrudniej przekonać – mówi. Zastanawia się nad powodem. – Na początku wydawało mi się, że chodzi o to, że ojcowie w jakiś sposób strzegą partnerki oraz intymności swoich rodzin, że sami wolą robić zdjęcia. Ale prawda jest taka, że panowie są potrzebni do czegoś innego. Ich rolą jest, według Ani, wspierać partnerkę – trzymać za ręką, dodawać otuchy, w trudnych momentach podejmować razem z nią decyzję na przykład o znieczuleniu czy cesarce. Schowanie się za aparatem utrudnia bezpośredni kontakt z rodzącą kobietą.
– Dopiero z czasem dotarło do mnie, że mężczyźni mogą być speszeni aparatem – zauważa. – Zobacz, jak to może wyglądać z boku: siedzą i czekają, czasami po wszystkim przysypiają na jakimś fotelu albo chodzą nerwowo po korytarzu. Wydaje im się, że są zupełnie bezradni. Tymczasem trudno im okiełznać własne emocje – właśnie zostali ojcami, weszli w nową, wielką życiową rolę – opowiada. Czasem płaczą, innym razem nie mogą powstrzymać drżenia rąk, łamiącego się głosu. – To ich zawstydza, choć dla mnie, i chyba wszystkich wokół, staje się bardzo wzruszającą sceną.
Zastanawiam się, ile razy w życiu bliskie sobie osoby doświadczają razem takiej podniosłości i wzruszenia. – Nie wiem, raz, może kilka, a czasem może nigdy. Dlaczego więc nie utrwalić tego momentu na zdjęciach i nie pozwolić sobie wracać do niego pamięcią? – zastanawia się Ania. – Nie chciałabyś zobaczyć swojej mamy, jak płacze ze szczęścia, trzymając cię po raz pierwszy w rękach?
Ania Wibig, fotografka, autorka projektu Obiektywnie Najpiękniejsze, w ramach którego fotografuje narodziny. Nagradzana w wielu prestiżowych i międzynarodowych konkursach fotograficznych m.in. Birth Becomes You, Documentary Family Awards, Child Photo Competition, IAPBP Awards, Birth&Beyond Photography Awards. Aktywnie działa na rzecz promowania dobrego porodu — wspiera Fundację Rodzić po ludzku i Stowarzyszenie Dobrze Urodzeni.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.