Piękna skóra na trzech poziomach
Do niedawna moja skóra była praktycznie bezproblemowa. Nie wiedziałam, co to trądzik czy rozszerzone pory, nie musiałam się zmagać z zaskórnikami, a i zmarszczki nie spędzały mi za bardzo snu z powiek. – Co ty robisz, że masz taką baby face? – pytały z zazdrością koleżanki. – Piję dużo wody, używam kremu na słońce i nawilżającego na noc – odpowiadałam. Przez długi czas to mi wystarczało.
Zmęczony wygląd
Im bardziej zbliżam się do 35. urodzin, tym widoczniejsze znaki czasu zauważam na twarzy. Nie mam nic przeciwko zmarszczkom. Przeciwnie, zachwycam się Helen Mirren i Andie MacDowell na czerwonym dywanie, na Instagramie śledzę „granfluencerki” na czele z mamą Elona Muska, Maye. I choć wciąż zdarza się, że w sklepach z napojami wyskokowymi sprzedawcy proszą mnie o dowód (zawsze dziękuję im za to, mówiąc, że zrobili mi dzień), to coraz częściej słyszę, że wyglądam na zmęczoną. I to nawet gdy prześpię osiem godzin, co po trzydziestce stało się nową normą. Gdzie te czasy, gdy nawet po zarwanej nocy mogłam rano wyglądać promiennie i czuć się rześko? Dziś niedospanie zaraz odbija się na mojej twarzy w postaci fioletowych podkówek pod oczami, których nie jest w stanie ukryć nawet najlepszy korektor.
Redukcja cieni, zmarszczek i obrzęków wokół oczu
Nie jestem jedyna. Jak wynika z badań rynku medycyny estetycznej przeprowadzonych przez ICAN Institute na zlecenie Croma Pharma, w najbliższym roku największą popularnością będą cieszyć się zabiegi skupione właśnie na redukcji cieni, zmarszczek i obrzęków wokół oczu. Rośnie popyt na mezoterapię igłową, której celem jest poprawa jakości skóry. Lekarze medycyny estetycznej potwierdzają, że coraz częściej pacjenci, a zwłaszcza pacjentki zgłaszają się do nich, nie żeby wyglądać na młodszych, tylko na bardziej wypoczętych. Zrelaksowana twarz wygląda świeżo, promiennie, po prostu młodziej. I co najważniejsze – naturalnie, bez przerysowanych efektów, których przy pierwszym zabiegu obawia się prawie 40 proc. biorących udział w badaniu respondentów. Obawiają się też bólu (aż 52 proc.).
Przebieg zabiegu Nucleofill
Niepokoiłam się dyskomfortem, gdy zdecydowałam się wypróbować na sobie zabieg z użyciem preparatu Nucleofill. Przekonało mnie jednak to, że daje widoczne efekty odświeżenia wyglądu, zmniejsza widoczność zmarszczek i optycznie podnosi owal twarzy, bez ingerencji w jej rysy. Bo jeszcze bardziej niż pytań, czy jestem chora albo czy coś się stało, nie chciałabym słyszeć: co sobie zrobiłaś? Na szczęście po tym zabiegu mi to nie grozi, jak zapewnił mnie przeprowadzający go dermatolog i lekarz medycyny estetycznej dr Marek Opala z warszawskiej Kliniki Ambroziak. Jedyne, z czym muszę się liczyć, to lekka opuchlizna i ewentualnie drobne siniaki po ukłuciach przez około dwa-trzy dni po zabiegu.
Najpierw lekarz smaruje mi twarz, szyję i dekolt znieczulającym kremem z lidokainą. Po około pół godzinie czuję lekkie odrętwienie w okolicy ust i policzków – to znak, że znieczulenie działa. Przystępujemy więc do działania. Doktor Opala precyzyjnie nakłuwa moją skórę, zaczynając od okolic oczu. W tym celu sięga po produkt Nucleofill Soft Plus. Stworzony specjalnie z myślą o skórze okolicy oczu, działa w trzech poziomach skóry: naskórka i skóry właściwej, naczyń oraz tkanki podskórnej. – Auuu, boli – piszczę, starając się nie poruszać na fotelu. Niestety, ta partia jest szczególnie bolesna. – Ale to potrwa chwilę – uspokaja mnie lekarz. I na osłodę dodaje, że warto zacisnąć zęby, bo dzięki temu zmniejszą mi się worki pod oczami (do których mam rodzinną tendencję). Ostrzyknięcie tej okolicy optycznie otworzy oko i zniweluje problem mojej lekko opadającej powieki. Ponadto zabieg ma długofalowe działanie przeciwutleniające, co dla mieszkanki wielkiego miasta, a do tego palaczki (wiem, nie ma się czym chwalić, ale nikt nie jest doskonały) jest dodatkowym plusem.
Następnie doktor przechodzi do policzków, czoła i brody (im bardziej kościsty obszar, tym bardziej bolesne ukłucia). Na ten obszar stosuje preparat Nucleofill Strong. Przełykając napływające mi do oczu łzy, pocieszam się, że wśród obiecanych efektów jest też zwężenie porów i rozjaśnienie przebarwień. To ostatnie szczególnie przyda mi się po lecie, gdy jednak parę razy zdarzyło mi się zapomnieć o kremie z filtrem. Niestety moja skóra tego nie zapomniała, po czym zostały mi niepożądane pamiątki w postaci ciemniejszych plam na nosie i policzkach. Na sam koniec doktor zostawia sobie szyję i dekolt. – O szyję warto zacząć dbać jak najwcześniej – mówi mi, dozując przez strzykawkę kolejne porcje preparatu Nucleofill Medium. Celowo podaje go więcej, żeby, jak mówi, zwiększyć efekty w postaci stymulacji skóry do produkcji kolagenu i do naturalnej samoodnowy. Przez kolejne dwa dni zostaną mi po tym ślady w postaci małych wypustek – to właśnie tzw. depozyty, czyli większe ilości preparatu, którym należy dać się wchłonąć, a potem cieszyć się rezultatami.
Efekty zabiegu
Choć na pełne efekty muszę poczekać około dwóch-trzech tygodni i powinnam go powtórzyć za około miesiąc, to już teraz, po tygodniu od zabiegu wiem, że było warto. Zgodnie z obietnicą dr. Opali moja skóra jest lepiej nawilżona, bardziej napięta i elastyczna. Przebarwienia wydają się jaśniejsze, a spod oczu zniknęły irytujące worki i sińce. I nie tylko ja to widzę. – Chyba byłaś na urlopie – zaczepiła mnie ostatnio koleżanka na korytarzu. – Jestem przed – odparłam z uśmiechem. – Ale odkryłam niezawodny sposób na wygląd jak po wakacjach – dodałam tajemniczo.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.
Wczytaj więcej