Średnia liczba dni deszczowych w Los Angeles w marcu to zaledwie dwa. Pech chciał, że według synoptyków w tym roku opady miały nawiedzić Kalifornię 10 marca – w dniu, w którym najnowszą kolekcję zdecydowała się zaprezentować Donatella Versace. Projektantka bez wahania przesunęła więc datę pokazu o jeden dzień. W końcu nie przyleciała do Miasta Aniołów po to, by moknąć. Jej projekty najlepiej błyszczą w świetle zachodzącego słońca.
Trzeba by dobrze znać Donatellę Versace, by móc nazwać ją „control freakiem”. Na pewno jest jednak perfekcjonistką. Uwielbia planować i czuwać nad precyzyjnym realizowaniem swoich celów. Dlatego, gdy na jej drodze pojawia się choć minimalna przeszkoda, uruchamia plan B. Tak było i tym razem.
W odpowiedzi na prognozy, które na dzień pokazu zapowiadały deszcz, marka Versace zmieniła datę prezentacji. Choć opady w połączeniu ze wzniosłą ścieżką dźwiękową z utworów Prince’a i widokiem na panoramę Los Angeles mogłyby dać spektakularny efekt, nie były tym, czego od wyjątkowego, bo odbywającego się poza Mediolanem, wydarzenia oczekiwała projektantka. Swoje najnowsze propozycje chciała zaprezentować w świetle zachodzącego słońca, na tle przygaszonych kolorow krajobrazu i migoczących świateł. Poza tym, nie po to ściągała do Kalifornii tyle gwiazd, by pozwolić im moknąć. Sama pewnie także wolałaby pozostawić swoją fryzurę w nienaruszonym stanie.
Celebryci, nie bacząc na zmianę terminu i napięty przed oscarowy grafik, na pokazie Versace zjawili się tłumnie. Była Dua Lipa i Elton John, którzy żartowali z jednej z ostatnich scen z drugiego sezonu „Białego Lotosu”. Była Cher, która czas spędzała na pogawędkach z Miley Cyrus i pocałunkach z narzeczonym. Pojawiła się także Paris Hilton z mamą Kathy i siostrą Nicki, Demi Moore z córką Rumer Willis, a także Anne Hathaway i Channing Tatum. Na wybiegu także było gwiazdorsko. Kolekcję Donatelli prezentowały m.in. Gigi Hadid, Naomi Campbell, Emily Ratajkowski i Kendall Jenner, która zamknęła pokaz.
Choć domem Donatelli jest Mediolan, w Los Angeles bywa często, szczególnie w okresie od stycznia do marca, gdy szykuje kreacje dla gwiazd na największe ceremonie wręczania filmowych nagród. W Mieście Aniołów fascynuje ją jednak nie tylko splendor, ale i jego niepowtarzalna, nonszalancka i pełna swobody atmosfera. Przymiarki i pokaz to jednak zupełnie inne przedsięwzięcia. O tym drugim Versace mówiła za kulisami jako o wyzwaniu i, choćby chwilowym, wyjściu ze strefy komfortu.
Pracując nad kolekcją sięgnęła po znajome elementy, ale skupiła się na tym, by zamiast kojarzyć się ze stylem retro, odnosiły się do nowoczesnej mody – różnorodnej i wyrazistej, celebrującej bogactwo osobowości i charakterów, odważnej i jednocześnie pełnej klasy, czasami krzykliwej, a kiedy indziej uosabiającej ideę dyskretnej elegancji.
Oczywiście, niektóre z odniesień bywały bardziej dosłowne, jak chociażby pastelowa garsonka z ołówkową spódnicą, która nawiązywała do archiwalnego modelu z 1995 r., jaki w kampanii autorstwa Richarda Avedona prezentowała Kirsten McMenamy. I ona jednak przeszła metamorfozę – matowe, powlekane guziki wymieniono na metaliczne, a fason marynarki zmodyfikowano tak, by bardziej przypominała kurtkę typu bomber. Wariacji na temat garniturów było zresztą znacznie więcej. Wszystkie stanowiły rezultat poszukiwania idealnego kroju – dopasowanego do sylwetki, ale nieprzesadnie ciasnego, akcentującego talię i podkreślającego ramiona.
Zarówno wieczorowe kroje, jak i te bardziej kojarzące się z codziennym ready-to-wear Versace odszyła z precyzją godną chirurga. Wydłużające sylwetkę fasony mocno przylegały do ciała, a te o pełnej objętości nie sięgały dalej niż do połowy uda. Bywały bardziej zabudowane albo śmiało odsłaniały skórę, otulały ją lejącymi marszczeniami, oplatały misternymi kamyczkami, chowały pod warstwami drapowanego atłasu i krepy. Były, jak to u Versace, najlepszą definicją maksymalizmu. Tym razem jednak nie tylko włoskiego.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.