Znaleziono 0 artykułów
01.11.2022

Świecki pogrzeb: W ostatnią drogę po swojemu

Fot. Getty Images

– Wybierając się na pogrzeb, ludzie mówią, że idą na pożegnanie, ale podczas uroczystości kościelnej, nie tylko rzymskokatolickiej, tak naprawdę są jedynie widzami. My dajemy im możliwość pożegnania bliskiego po swojemu – mówi Barbara Nadratowska, od ponad 12 lat mistrzyni świeckich ceremonii pogrzebowych.

– Dziś to Perfect, Metallica czy jazz spod znaku Glenn Miller Orchestra. Rodziny zaczynają odchodzić od klasyki – Bach, Chopin i Vivaldi schodzą na boczny tor, a pojawia się muzyka, której słuchał zmarły – mówi Barbara Nadratowska o utworach, które najczęściej rozbrzmiewają w sali pożegnań. – Zdarzają się i prośby bardziej niekonwencjonalne i dopóki one w jakiś sposób nie zaburzą pogrzebu, zgadzam się na nie. Jakie? Na przykład rap. Wiadomo, w tekstach czasem rzuca się ciężkim słowem i jeśli rodzina wskazuje na konkretny utwór, który chciałaby odtworzyć, to tłumaczę, że będziemy w miejscu publicznym i nie wypada, ale może włączą później, w gronie rodziny. Jest też inne rozwiązanie: kiedy problematyczne są słowa piosenki, to z racji wykształcenia muzycznego mogę nagrać i puścić jej instrumentalną wersję – tłumaczy mistrzyni świeckich ceremonii pogrzebowych.

Nie dość, że nie ksiądz, to jeszcze kobieta

To po części właśnie za sprawą wykształcenia muzycznego Barbara Nadratowska znalazła się w zawodzie. Najpierw grała na instrumentach klawiszowych i śpiewała podczas pogrzebów, które prowadził jej mąż Mirosław.

– Przyszedł taki dzień, kiedy ceremonie nakładały się i trzeba było się rozdzielić. Mąż mówi: „Jedź, poprowadzisz, widziałaś setki takich ceremonii”, ale szczerze mówiąc, nie bardzo chciałam. Moje obiekcje dotyczyły tego, jak zareagują ludzie, kiedy zobaczą przed sobą mistrzynię ceremonii, a nie mistrza – wyjaśnia Barbara i dodaje: – Był kwiecień 2010 roku. Kilka lat wcześniej, jako pierwsza w Polsce, taką pracę rozpoczęła w Warszawie Anna Borowik. Ona przecierała szlaki, ale ja byłam tuż za nią, jako druga mistrzyni ceremonii świeckich w naszym kraju. I klienci mi tego nie ułatwiali: „Ale jak to? To będzie pani, a nie mężczyzna?”. Więc na początku praktyki był zawsze lekki stres, związany z tym, co powiedzą uczestnicy pogrzebu, bo dla wielu szokujące było, że nie dość, że nie ksiądz, to jeszcze kobieta.

Barbara Nadratowska, mistrzyni świeckich ceremonii pogrzebowych (fot. archiwum prywatne)

Takie reakcje zdarzają się do dziś, choć już bardzo rzadko. – To, że pogrzeb poprowadzi mistrzyni, najczęściej problematyczne było dla pań. Same chciałyby być traktowane na równi z mężczyznami, ale kiedy one miałyby postępować jak mężczyźni, nieraz pojawia się blokada – przyznaje Nadratowska. 

Znamienne też, że ci, którzy bywają najbardziej przeciwni prowadzeniu ceremonii przez mistrzynię, potem proszą ją o pomoc. – Ostatnio miałam taką sytuację latem na Mazurach. Na jakieś 20 minut przed uroczystością, kiedy rozmawiałam z córką zmarłej, podeszła do niej pani, mówiąc: „Ja cię błagam, jeszcze nie jest za późno – poproś księdza”. Kiedy usłyszała, że to osoba, którą chowamy, nie życzyła sobie udziału duchownego, pani przypuściła atak na mnie: „Ja bardzo panią proszę, niech pani chociaż jakieś modlitwy odmówi”, a gdy sprzeciwiłam się, bo to przecież świecka ceremonia, pani jeszcze długo i głośno wyrażała swoją dezaprobatę. Później nie tylko przyszła mnie przeprosić, ale nawet poprosiła o wizytówkę – opowiada Barbara. Miesiąc temu dostała telefon z prośbą o poprowadzenie pogrzebu właśnie tamtej pani, która prosiła o wizytówkę. – Próbowałam odwieść jej córkę od tego pomysłu, ale jak się okazało, taka była ostatnia wola zmarłej – mówi mistrzyni.

Pogrzeb po swojemu

Ceremonie prowadzone przez Barbarę nie mają żadnych elementów religijnych. Jak podkreśla, jest mistrzynią świeckich ceremonii, a nie świecką mistrzynią ceremonii. – Czasami na życzenie rodziny, gdy zapowiadam minutę ciszy, informuję uczestników, że „jeśli ktoś czuje taką potrzebę serca, to niech ten czas zostanie wypełniony modlitwą, ale niech odbędzie się to w ciszy” – mówi Nadratowska.

Świeckie pogrzeby nie są jednak wyłącznie dla tych, którym z religią jest nie po drodze. Wspomniana pani z Mazur, która przekazała córce wizytówkę Barbary, poprosiła, by po uroczystości bliscy zamówili w jej intencji mszę w kościele. – Uroczystości z mistrzem ceremonii są w 100 procentach poświęcone zmarłej osobie. To przejście śladami człowieka, którego żegnamy. Są wspomnienia o nim – te wygłaszane przeze mnie, na podstawie informacji od rodziny, ale przemawiają także przyjaciele, znajomi, czasem współpracownicy. Jest ulubiona muzyka zmarłej osoby, są prezentacje multimedialne, jeżeli dostaję filmy czy zdjęcia. Tego w ceremoniale kościelnym – i nie tylko w rzymskokatolickim, ale każdym – po prostu nie ma. Wybierając się na pogrzeb, ludzie mówią, że idą na pożegnanie, ale podczas uroczystości kościelnej tak naprawdę są jedynie widzami. My dajemy im możliwość pożegnania bliskiego po swojemu – tłumaczy Barbara.

Fot. Getty Images

Pamięta, że gdy prowadziła pogrzeb młodego chłopaka, który był kibicem Legii, przyjechały go pożegnać jakieś cztery autokary fanów drużyny. – Na chórze rozwiesili bannery, przywieźli wieniec w barwach klubu, a gdy przy dźwiękach „Snu o Warszawie” Niemena składano trumnę do grobu, zapalili flary – wspomina mistrzyni i dodaje, że urnę z prochami motocyklisty często zamiast na katafalku ustawia się na siodełku ulubionej maszyny. – Coraz częściej spotyka się też, że ktoś przyprowadza ukochanego psa zmarłego, choć w takim przypadku o zgodę trzeba poprosić zarząd cmentarza – mówi Barbara.

Treść mowy pogrzebowej Nadratowska zawsze ustala z bliskimi, także dla ich dobra. – Ludziom pogrążonym w żałobie towarzyszą różne, czasami skrajne emocje. Bywa, że ktoś życzy sobie podania wprost informacji, o której ja wiem, że nie powinna się znaleźć w pożegnaniu. Czasami musimy chronić rodziny przed nimi samymi. Ktoś, kto zna sytuację zmarłej osoby, i tak będzie wiedział, o czym mówię między wierszami, ale ci, którzy nie wiedzą, nie muszą się dowiedzieć, a przynajmniej nie w takich okolicznościach. Nikt z nas nie jest ani sędzią, ani prokuratorem. Opowiadamy o człowieku, który miał i lepsze, i gorsze dni, jak każdy – wyjaśnia mistrzyni.

Złapać dystans 

W Polsce działa około trzydzieściorga mistrzyń i mistrzów świeckich ceremonii pogrzebowych, a dołączyć do nich może w zasadzie każdy. – Aż chciałoby się zacytować mojego warszawskiego kolegę Jacka Borowika, który kiedyś powiedział, że „każdy może być mistrzem ceremonii, ale nie każdy powinien”, i ja się pod tym podpisuję – przyznaje Barbara. – Oprócz kwestii merytorycznych – znajomości ceremoniału państwowego czy wojskowego – trzeba mieć szereg cech, wśród których, jak myślę, empatia i takt to podstawa. Poza tym odwaga, brak lęku, odporność na stres. Trzeba być przygotowanym, że bardzo często zdarzają się niezaplanowane sytuacje i to mistrz ceremonii jest od tego, żeby panować nad całością – opowiada

Są też emocje, od których nie da się uciec. – To prawda, emocje się udzielają, ale z drugiej strony, gdybyśmy się im poddawali tak jak ci, którzy znali zmarłego, wypalilibyśmy się zawodowo po roku albo dwóch. To praca szalenie obciążająca i jeżeli ktoś nie złapie dystansu, nie zostaje długo w zawodzie – przyznaje mistrzyni. – Oczywiście rozumiem rodzinę zmarłego, staram się w nich wczuć, wesprzeć ich i doradzić jak najlepiej, ale kiedy stoję i przemawiam w ich imieniu, muszę własne emocje odstawić na bok. Taka moja rola – mówi Barbara. 

Kilka lat temu przyszło Nadratowskiej poprowadzić pogrzeb przyjaciela, który kiedyś poprosił ją o to w luźnej rozmowie. Nie spodziewała się, że tak szybko spełni obietnicę. – Mogłoby się wydawać, że jeśli ktoś prawie 20 lat spędził na cmentarzach, będzie w stanie odrzucić emocje. Niestety nie. Uratowało mnie tak naprawdę tylko to, że od momentu śmierci do pogrzebu był mniej więcej tydzień, więc miałam czas, żeby oswoić się ze świadomością, że będę musiała stawić temu czoła – przyznaje Barbara.

Fot. Getty Images

To jednak, jak mówi mistrzyni, nie pożegnanie przyjaciela było dla niej największym wyzwaniem. – Najtrudniejsze są zawsze pogrzeby dzieci. Wraca potem do mnie widok rodziców, dziadków, rodzeństwa. W przypadku takich ceremonii nie da się też napisać klasycznego wspomnienia, bo jakie? Siłą rzeczy, bardziej mówimy o miłości, o oczekiwaniu, nadziejach. Takie słowa powodują, że mowa pogrzebowa jest bardzo emocjonalna i myślę, że to się wszystkim udziela, również mistrzom ceremonii – mówi Barbara. – Jak sobie z tym radzę? Te ceremonie, jeśli mogę, staram się oddać mężowi – przyznaje. – Ale zdarzają się i takie sytuacje, jak niedawno, że zadzwonił pan w sprawie pogrzebu malutkiego dziecka i poprosił mnie o pomoc, bo dwa lata wcześniej pożegnałam jego brata. I kiedy ktoś mówi: „pani Basiu, bardzo chcielibyśmy, żeby to była pani, my panią znamy, mamy do pani zaufanie”, to ja nie odmawiam. Ale takie pogrzeby nie są łatwe. Te przeżycia po prostu muszą odejść. 

Świeckich uroczystości pogrzebowych odbywa się w Polsce coraz więcej, ale, jak mówi mistrzyni, wzrost ich popularności nie jest tak duży, jak mogłoby się wydawać – można mieć takie wrażenie z powodu ich nagłaśniania. Częściej jednak odbiera telefony od osób, które same chcą zaplanować swoje pożegnanie. – Pytają o ceremonię, informują, czego oczekują, czego by nie chcieli – mówi Barbara. – Czasem dodają, że zostało im maksymalnie kilka miesięcy życia. Trudno mi się rozmawia z kimś, kogo miałabym później pożegnać. Proszę, żeby ewentualne sugestie przekazali bliskim, a sama mówię, że warto się leczyć i zawsze mieć nadzieję.

Katarzyna Rycko
  1. Styl życia
  2. Społeczeństwo
  3. Świecki pogrzeb: W ostatnią drogę po swojemu
Proszę czekać..
Zamknij