Nie ma wspólnego biznesu bez szczerości. Trzeba rozmawiać też o niemiłych rzeczach – pieniądzach, porażkach i oczekiwaniach – mówią przyjaciółki i założycielki sklepu z roślinami.
Jak zaczęła się wasza historia. Skąd się znacie?
Ola Sieńko: Poznałyśmy się przez taniec. Po przeprowadzce do Wrocławia na studia, dołączyłam do grupy, do której należała już Weronika. Od początku świetnie się dogadywałyśmy, więc szybko się zaprzyjaźniłyśmy i spędzałyśmy razem dużo czasu. Coraz częściej mówiłyśmy też o tym, żeby coś razem zrobić. Cztery lata później się udało.
Skąd pomysł na Projekt Rośliny?
Ola: Wszystko zaczęło się od spaceru po wrocławskim Ogrodzie Botanicznym. Było lato, więc wszystko wokół tętniło życiem, a my zafascynowane tą różnorodnością, złapałyśmy za aparaty analogowe i zaczęłyśmy robić zdjęcia. Właśnie wtedy stwierdziłyśmy, że czas stworzyć coś własnego. Tak powstał Projekt Rośliny.
Weronika Muszkieta: Obie chciałyśmy zrobić coś, co nas kompletnie pochłonie.
Ola: Wybór padł na rośliny, bo to one nas najbardziej inspirowały w tym czasie.
Weronika: Byłyśmy pierwszym zielonym sklepem we Wrocławiu, myślę, że jednym z pierwszych w kraju. Zanim jednak otworzyłyśmy sklep, zaczynałyśmy od kupowania roślin, które wystawiałyśmy na targach, eventach, w knajpach.
Co było dalej?
Ola: Wynajęłyśmy nieduży lokal nad Odrą z przyjaciółmi, którzy też prowadzili biznesy. Stworzyliśmy concept store. Pracę w sklepie musiałyśmy godzić z regularną pracą na etacie, bo nie byłyśmy jeszcze w stanie utrzymać się ze sprzedaży roślin.
Weronika: Tak minął pierwszy rok. Potem szukałyśmy większej przestrzeni. Od dwóch lat można nas znaleźć przy ulicy Świętokrzyskiej, w okolicach wspomnianego Ogrodu Botanicznego.
Czyli metoda małych kroków?
Ola: Dokładnie. Dzięki temu, miałyśmy czas się uczyć, obserwować i reagować. Nigdy nie miałyśmy biznesplanu. Zdałyśmy się na naszą intuicję. I to się sprawdziło. Teraz, kiedy zarządzamy sklepem stacjonarnym i internetowym, a dodatkowo zajmujemy się zazielenianiem wnętrz biur i restauracji, musimy już postępować ostrożniej i myśleć bardziej przedsiębiorczo, ale naszym paliwem wciąż jest pasja.
Zanim zostałyście wspólniczkami, byłyście przyjaciółkami. Czy wasz sukces nie wynika po części z tego, że tak dobrze się dogadujecie?
Ola: Myślę, że bardzo. Weronika jest wizjonerką, która chętnie podejmuje ryzyko. Ja jestem ostrożniejsza, ale lepiej odnajduję się w codziennych obowiązkach.
Weronika: Dla obu z nas ważna jest szczerość. Nie boimy się ze sobą rozmawiać, dyskutować czy nawet pokłócić. Zresztą nie umiemy się na siebie gniewać dłużej niż jeden dzień.
Ola: Stale musimy pielęgnować naszą przyjaźń i współpracę. Czasem jest lepiej, czasem gorzej, ale pracujemy nad sobą. Ważne jest, żeby być uważnym i umieć rozmawiać.
Jak wygląda podział waszych obowiązków?
Weronika: Większość rzeczy robimy razem. Jednocześnie każda z nas ma obszary, w których czujemy się pewniej. Dla mnie jest to grafika i fotografia, dla Oli kontakt z klientami.
Ola: Najważniejsze rzeczy, takie jak wybór roślinnej oferty czy praca nad książką, nadal robimy razem.
Co lubicie w sobie nawzajem?
Weronika: Bardzo szanuję Olę za jej podejście do ludzi. Ma w sobie mnóstwo ciepła i empatii, szybko zdobywa zaufanie i sympatię innych. Mi tego brakuje. Jestem bardziej zamknięta w sobie, rzadko pokazuję swoje emocje. Uwielbiam też jej otwartość – nigdy nie boi się mówić, co myśli.
Ola: Weronika jest prawdziwą tytanką pracy. Zawsze gotowa do działania, a jej pomysły nigdy się nie kończą. Jeżeli coś postanowi, to na pewno to zrobi. I za to ją podziwiam.
A co wam w sobie przeszkadza?
Weronika: Zdarza się, że mam problem ze zrozumieniem obaw Oli, gdy musimy podjąć ryzyko. Czasami czuję, że ma ona zbyt wiele wątpliwości, o których ja nawet o nie pomyślę. Na dłuższą metę ma to swoje zalety – często sprowadza mnie za ziemię.
Ola: Weronice ma takie momenty, że za dużo pracuje, często kosztem równowagi między życiem zawodowym i prywatnym. Ma to jednak swoje plusy, bo to dzięki niej często udaje się nam dopiąć w terminie projekt lub zlecenie.
Czyli nigdy nie myślałyście o karierze solowej?
Weronika: Nie musiałyśmy, bo świetnie się dobrałyśmy. Jeżeli trafisz na właściwą osobę, to wzajemnie się motywujecie i rozwijacie.
Ola: Jakiś czas temu rozmawiałyśmy, że to musi być bardzo trudne, być zdaną tylko na siebie. Mamy koleżankę, która też prowadzi roślinny sklep, ale w Berlinie. Ma świetne pomysły, ale bywa jej trudno. Bardzo ją podziwiamy za to, że ze wszystkim radzi sobie sama.
Równowaga jest bardzo ważna, zarówno w waszym duecie, jak i w waszym życiu. Jak sobie z nią radzicie?
Ola: Jeżeli chodzi o przyjaźń, to nie mamy z tym problemu. Nie możemy zacząć pracy, póki ze sobą nie porozmawiamy i nie nadrobimy zaległości (śmiech). Dbamy też o to, by przynajmniej raz w roku wyjechać gdzieś razem. Jako przyjaciółki, nie wspólniczki.
Jeżeli chodzi o work-life balance, to jest ona niezbędna do mojego funkcjonowania. Pomaga mi w tym joga. Gdy tylko wypocznę, mogę wracać do pracy.
Weronika: Ja mam większy problem z odnalezieniem takiej równowagi. Często poświęcam się pracy bez opamiętania. Po ostatnim kryzysie, kiedy poważnie zaniedbałam życie prywatne, staram się przykładać do tego większą wagę. Wciąż lubię pracować, lubię ten pęd, ale bardziej się pilnuję i doceniam wypoczynek.
Myślę też, że powinno się mówić więcej o tym, że masz prawo być zmęczona, nie dawać z siebie wszystkiego, potrzebować odpoczynku.
Na koncie macie już sklep stacjonarny, internetowy, własną książkę i stale rosnącą społeczność roślinnych pasjonatów. Co dalej?
Weronika: Myślimy nad drugą częścią naszej książki. Po premierze „Projektu rośliny” byłyśmy wyczerpane – pisanie musiałyśmy godzić z pracą, projektami i studiami. Teraz mamy więcej czasu i mnóstwo pomysłów.
Ola: Marzą nam się też kolejne zlecenia – aranżowanie przestrzeni biur czy restauracji.
Weronika: Od kiedy przeprowadziłam się do Warszawy, myślimy też intensywnie nad sklepem stacjonarnym w stolicy. Jest tu wiele świetnych sklepów z roślinami, ale myślę, że możemy tu wnieść naszą dziewczyńską energię (śmiech).
Ola: Pracujemy też nad rozwijaniem naszego zespołu, który bardzo nas wspiera. Podzielenie się pracą nie było łatwe. Ale choć początkowo się wahałyśmy, to była jedna z najlepszych decyzji jakie podjęłyśmy.
Ola mieszkasz we Wrocławiu, Weronika – w Warszawie. Jak radzicie sobie z tym dystansem?
Weronika: Od kiedy się wyprowadziłam, bywam we Wrocławiu przynajmniej kilka razy w miesiącu. Jesteśmy w stałym kontakcie, więc nie odczułyśmy tej zmiany za bardzo.
Ola: Łączymy te dwa miasta. Ja odpowiadam za nasz sklep we Wrocławiu, Weronika nadzoruje sklep internetowy i magazyn, który mieści się w Warszawie. Każdy dzień zaczynamy od wspólnego telefonu, omawiamy wtedy bieżące sprawy i siadamy do pracy. Myślę, że dobrze nam to idzie.
Jakie rady dałybyście innym dziewczynom, duetom, które chciałyby pójść w wasze ślady?
Ola: Gdy zaczynałyśmy naszą przygodę z roślinami, pan, od którego kupowałyśmy pierwsze doniczki, powiedział nam, że „kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana”. Ta dewiza stała się naszym motto i myślę, że to jest zdanie warte zapamiętania.
Jednocześnie warto pamiętać, że na tego szampana będzie trzeba zaczekać i ciężko pracować. Dlatego nie może być jedyną motywacją. Pieniądze są ważne, ale pasja i chęć tworzenia są motorem na dłużej.
Weronika: Jeżeli masz pomysł, w który wierzysz, to działaj. Ale pamiętajcie, że to przedsięwzięcie będzie wymagało poświęceń.
Jeżeli tworzycie duet, to pamiętajcie o szczerości. Bez niej daleko nie zajdziecie. Tworząc wspólny biznes, będziecie musiały umieć rozmawiać ze sobą o wszystkim – o pomysłach, sukcesach i porażkach czy finansach.
Ola: Zanim zaczniecie, zróbcie dobry research. Sprawdźcie, jak możecie udoskonalić swój pomysł i czy ktoś już nie wpadł na to wcześniej. Inspirujcie się, ale nigdy nie kopiujcie.
I odpoczywajcie!
* Więcej inspirujących historii duetów, które udowadniają, że razem można więcej, znajdziecie w wakacyjnym wydaniu „Vogue Polska”. Do kupienia w salonach prasowych i na Vogue.pl.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.