Pokolenie Z rezygnuje z aplikacji randkowych, a milenialsi są wypaleni randkowaniem online
Czy zbliża się koniec aplikacji randkowych? Zebrały się nad nimi gradowe chmury. Wypaleni i zmęczeni użytkownicy i użytkowniczki odpływają, narzekają, szukają alternatyw. Czy przyszłość randkowania to powrót do przeszłości?
Przez ponad dekadę aplikacje randkowe zadomowiły się w naszym społeczeństwie. Tinder, Bumble, Grindr, Pure czy Feeld miały przynajmniej w teorii pomagać w znalezieniu miłości, romansu, przyjaźni. Każdy zna chyba jakąś parę, która poznała się dzięki aplikacji. Są też wśród nas weteranki i weterani Tindera czy Bumble, którzy mimo mozolnego przesuwania w prawo i lewo nie znaleźli szczęścia. W ostatnich miesiącach na TikToku i Reddicie pojawiły się głosy, że twórcom aplikacji randkowych być może wcale nie zależy, byśmy poznali kogoś sensownego, i się z nich wylogowali. Chcą raczej nakłonić użytkowniczki i użytkowników do wykupienia subskrypcji, rozpalając w nas nadzieję, że może to pomoże nam znaleźć to, czego szukamy. Każda z aplikacji staje się też kolejnym społecznościowym uniwersum, które pobudza ośrodek nagrody, ale ostatecznie wysysa z nas energię i wpędza w przygnębienie. Generacja Z zaczyna się odwracać od aplikacji randkowych, a milienialsi i milenialki mówią wprost o wypaleniu, określając apki mianem bezdusznych i toksycznych.
Ciemna strona randkowania online
Według Caroliny Bandinelli, profesorki Uniwersytetu w Warwick badającej cyfrową kulturę miłości, założenia aplikacji randkowych brzmiały obiecująco: w prosty i szybki sposób miały rozwiązywać miłosne problemy. Łącząc singli z okolicy i z podobnymi oczekiwaniami, wydawały się receptą na odnalezienie bratniej duszy. – Aplikacje nie działają jednak, tak jak powinny, a mimo to tworzą oczekiwanie na miłość jako skuteczny biznes. Użytkownicy są tym sfrustrowani – pokreśliła badaczka na łamach Wired.com.
Rynek aplikacji randkowych – mimo gorszej passy – to wciąż wielomiliardowy biznes, jak podkreśla Bloomberg.com. A skoro biznes, to nic dziwnego, że twórcy apek chcą zarobić na naszych pragnieniach. Milenialsi to pierwsze pokolenie, które na ogromną skalę zaczęło korzystać z tych cyfrowych narzędzi. Pojawiły się i dynamicznie rozwijały wtedy, kiedy wchodziliśmy w dorosłość i zaczynaliśmy szukać pary. Jednak okazało się, że przy okazji pojawiła się masa toksycznych randkowych trendów. – Tinder czy Bumble w Polsce sprawdzają się w większych miastach, jeśli chcesz spotkać kogoś spoza swojej bańki – ocenia 34-letnia Klaudia. – Trzeba mieć jednak dużo czasu i cierpliwości, by się z kimś umówić. Najpierw mozolne swipe’owanie i powierzchowne ocenianie głównie po zdjęciach, potem small talki, wstępne umówienie się, a być może nawet spotkanie, które kończy się… ghostingiem. Podobnego zdania jest 30-letnia Ola. – Wiem, jak działają algorytmy, ale mam wrażenie, że nie da się znaleźć nikogo sensownego przez takie aplikacje. Oczywiście znam sporo par z Tindera, nawet jakieś małżeństwa. Niestety chyba bez sporej dozy szczęścia i cierpliwości nie da się znaleźć randki.
Pokolenie Z także korzysta z aplikacji randkowych, co wydaje się naturalne, bo przecież duża część ich życia toczy się w sieci. Jednak jego przedstawiciele zdają się nie odczuwać tak silnej presji, by być w związku, jak wcześniejsze pokolenia. Szukają bardziej jakościowych relacji, wolą slow dating niż seryjne spotykanie się, nie mają problemu, by żyć w pojedynkę, cenią sobie relację z samymi sobą i przyjaźnie. Ma to odbicie w trendach randkowych na rok 2024, których większość jest pozytywna. Zetki nie mają też oporów, by głośno mówić o negatywnym wpływie aplikacji randkowych na zdrowie psychiczne, opowiadać o nadużyciach, których doświadczyli, umawiając się online.
Mimo że rozwiązań mających zapewnić bezpieczeństwo pojawia się coraz więcej, to według danych brytyjskiej organizacji The Cyber Helpline około połowy osób z generacji Z doświadczyło catfishingu (podszywanie się pod kogoś w sieci). Na porządku dziennym są wyłudzenia pieniędzy czy porn revenge. W efekcie pojawiają się wstyd, brak zaufania do ludzi, stany lękowe. To zbyt wysoka cena za miłość. Dlatego zetki odpływają z aplikacji i szukają alternatywy.
Wypalenie randkowe: milenialsi zmęczeni aplikacjami randkowymi
Mielnialsi też zaczęli się orientować, że randkowanie online przynosi im więcej szkody niż pożytku. Uzależniające przesuwanie kolejnych profili, nadzieja, że może następny będzie sensowny, pożera czas. Frustruje, kiedy pojawiają się wciąż te same twarze. – Chodzenie na wiele randek z „niewłaściwymi” osobami może prowadzić do przygnębienia i rozpaczy. Możemy czuć, że nie ma dla nas partnera lub że jest poza naszym zasięgiem – tłumaczyła na łamach Yahoo.com Lisa Spitz, brytyjska ekspertka do spraw związków. Wielkie nadzieje, szykowanie, stres, a potem rozczarowanie. Ale nie dajemy za wygraną. Randkujemy seryjnie, testujemy kolejne apki, wykupujemy dostęp do Rayi, czyli ekskluzywnej społeczności (o ile nas tam przyjmą), gdzie Lily Allen poznała swojego przyszłego męża – Davida Harboura. I nic. Nie kasujemy Tindera czy Bumble, bojąc się, że kogoś ciekawego przegapimy. Chodzimy na kolejne spotkania bez entuzjazmu, trochę z rozpędu. Doświadczamy odrzucenia, ghostingu czy ghostlightingu i innych przykrych rzeczy. Moje rozmówczynie, Ola i Klaudia, porównują randkowanie online do ciężkiej, męczącej pracy, której mają autentycznie dość. To zniechęcenie wydaje się podobne do wypalenia zawodowego. – Moim zdaniem definicja wypalenia randkowego to stan, w którym czujesz, że wyczerpałeś wszystkie możliwości – podkreśla Carmelia Ray, swatka gwiazd, w rozmowie z „USA Today”. – Robisz wszystko, co możesz, i wydaje się, że nic nie działa, więc po prostu się męczysz.
Według ekspertek sposobem na wypalenie jest zrobienie sobie przerwy w randkowaniu online lub próba ustalenia pewnych ram: ograniczenie czasu przeznaczanego na scrollowanie apek i liczby randek, postawienie na ich jakość. Ważne jest też, by określić w miarę dokładnie, kogo i czego się szuka, komunikować to szczerze już na początku znajomości. I pamiętać, że nawet jeśli randka jest nieudana, to przynosi nam wiedzę o naszych preferencjach.
Czego pragną zetki i jak randkują
Według agencji badawczej Savanta ponad 90 proc. pokolenia Z czuje frustrację z powodu aplikacji randkowych. Wypaleni milenialsi i odpływające z aplikacji randkowych zetki, które często umawiają się po prostu za pośrednictwem social mediów, to nie jest dobra prognoza. – Zdecydowanie bardziej cenię sobie kontakty na żywo. Jednak bywa naprawdę trudno doprowadzić do spotkania w realu za pośrednictwem Tindera – narzeka 25-letnia Marysia. – Może jestem romantyczką, ale chciałabym poznać kogoś przypadkiem, wpaść na niego na ulicy. Póki co rozglądam się na uczelni i w pracy – dodaje. Osoby z generacji Z są zmęczone nie tylko aplikacjami randkowymi, ale w ogóle byciem online. Dbając o zdrowie psychiczne, zaczynają stawiać granice. Rozglądają się za miłością czy romansem w realnym świecie, co jest również efektem pandemicznej izolacji. Marysia przyznaje, że trochę zazdrości mojemu pokoleniu tego, że pamiętamy czasy analogowe i mieliśmy szansę nauczyć się flirtu w realu. Sama długo byłam fanką aplikacji. Uważałam, że są zbawieniem dla introwertyków i jasno określają, czy ktoś jest zainteresowany znajomością. Że to coś innego niż na przykład podryw w barze, kiedy niewiadomych jest bardzo dużo. Szybko okazało się, że aplikacje to też wylęgarnia oszustów. Spotykałam się kiedyś z chłopakiem, który twierdził, że jest singlem, a tak naprawdę miał żonę, co w końcu wyszło na jaw.
Jako przedstawicielka pokolenia milenialsów pamiętam też zasadę, że lepiej nie romansować czy nie wiązać się z osobą ze swojego kręgu towarzyskiego, by nie popsuć relacji, nie doprowadzić do rozpadu grupy. Okazuje się, że osoby z pokolenia Z mają do tego inne podejście. Są otwarte na randkowanie z przyjaciółmi. I nie mylmy tego z układem friends with benefits. Chodzi raczej o to, że skoro jestem z kimś blisko, czuję się przy nim swobodnie i bezpiecznie, to mogę spróbować przenieść tę relację na romantyczny poziom. Felietonistka „Washington Post”, Christine Emba, w swojej książce „Rethinking Sex: A Provocation” przedstawia podobny argument: „Randki mogą wywoływać uczucie niepokoju, co jest naturalne, gdy niewiele wiemy o danej osobie, jej pochodzeniu i intencjach”. Spotykanie się z przyjacielem minimalizuje dyskomfort towarzyszący wczesnym etapom randkowania. Wpływ pokolenia Z na społeczeństwo dostrzegają też przedstawiciele Tindera, co podkreślali w raporcie z 2023 roku, i to, jak zmieniają się dzięki nim randkowe trendy, pojawia się choćby pozytywny sober dating.
Alternatywne randkowanie w realu jest możliwe
Skasowanie aplikacji zajmuje dosłownie chwilę. Co dalej? Jak poznać kogoś w realu? Klaudia zaczęła pytać przyjaciół, czy mogą ją poznać z którymś z dalszych znajomych. Zebrała się na odwagę i powiedziała, że etap bycia singielką ma za sobą. Chłopak jej przyjaciółki powiedział, że ma świetnego kolegę w pracy. Zaplanowali, że pojadą we czwórkę na przedłużony weekend w góry. – Nie nastawiam się, ale na pewno spędzimy miło czas. Cieszę się, że będę mogła kogoś poznać w okolicznościach przyrody, a nie w cyfrowym świecie.
Inny pomysł w tym duchu to imprezy, na które przyjaciele przyprowadzają znajomych singli, aby nie zamykać się we własnym gronie. To swatanie w nieco luźniejszej formie. Tego typu wydarzenia odbywają się też oficjalnie, są biletowane i organizowane np. przez agencje eventowe. Są też wydarzenia z wolnym wstępem. W Warszawie 12 lutego z okazji zbliżających się walentynek Grupa Performatywna Chłopaki organizuje Krąg Dating dla osób czujących się samotnie, podczas którego można poznać inne osoby i umówić się na walentynkową randkę. Większość miejsc rozeszła się błyskawicznie.
Sposobem na poznanie nowych ludzi jest poświęcenie czasu, który traciliśmy w aplikacji, na rozwijanie pasji, robienie czegoś nowego w grupie. Miło spędzone chwile i poczucie rozwoju gwarantowane. Znalezienie miłości może być „efektem ubocznym”.
Moja przyjaciółka, która szybko zniechęciła się do aplikacji, powtarza: wyjdź gdzieś sama. Najpierw rano do kawiarni. Sącząc kawę, rozglądaj się, łap kontakt wzrokowy, zagaduj. To samo wieczorem w barze. Najlepiej zaprzyjaźnionym, gdzie czujesz się swobodnie, możesz wpaść na znajomych albo pogadać z barmanem. Przecież poznawanie ludzi w realu też nie jest w 100 proc. bezpieczne.
Niestety (dla zdrowia) dobrym patentem na zawieranie znajomości jest wychodzenie na papierosa. Nawet jeśli nie palisz, możesz czasem potowarzyszyć palaczom. Niezależnie od tego, czy szukasz kogoś w realu, czy online, najlepiej na nic się nie nastawiaj, podchodź do poznanych ludzi i randek z nimi na luzie, ucz się flirtu, swoich preferencji. Najgorsza jest desperacja. A najważniejsza – otwarta komunikacja.
Być może wszyscy potrzebujemy porządnej przerwy od randkowania online, wyjścia zza ekranów, poczucia prawdziwej chemii. Może czas na postromantyczną miłość w cyfrowym społeczeństwie, o której mówi w swojej pracy Bandinelli. Może dzięki temu zatęsknimy do randkowych aplikacji i odkryjemy je na nowo. Tak aby korzystanie z nich było pozbawione toksyczności i cierpień.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.