Przed obiektywem potrafiła być zarówno krucha, jak i prowokacyjna. Oczarowała m.in. Giorgia Armaniego, Gianniego Versace i Yves’a Saint Laurenta. Każdy z nich zaprosił ją do współpracy. Kim była Gia Carangi, pierwsza supermodelka, i dlaczego jej historia nie miała happy endu?
– Miała w sobie to wyjątkowe „coś”, czego brakowało innym dziewczynom. Jasne, miała doskonałe ciało, piękne oczy, usta, włosy. Ale mnie imponowała też swoją hardą postawą. Jakby mówiła wszystkim: możecie mi naskoczyć! – tak Gię Carangi wspominał amerykański fotograf Francesco Scavullo, współpracujący m.in. z magazynem „Vogue”. Na tę postawę Gii wpływ bez wątpienia miał jej dom.
Urodziła się 29 stycznia 1960 r. Była najmłodszym dzieckiem Josepha i Kathleen. Ojciec Gii Marie Carangi był z pochodzenia Włochem, matka miała irlandzkie i walijskie korzenie. Rodzina mieszkała w Filadelfii, gdzie Joseph prowadził restaurację, a jego żona zajmowała się domem i dziećmi. Kathleen nie kryła, że rola gospodyni nigdy nie była jej powołaniem. Relacje z mężem były coraz bardziej napięte. Zdarzały się gwałtowne kłótnie, szarpaniny, dochodziło do aktów przemocy. Gdy Gia skończyła 11 lat, matka porzuciła rodzinę. Chciała ułożyć sobie życie od nowa. Ale jej decyzja nie pozostała bez wpływu na dzieci, zwłaszcza na nastoletnią córkę.
Gia dorastała więc w otoczeniu ojca i dwóch starszych braci, miała też wiele koleżanek. Lubiła obdarowywać je kwiatami, czym podobno zjednywała sobie ich sympatię. Sama była zaś typem chłopczycy. Nosiła sprane T-shirty i męskie spodnie, do tego buty typu oficerki lub kowbojki. Miała krótkie włosy i nigdy się nie malowała. Uwielbiała Davida Bowiego – mniej za muzykę, bardziej za queerowy wizerunek i biseksualizm, o którym mówił otwarcie. Ona również była biseksualna, czego nigdy nie ukrywała. Carangi była piękna, zmysłowa, charyzmatyczna i, przynajmniej pozornie, pewna siebie. Przyciągała spojrzenia i kobiet, i mężczyzn.
Urodzona gwiazda
Wkrótce stała się lokalną gwiazdą. Pozowała do wydawanych w Filadelfii czasopism i wciąż słyszała, że powinna zgłosić się do profesjonalnej agencji modelek. W końcu postanowiła spróbować. Miała 17 lat, gdy przeprowadziła się do Nowego Jorku. Od razu podpisała kontrakt ze słynną agencją Wilhelmina Models, założoną przez byłą modelkę Wilhelminę Cooper. Sukces przyszedł szybko. Już rok później wszyscy mówili o prowokacyjnej sesji Carangi. Gię sfotografował Chris von Wangenheim, pracujący m.in. dla „Vogue’a” i „Harper’s Bazaar”. Zachwycił się wyjątkową urodą i zadziornym charakterem dziewczyny. Na planie sesji Gia poznała wizażystkę Sandy Linter. Zakochała się w niej bez pamięci, niemal od pierwszego wejrzenia. Z wzajemnością.
– Gia była urodzoną gwiazdą, miała to we krwi – wspominała Linter w czerwcu 2020 r. na łamach „The Hollywood Reporter”. Emanowała z niej niezwykła moc. Wkrótce zaczęły być parą. – Gia nie lubiła być sama – zdradziła Linter. – Miała przecież ledwie 19 lat i znalazła się nagle w Nowym Jorku. Szukała towarzystwa, zwłaszcza wieczorami. Wbrew temu, co mówią, nie była typem samotniczki. Choć miała własny apartament, większość czasu spędzałyśmy w moim mieszkaniu. Pragnęła bliskości – dodała. Dla obu kobiet było to coś więcej niż przelotny romans. Jak podkreśla Linter, Carangi czuła się przy niej bezpiecznie. – Nie byłyśmy razem dla seksu. Zakochałyśmy się w sobie – mówiła.
Zadziorna Włoszka na okładce „Vogue’a”
Z każdym miesiącem o Gii Carangi robiło się coraz głośniej. W ledwie dwa lata od debiutu w Nowym Jorku trafiła na okładkę amerykańskiego „Vogue’a”. Jej twarz zdobiła też okładki brytyjskiej, francuskiej i włoskiej edycji magazynu. „Spektakularna kariera!”, zachwycała się redakcja „Vogue” w Stanach. Kolejni sławni fotografowie chcieli współpracować z tą „zadziorną Włoszką”, jak ją nazywali. Carangi wyróżniała się na tle innych modelek swojej epoki. Zmysłowa brunetka o dużych piwnych oczach była powiewem świeżości w branży. I jeszcze ta osobowość!
Carangi nie bała się ryzyka. Zawsze była gotowa na odważne zdjęcia, chętnie pozowała też nago. Lubiła bawić się swoją seksualnością, odmieniając ją na planie zdjęciowym przez wszystkie przypadki. Raz pozowała niczym drapieżna femme fatale, innym razem przywdziewała androgyniczny wizerunek. Przed obiektywem potrafiła być zarówno krucha, jak i prowokacyjna. Oczarowała m.in. Giorgia Armaniego, Gianniego Versace i Yves’a Saint Laurenta. Każdy z nich zaprosił ją do współpracy.
Pierwsza z wielkich supermodelek
Już w wieku 18 lat stała się najlepiej opłacaną modelką w branży. Była sensacją, każdy chciał mieć ją w swojej kampanii lub w pokazie. Stała się marką. Nie potrzebowała już nawet nazwiska. Wystarczyło powiedzieć po prostu „Gia” i każdy doskonale wiedział, o kogo chodzi. Mówi się, że to właśnie ona zapoczątkowała erę supermodelek, stając się pierwszą z nich.
Jednak im bardziej Gia stawała się sławna, tym intensywniej pochłaniało ją nocne życie. Za dnia pracowała na planach zdjęciowych ze sztabem profesjonalistów, wieczory spędzała w najmodniejszych klubach Manhattanu. Alkohol lał się strumieniami, a dostęp do narkotyków był bajecznie prosty. Dwudziestolatka szybko się uzależniła. Już w 1981 r. regularnie chodziła po wybiegu na haju. Zdarzało się, że zapominała o sesjach albo pojawiała się potwornie spóźniona i niezdolna do pracy.
Zaczęła od kokainy, którą zażywała głównie na imprezach. Był to modny narkotyk wśród znanych i bogatych, takich jak stali bywalcy słynnego Studio 54. Modelkę widywano tam często. Gdy jej agentka i mentorka, Wilhelmina Cooper, zmarła na raka płuc, załamana Carangi pocieszała się heroiną. Pod koniec 1981 r. nie umiała już funkcjonować bez narkotyków. Zdarzało się, że przerywała sesję i szła kupić heroinę. Stała się wybuchowa, nie kontrolowała emocji, czasem wpadała w histerię. – Raz na planie zaczęła przeraźliwie łkać, bo nie mogła znaleźć swoich narkotyków – opowiadał Scavullo. – Musiałem, dosłownie, położyć ją do łóżka i utulić do snu – dodał. W jednej z jej sesji, która ukazała się pod koniec 1981 r., na rękach Gii widać było ślady po igłach. Nawet retusz nie zdołał ich przykryć.
Gia Carangi na równi pochyłej
Coraz mniej marek chciało pracować z nieprzewidywalną Carangi. Nie pomogła zmiana agencji, z której zresztą wyrzucono ją zaledwie po kilku tygodniach. Nikt nie chciał być kojarzony z „tą narkomanką”. Odsunęła się od niej nawet Sandy Linter. Gdy widziały się po raz ostatni, naciskała, by modelka poszła na odwyk. Tłumaczyła, że grozi jej nie tylko utrata kariery, lecz także zdrowia, a może i życia. W latach 80. w USA rozpoczęła się epidemia AIDS. Jej pierwszymi ofiarami byli narkomani i osoby LGBT+. Chorzy na AIDS zderzali się z ostracyzmem społecznym, najczęściej umierali w samotności. Linter nie chciała takiego losu dla ukochanej. Ale było już za późno.
Okładka kwietniowego wydania amerykańskiego miesięcznika „Cosmopolitan” była ostatnią w karierze Carangi. Gia wystąpiła jeszcze w kampanii nowej kolekcji Gianniego Versace. Miała kontrakt na kolejną, ale nie wzięła już w niej udziału. Wiosną 1983 r. Gia opuściła Nowy Jork i wróciła do rodzinnej Filadelfii. Postanowiła rzucić narkotyki i spróbować „normalnego życia”. Zatrudniła się jako sprzedawczyni w sklepie z ubraniami, pracowała też w domu opieki. Zawsze jednak wracała do heroiny. Pod koniec życia zdarzało jej się za narkotyki płacić ciałem.
W grudniu 1985 r. Gia Carangi trafiła do szpitala z obustronnym zapaleniem płuc. Wkrótce okazało się, że choruje na AIDS. Jesienią 1986 r. ponownie wylądowała w klinice – tym razem w wyniku gwałtu i brutalnego pobicia. Żyła już wtedy na ulicy i była w strasznym stanie. Choroba i narkotyki całkowicie wyniszczyły jej organizm. 26-latka zmarła 18 listopada 1986 r.
Mniej więcej w tym samym czasie kontrakt z agencją Elite podpisała Cindy Crawford. Piękna, seksowna brunetka wkrótce stała się jedną z najsłynniejszych modelek na świecie. Później wyznała, że pierwsze oferty pracy dostała dlatego, że tak bardzo przypominała Carangi. – Nazywano mnie nawet „Baby Gia” – zdradziła Crawford.
Tuż po premierze opartego na historii Carangi filmu „Gia” Angelina Jolie, która za tytułową rolę dostała w 1999 r. Złoty Glob, powiedziała w jednym z wywiadów: – Gia była niesamowita, gdy była po prostu sobą. Boże, przecież wcale nie potrzebowała tych cholernych narkotyków. Sama była jak narkotyk.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.