Znaleziono 0 artykułów
13.02.2023

Raye: Na własnych zasadach

(Fot. Callum Walker Hutchinson)

Gdy jako nastolatka podpisała kontrakt z wielką wytwórnią, była przekonana, że to spełnienie jej marzeń. Rzeczywistość szybko okazała się inna. Przez następną dekadę zamiast wydawać własne albumy, jej piosenki śpiewały inne, większe gwiazdy, jak Charli XCX czy Beyoncé. W końcu postanowiła przerwać milczenie i wywalczyła sobie niezależność. Zapisem tych doświadczeń jest jej debiutancki album „My 21st Century Blues”. Poznajcie Raye.

W październiku 2022 roku wysłuchałam kameralnego koncertu Raye w Paryżu, w legendarnym klubie Silencio, którego wnętrze zaprojektował sam David Lynch (stąd m.in. sala kinowa i palarnia, inspirowana „Miasteczkiem Twin Peaks”). Bilety wyprzedały się na pniu, więc przestrzeń pod sceną szybko się zapełniła. W powietrzu czuć było podekscytowanie i wyczekiwanie. Raye nie kazała na siebie czekać. Ubrana w klasyczną, białą koszulę i czarne kuloty, wkroczyła pewnie na scenę, na której znajdowały się tylko pianino i mikrofon.

Dotychczas słyszałam jej piosenki tylko w radiu, zwykle były to taneczne kawałki, jakich wiele. Gdy usłyszałam Raye na żywo, byłam pod ogromnym wrażeniem jej talentu. Artystka śpiewała z takim zaangażowaniem i taką pasją, że nie sposób było oderwać od niej wzroku. Między utworami opowiadała nam o swojej muzycznej drodze, zmaganiach ze zdominowaną przez mężczyzn branżą i chwilach, w których była pewna, że się podda. Na szczęście nawet w najmroczniejszych chwilach znajdowała w sobie odwagę, by iść dalej. – Przypominałam sobie wtedy, dlaczego to robię. Moim podstawowym celem była muzyka, możliwość wyrażania siebie przez dźwięki i słowa, które, miejmy nadzieję, będą również rezonowały z innymi – mówi.

 

Obiecujące początki

Muzyka była centrum wszechświata małej Raye, a właściwie Rachel Agathy Keen, która dorastała w londyńskim Tooting, dzielnicy imigrantów. Na ulicach równie często jak angielski można było usłyszeć hindi, urdu i polski. Równie różnorodna była muzyka słuchana przez sąsiadów i ta grana przez uliczne zespoły. Raye chłonęła to wszystko z zachwytem. Jej rodzice również byli muzykalni, dlatego nie musiała ich długo namawiać, by zapisali ją do miejscowego chóru. W domu uczyła się gry na pianinie, a każdą wolną chwilę wypełniała muzyką – gospel, R&B i folkiem. Przekonana, że kariera muzyczna jest jej pisana, Raye dostała się na prestiżową uczelnię BRIT School. Szybko jednak doszła do wniosku, że klasyczny repertuar i przestarzałe metody nauki nie są dla niej. Niedługo później zrezygnowała z zajęć i zaczęła pracować jako autorka tekstów.

Gdy miała 17 lat, otrzymała propozycję podpisania kontraktu z jedną z największych wówczas wytwórni płytowych w Wielkiej Brytanii. Łowcy talentów z Polydoru byli pod wrażeniem jej dojrzałych tekstów. – Myślałam sobie: „Tak spełniają się moje marzenia. To moment, który zapamiętam na zawsze”. I tak też się stało, ale z zupełnie innych powodów – mówi z gorzkim uśmiechem. Niedługo później ukazał się jej pierwszy EP „Welcome to the Winter” a dwa lata później kolejny – „Second”. Raye pisała kolejne utwory z myślą o zebraniu ich na debiutanckim albumie. Kiedy jednak spotykała się z przedstawicielami wytwórni, ci przekonywali ją, że nie jest jeszcze gotowa, a jej najlepsze kawałki trafiały do innych, znanych artystek, jak Charli XCX, Mabel i Beyoncé. W Raye rosła frustracja, ale bała się, że jeśli odmówi, będzie skończona w branży.

(Fot. Callum Walker Hutchinson)

Artystka nie jest wolna

Mijały lata, a Raye nadal czekała na szansę, by wydać debiutancki album. Zamiast tego zaszufladkowano ją jako wokalistkę, której specjalnością są proste, taneczne kawałki. Raye zaczęła tracić nadzieję, że to kiedykolwiek się zmieni. W tym samym czasie artystka padła ofiarą przemocy seksualnej ze strony jednego z producentów. – To był jeden z najmroczniejszych dni w moim życiu. Do dziś, gdy mam spotkać się z nowym współpracownikiem, zawsze dbam o to, by ktoś zaufany był tam ze mną – mówi. To doświadczenie sprawiło, że przelała się czara goryczy. Przez kolejne miesiące Raye zmagała się z atakami paniki, zaczęła nadużywać alkoholu i narkotyków. W tym samym czasie nasiliły się jej objawy zaburzeń odżywiania i dysmorfofobii. W tym samym czasie doświadczyła przemocy seksualnej ze strony producenta (o czym opowiedziała w utworze "Ice Cream Man."). Jak mówi, nigdy nie była bliższa poddania się. Po raz kolejny uratowała ją muzyka. Raye znalazła ukojenie w pisaniu. – Wypluwałam z siebie kolejne słowa, jak gdybym nieświadomie czekała na ten moment. Coś we mnie pękło i nie było odwrotu. Musiałam wyrzucić to wszystko z siebie. „ A little context if you care to listen / I find myself in a shit position / (…) 'Cause I don't wanna feel how I did last night I don't wanna feel how I did last night”, usłyszymy później w kawałku „Escapism”.

 

Niedługo później rozpoczęła się pandemia, a branża muzyczna, podobnie jak reszta świata, stanęła w miejscu. Przez ponad rok nie odbywały się festiwale, tournée i koncerty. W szczególnie trudnej sytuacji znaleźli się autorzy tekstów: – Zrozumienie, kto w branży muzycznej robi prawdziwe pieniądze, a kto musi się obejść „royalty points”, zajęło mi sporo czasu. Nie tylko dlatego, że to szalenie zawiłe, ale również dlatego, że osobom na wysokich stanowiskach nasza świadomość nie jest na rękę. Wyobraź sobie, że gdy piosenka trafia do sieci, popularny artysta dostaje imponujący czek, producent zgarnia tysiące dolarów, a tekściarz powinien się cieszyć, że jego utwór się ukazał. Przez lata musiałam dorabiać sobie jako kelnerka, żeby móc zapłacić za mieszkanie. To absurd – mówi Raye. W 2021 roku miarka się przebrała, a artystka postanowiła postawić wszystko na jedną kartę. W głośnej serii tweetów, które spotkały się z ogromnym wsparciem innych artystek, Raye opowiedział o zakulisowych rozgrywkach, przez które dotychczas nie wydała debiutanckiego albumu (z czterech zapisanych w kontrakcie). Artystka postawiła wytwórni ultimatum – albo pozwalacie mi wydać płytę na moich zasadach, albo odchodzę. Po kilku tygodniach i przy wsparciu internautów Polydor rozwiązał z nią umowę. Raye stała się niezależną artystką.

Debiut na własnych zasadach

Zamiast świętować, zabrała się do pracy. W końcu czekała na ten moment prawie dekadę. Raye zaszyła się w studiu i zaczęła nagrywać. Tak powstało 15 utworów, które złożyły się na „My 21st Century Blues”. Artystka rozlicza się z przeszłością, by móc zostawić ją za sobą. „After years and fears and smiling through my tears / All I ask of you is open your ears”, śpiewa w „Hard Out Here”. I dodaje: „On my way, figured a way, figured a way out / My pen is a gun, pen is a gun, I’m finna spray now / He said I was out, said I was done, look at his face now”. „My 21st Century Blues” to nie tylko świetny album, na którym znajdziemy zarówno poruszające ballady, jak i kawałki, do których będziemy tańczyć całe lato. To również przykład satysfakcjonującej kobiecej zemsty, która jest powracającym w ostatnich latach motywem filmów, powieści i utworów.

 

Raye je znalazła. Jak podkreśla, kobieca solidarność wielokrotnie dodawała jej otuchy w momentach zwątpienia. Artystka wspomina, m.in. spotkanie z Charli XCX: – Po wspólnej pracy w studiu zaprosiła mnie do siebie do domu. Rozmawiałyśmy o branży i tym, jak powinna się zmienić. Podzieliła się własnymi doświadczeniami i radami. Bardzo potrzebowałam takiego spotkania. Branża muzyczna zbyt często przekonuje nas, że inne kobiety są naszą konkurencją, zwracając nas w ten sposób przeciwko sobie. Charli pokazała mi, że tak nie musi być. Raye podczas pracy nad płytą i towarzyszącymi im teledyskami współpracowała z wieloma zdolnymi artystkami, inżynierkami i wieloma innymi kobietami na stanowiskach, na których do tej pory widywała tylko mężczyzn.

I fani, i krytycy przyjęli „My 21st Century Blues” ciepło – album pnie się w górę list przebojów i branżowych zestawień. Raye już zbiera materiał na kolejny. – Gdy tylko nadarzy się okazja, wyjadę gdzieś na kilka dni i zaszyję się w łóżku z książką. Do tego czasu chcę robić to, na co tak długo czekałam – mówi, wyjmując mikrofon z futerału.


Jeszcze w tym roku będziecie mieli okazję usłyszeć utwory z nowej płyty Raye na żywo. Artystka wystąpi w warszawskiej Progresji 24 listopada.

Julia Właszczuk
  1. Ludzie
  2. Portrety
  3. Raye: Na własnych zasadach
Proszę czekać..
Zamknij