W upalne lato w Augustowie, Sopocie i Zakopanem tłumy. Sztubackie dowcipy, dansingi o zmierzchu i pasanie krów. „Pokój z widokiem. Lato 1939” to mozaika wspomnień, które budują obraz polskiej codzienności na kilka tygodni, dni i godzin przed nadejściem katastrofy.
Ilekroć moja babcia wspominała wojnę, opowiadała o tym, jak 1 września 1939 roku stała w otwartym oknie. Nagle usłyszała huk nadlatujących samolotów. – To tylko ćwiczenia – powiedziała jej mama. Chwilę później na Kraków spadły bomby. – A potem przez pięć lat byłam głodna – dodawała babcia. Ten moment tuż przed, to spojrzenie w niebo, ostatnie chwile nieświadomości, ślad normalności na chwilę przed końcem wszystkiego, zawsze robił na mnie ogromne wrażenie. Lubiłam tę historię, chociaż nie była wesoła.
I właśnie te chwile przed postanowił uchwycić Marcin Wilk, który w książce „Pokój z widokiem. Lato 1939” próbuje opisać ostatnie tygodnie przed wybuchem drugiej wojny światowej.
A lato było gorące. W Zakopanem tłumy, augustowskie plaże pełne („Turystyka kwitnie jak niezapominajki” – piszą w gazetach), na nadmorskich promenadach ścisk. PKP zachęca do wypoczynku w zmodernizowanych wagonach kempingowych, dzięki którym każdą noc można spędzić w innym miejscu. Wagon wypoczynkowy podczepia się do pociągu i można ruszać w trasę. Gazety wypełniają ogłoszenia wakacyjnych kurortów i relacje z letnisk obok doniesień z frontu międzynarodowych rozgrywek politycznych.
„Pokój z widokiem” to kronika codzienności, mozaika odprysków, drobiazgów, ułamków historii, ożywionych kadrów jak ze starej fotografii, układających się w migoczący obraz tamtych chwil. Marcin Wilk, dziennikarz i reportażysta, mający na koncie m.in dwie biografie „Tyle słońca. Anna Jantar. Biografia” i „Kwiatkowska. Żarty się skończyły” sprawnie porusza się w archiwaliach. Cytuje dzienniki, czasopisma, listy i gazety codzienne, budując obraz tamtych czasów słowami ich współczesnych. Osobiste historie łączą się z dyplomatycznymi notami, pamiętniki i listy ówczesnych celebrytów (czy można użyć takiego określenia wobec Witkacego, Dąbrowskiej czy Nałkowskiej?) z doniesieniami bulwarówek. Nie brakuje szczegółów – ile kosztowała noc w luksusowym hotelu w Augustowie (15 złotych), o której odbywał się obiad, który poprzedziło przemówienie polskiego ambasadora w Stanach Zjednoczonych, otwierające polską prezentację na Wystawie Światowej w Nowym Jorku (13.30). Przede wszystkim jednak Marcin Wilk zbiera wspomnienia żyjących jeszcze świadków tamtego lata. Mariana Niemierkiewicza, który w tamte wakacje miał 12 lat, ośmioletniej wtedy Ireny Czerwińskiej, jedenastoletniej Basi Kamińskiej i wielu innych. Te nazwiska niewiele mówią. Bo o bohaterach Wilka nie pisze się w podręcznikach.
Opowieści, które zebrał autor, to w dużej mierze najzwyklejsze historie o najzwyklejszym lecie. Barbara wspomina sad przy domu swojej przyjaciółki, w którym dojrzewał agrest. Objadła się nim tak, że nocą miała sensacje żołądkowe. Wstydziła się tego okropnie. Ryszard zgubił podczas jazdy na rowerze zegarek, który był w rodzinie od 40 lat. Miał go w kieszeni marynarki. Ale było tak gorąco, że musiał ją zdjąć. Zegarek przepadł. Marian, syn księgarza, razem z kolegą robił w tajemnicy kalichlorek. Kiedy się stuknie w zawiniątko z takim proszkiem, wybucha. Wystraszyli sąsiadów, była afera.
Lato było pogodne. Miejscami tylko znaczyły je drobne rysy zwiastujące zbliżające się niebezpieczeństwo. Ojciec Ireny zaczyna mieć dłuższe wachty na okręcie, którego jest dowódcą, chłopi pracują przy żniwach z większym niż zazwyczaj pośpiechem, harcerza na wycieczce w Gdańsku przeganiają wyrostki z Hitlerjugend. To w Gdańsku zresztą zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji chyba najbardziej. Na budynkach powiewały flagi ze swastyką. Niemcy zastraszali polskich sklepikarzy. Tu czuło się, że jest źle. Wszędzie indziej, chociaż o groźbie wojny mówiło się w zasadzie nieustannie, nikt nie brał pod uwagę, że naprawdę wybuchnie. Życie toczyło się swoim torem. Na dansingach w kurortach wciąż grali przeboje.
Historie przytaczane przez Wilka miejscami wydają się błahe, zbyt niepozorne, by zainteresować kogoś poza najbliższą rodziną bohaterów. Nabierają jednak wyrazu, kiedy autor podkręca tempo, a na liczniku do 1 września zostaje tylko kilka dni. Ta kronika ostatnich godzin przed wybuchem wojny robi największe wrażenie. Coraz większe tłoki na stacjach w kurortach, w pociągach ścisk, plakaty mobilizacyjne na murach, kopanie rowów przeciwlotniczych, w końcu wieczorne zaciemnienie. Dąbrowska zalepia okna paskami papieru na wypadek bombardowania. Witkacy czuje się wytrącony z równowagi i planuje szybki powrót z Zakopanego do Warszawy. W Krakowie gwałtownie wzrasta liczba ślubów. Tylko 27 sierpnia przed południem odbyło się ich 150. Niektórzy nerwowo gromadzą zapasy żywności. Ale w takim Truskawcu miejscowe drużyny na spokojnie rozgrywają mecz piłkarski. Atmosfera gęstnieje, ale nadzieja na pokój wciąż się tli. W końcu jednak przychodzi wrzesień. Moja babcia słyszy nadlatujące bombowce. I lato się kończy.
Marcin Wilk, „Pokój z widokiem. Lato 1939”, Wydawnictwo WAB.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.