Nowy sezon baletowy w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej otworzył „Don Kichot”. Rolę Kitri–Dulcynei tańczy Chinara Alizade-Szmidt. Pochodząca z Azerbejdżanu tancerka, pierwsza tancerka Baletu Narodowego, opowiedziała nam o swojej pracy, odkrywaniu ulubionych miejsc w mieście oraz o sesji zdjęciowej dla Fundacji Muzeum Warszawy.
Czy z okazji sesji pierwszy raz odwiedziłaś Muzeum Warszawy?
Byłam w nim już wcześniej. Mój mąż jest Polakiem, więc chciałam poznać historię miasta, w którym mieszkam, zobaczyć kolekcję obrazów. Uwielbiam malarstwo, rzadko mam czas, żeby oglądać wystawy, ale na przykład kiedy przyjeżdżam do Paryża, pierwsze kroki kieruję do Muzeum d’Orsay. W Muzeum Warszawy zachwyciły mnie też piękne suknie w gablotach, bardzo inspirujące.
Mówisz po polsku bardzo dobrze.
Staram się, żeby dźwięk był jak najdokładniejszy. To zawodowe skrzywienie, dobry słuch jest baletnicy niezbędny.
Kiedy zaczęłaś tańczyć?
W wieku pięciu lat. Moja mama sama marzyła, żeby być baletnicą, więc szybko dostrzegła mój potencjał. Jako dziecko miałam mnóstwo energii, kiedy tylko słyszałam muzykę, zaczynałam tańczyć, mama widziała, że mam wyczucie rytmu. Chodziłam na ćwiczenia z przyjemnością, dlatego dalej pchała mnie w tym kierunku. Talent pomaga się wyróżnić, ale potrzeba dużo pracy, żeby udowodnić, że jest się godną pełnienia roli solistki.
Ile godzin dziennie poświęcasz na ćwiczenia?
Praktycznie cały dzień, z przerwami, które mogę wykorzystać jak chcę, a i tak często wykorzystuję na próbę. Mamy w teatrze fizjoterapeutów, którzy dbają o naszą formę i przychodzą z pomocą, kiedy odczuwamy jakiś ból, na przykład zakładają nam na stopy specjalne buty, które wykonują masaż limfatyczny. To bardzo pomaga, od tego też zależy jakość naszej pracy.
Masz ogromną świadomość nie tylko swojego ciała, lecz także wyglądu. Lubisz się malować?
Szczerze mówiąc, nie. Prywatnie lubię naturalność. Zanim wyjdę na scenę, maluję się i robię fryzurę sama, dlatego że przygotowanie do spektaklu mnie odpręża, uspokaja, wprowadza w dobry nastrój. Dzięki temu etapowi łatwiej mi znaleźć emocje potrzebne do odegrania roli. Inspiracji do makijażu szukam na YouTube, poszłam nawet na kurs wizażu, bo chciałam poznać sekrety malowania scenicznego. Mam kręcone włosy, które wymagają specjalnej pielęgnacji. Próbowałam wielu kosmetyków do moich kręconych włosów i najlepiej służy im marka MoroccanOil, a do makijażu lubię Giorgio Armani i Bobbi Brown.
Jakie miejsca lubisz w Warszawie?
Od pierwszego wejrzenia zachwyciły mnie w tym mieście parki. Mój ulubiony Ogród Krasińskich jest bardzo kameralny, przytulny. W nim odpoczywam i piknikuję z przyjaciółmi. Jestem kawoszką, a najlepszą moim zdaniem kawę robią w Heritage na placu Zbawiciela.
A co myślisz o polskiej kuchni?
Wolę śródziemnomorską, bo jest lżejsza. Lubię też, kiedy jedzenie jest wyraźnie przyprawione. Dzieciństwo spędzałam w Baku, więc tęsknię za tamtejszymi smakami. Trochę mniej, odkąd nie jem mięsa, bo w tamtejszej kuchni jest go sporo. Nie mogę się nadziwić, że w Polsce nie znacie owocu o nazwie feijoa. Moja mama robiła z niego konfiturę, jest pyszny i wyjątkowo zdrowy, pełen antyoksydantów. Mój ulubiony deser – baklawa – w azerskim wydaniu smakuje zupełnie inaczej niż turecka czy irańska, popularne w Polsce.
Twój mąż Waldemar Szmidt jest operatorem filmowym, współtwórcą wielu popularnych polskich seriali i filmów pełnometrażowych, nauczył cię obycia przed kamerą?
Tak, ale to ja go zainteresowałam baletem (śmiech).
Co lubisz najbardziej w swojej pracy?
Moment, kiedy po miesiącach prób wychodzę przed widownię, przeżywam emocje, wymieniam energię z widzami. Wtedy dopiero czuję, że warto było dać z siebie wszystko.
Dużo jest w tych rolach twojej inwencji?
Kiedy przygotowujemy nową choreografię do premiery, asystenci choreografa przyjeżdżają do nas, aby przez kilka miesięcy pokazywać układ choreograficzny i szlifować rolę. Później dodaję moją artystyczną interpretację. Za każdym razem szukam innych rozwiązań, różnych możliwości ekspresji, oglądam filmy i nagrania, żeby zbudować rolę jak najprawdziwszą i najciekawszą. Dama Kameliowa jest przykładem bardzo wymagającej roli dramatycznej, z mnóstwem bardzo trudnych duetów z partnerem. Każda tancerka marzy, żeby zatańczyć taką partię, można w niej pokazać cały wachlarz umiejętności artystycznych i dramatycznych, choć wymaga to bardzo dużo pracy. Ale ja lubię wyzwania.
Który moment z sesji w Muzeum Warszawy zapamiętałaś najbardziej?
Stałam przed obiektywem Piotra Leczkowskiego, zamknięta w gablocie obok manekinów, ubrana w jedną z tych pięknych sukni, jakie zapamiętałam z mojego pierwszego pobytu w muzeum przed laty. Obcowanie z historycznymi eksponatami w bezpośredni sposób było magicznym przeżyciem. To wyjątkowy projekt, jest dowodem, że marzenia się spełniają.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.